dwanaście

18.1K 1.3K 683
                                    

CO ZŁEGO TO NIE JA

...

Florence

Przeglądałam filmy na laptopie, nie mogąc dojść do porozumienia w sprawie tego, co chcemy oglądać. Corbin oczywiście wybierał same głupoty, reportaże o seryjnych mordercach. Ale ostatecznie przystanęłam na to, bo to w końcu jego urodziny.

Więc spędziłam czterdzieści pięć minut na oglądaniu jakiegoś starego zbira.

– Chciałem kiedyś zostać adwokatem – oznajmił, więc spojrzałam na niego.

Leżeliśmy obok siebie na kocu, z głowami na poduszkach, a laptop spoczywał na jego kolanach. Było bardzo ciepło, ale słońce pochłonięte zostało przez masę ciemnych chmur.

– Ale fakt, że musiałbym bronić takiego mordercę odrobinę mnie przeraża. Bycie adwokatem to w sumie umiejętność mówienia prawdy tak, aby omijać tę najgorszą prawdę, ale nie kłamać – zauważył.

– W sumie – mruknęłam. – To masz rację. Jak ja byłam mała to chciałam być podróżniczką. Nie wiem, jak zamierzałam zarabiać pieniądze, ale cóż... – urwałam, wzruszając ramionami. – Ubierałam na głowę kapelusza taty, w którym łowił ryby, dookoła brzucha zapinałam pasem kurtkę mamy, zakładałam plecak i oznajmiałam im, że uciekam z domu, żeby przeżyć jakąś podróż.

– Aww – zagruchał rozbawiony Corbin, na co trąciłam go ramieniem. – Mała Florence musiała być przeurocza.

– Ta duża też taka jest – odpowiedziałam urażona. – Ale oprócz tego umie być też zabawna. Albo poważna, jeśli wymaga tego sytuacja.

– Ta duża jest strasznie irytująca.

Zmarszczyłam brwi, przyglądając się jego profilowi. Krótki zarost widniał na jego twarzy, a on podrapał się po policzku, jakby wyczuł mój wzrok.

Westchnęłam i podniosłam się, siadając na kocu. Zmarszczyłam brwi.

– Naprawdę jestem irytująca? – zapytałam, więc Corbin spojrzał na mnie ponad klapą laptopa.

Przez moment po prostu mi się przyglądał, jakby sprawdzał mój nastrój i to, czy mówię poważnie. Cóż, mówiłam. Nie wiem, być może zbliżał mi się okres, ale najwyraźniej uznałam, że w tym momencie przejmuje mnie jego opinia.

Mężczyzna zamknął laptopa, odkładając go na bok i również usiadł, uśmiechając się głupio. Nie znosiłam tego uśmieszku.

– Jesteś – odpowiedział wprost. – Ale w dobrym tego słowa znaczeniu.

– Jest dobre znaczenie tego słowa?

– Jesteś upierdliwym wrzodem na tyłku, który chcę mieć tam przyczepiony – wyjaśnił, na co parsknęłam suchym śmiechem. – Bo twoje irytowanie mnie wprowadza zabawę do mojego życia.

– A więc jestem twoją zabawką?

– W pewnym sensie – odpowiedział głupio. – Po prostu cię lubię. I spędzanie z tobą czasu, tworząc ten bzdurny przekręt sprawia mi dużo frajdy. Nigdy w życiu się tak dobrze nie bawiłem.

Przyglądałam się mu, wiedząc że mówił szczerze. Siedzieliśmy tak obok siebie, gdy pokręciłam rozbawiona głową. Odchyliłam się do tyłu, podpierając się rękoma o koc i spoglądając w ciemne chmury. W powietrzu czuć było zapach deszczu.

Corbin zabrał miskę z popcornem, częstując mnie, ale pokręciłam głową. Postawił ją więc na swoich kolanach.

– W takim razie poirytuję cię jeszcze trochę i opowiem ci o tym, co mi się śniło w nocy – oznajmiłam. a on spojrzał na mnie z chwilowym zawieszeniem. Jakby to zdanie go wystraszyło, a chyba było całkiem normalne. – Nasze wesele – dodałam z głupim uśmiechem. – Graliśmy na nim w tę głupią grę, gdzie pan młody siedzi tyłem do pani młodej, ktoś czyta im pytania dotyczące ich związku i sprawdzają czy odpowiedzą tak samo. To chyba stres całą tą sytuacją spowodował ten sen, bo odpowiadaliśmy okropnie źle.

WICKED GAME [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz