piętnaście

17.5K 1.2K 486
                                    

co złego to nie ja

...

Corbin

Nerwowo podrygiwałem nogą, wciąż sprawdzając swój telefon. Czułem okropny stres na samą myśl o Florence i postanowiłem po prostu się od tego odciąć.

Nie umiałem tego jednak zrobić.

Prawda jest taka, że odchodziłem od zmysłów. Martwiłem się, nie spałem całą noc.

A jej wciąż nie było i wciąż nawet mi nie odpisała.

Rzuciłem długopisem o biurko, warcząc cicho, gdyż nie mogłem się skupić.

I wtedy moja komórka, jak na zawołanie, rozdzwoniła się głośno.

Poderwałem się momentalnie, widząc jej imię na wyświetlaczu. Nagła ulga rozeszła się po moim ciele, gdy odebrałem szybko.

– Florence, gdzie ty, do cholery, jesteś? – zapytałem, słysząc tylko jakieś szumy w słuchawce. – Cholera, dostałem prawie zawału, nie widząc cię na lotnisku po tym jak wylądował twój samolot. I jeszcze nie odbierałaś. Nie przespałem całej nocy.

Nie odpowiedziała mi. Brzmiała jakby płakała, przez co od razu wstałem z obrotowego krzesła, nerwowo przechadzając się po biurze.

– Co się stało? – Kolejne pytanie, po którym poczułem jak bardzo jestem nerwowy. Jej oddech wydawał się nierówny.

A moja głowa wyobrażała sobie najgorsze z możliwych scenariuszy. Że grozi jej niebezpieczeństwo. Że ktoś właśnie chce zrobić jej krzywdę. Albo już ją zrobił. Podszedłem do okna, wyglądając za nie.

– Florence!

– Jestem w Waszyngtonie – odpowiedziała, na co zmarszczyłem brwi.

– Co? Co tam robisz? – spytałem.

– Myślałam, że damy radę same, ale... – urwała, a jej głos załamał się i nie miałem już wątpliwości. Płakała.

I ta myśl, że jest na drugim końcu kraju, tak smutna, okropnie ścisnęła moje serce.

– Ja nie umiem jej trzymać, Corbin. Nie jestem w stanie jej pocieszać, bo sama jestem w strzępach – załkała, pociągając nosem, co dostatecznie złamało mi serce.

– Spokojnie, kochanie – wypowiedziałem, będąc w zupełnym szoku tym co się dzieje. Bo nie wiedziałem, co dokładnie się dzieje. – Wyślij mi dokładną lokalizację. Przylecę najbliższym samolotem.

Już mówiąc to, byłem w drodze do wyjścia, szukając w kieszeni kluczy od samochodu. Odłożyłem od ucha słuchawkę, włączając głośnomówiący i wchodząc w aplikację, aby poszukać lotu.

– Naprawdę? – szepnęła, pociągając nosem. – Przylecisz do Waszyngtonu? Ja... Wiem, że masz firmę i tylko... Boże, Corbin, musiałam to na kogoś zrzucić, bo nie dam rady.

– Za dwie i pół godziny mam lot. Może zdążę – powiedziałem tylko, jednocześnie klikając, że kupuję ten cholerny bilet. – Powiedz mi tylko, że jesteś bezpieczna, kwiatuszku.

– Tak... Tak, jestem.

– Dobrze – odparłem, wsiadając do samochodu i kładąc telefon w miejscu pomiędzy siedzeniami, gdzie znajdowała się wnęka. – A teraz uspokój się i wszystko mi opowiedz. Lot trwa pięć godzin. Będę dopiero nocą.

Więc zaczęła opowiadać.

A ja z coraz większym trudem tego słuchałem.

*

WICKED GAME [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz