Albo ja pomyliłam planety albo to ludzie są niezrównowarzeni psychicznie.
Kolejny dzień i znowu obudzona w szpitalu. Nie miałam dobrego nastroju. Tej nocy ktoś umarł. Moim zdanurm to ta miła kobieta z sali obok. Szkoda. Była napradę miła. Nadal zdarzenie z wczoraj wieczora powodowało mętlik w mojej głowie. Spojrzałam w lustro i już wiem że wyglądam jak zombi. No co zrobisz? Nic nie zrobisz. Pomyślałam że napiję się kawy. Więc wyszłam z sali i powędrowałam wolnym krokiem do szpitalnej "pani od kawy". Wszyscy co mnie widzieli zachowywali się conajmniej dziwnie. Gdy mnie widzieli łapali się za głowę,obgadywali a jeszcze inni uciekali przedemną. No dobra...wyglądam źle no ale bez przesady. Przy kawiarence spotkałam panią z sąsiedniego pokoju. Czyli to ie ona umarła. Całe szczęście. Ale skoro nie ona to kto?
-dzień dobry -powiedziałam do odwróconej kobiety. Ona się odwróciła i...
-a dzień dobry dzień do... o matko moja jedyna... -powiedziała po czym wybiegła z kawiarenki krzycząc: ożyła !!! Dziewczyna z dwudziestki ożyła.
I wtedy się zorientowałam kto rzekomo umarł tej nocy. To ja. Dlatego się tak na mnie dziwnie patrzyli. Co się tu do cholery dzieje.~WITAJCIE~
TEN ROZDZIAŁ JEST TROCHE KRÓTKI ALE MAM NADZIEJE ŻE WAM SIĘ SPODOBA . DZIĘKUJE ŻE TO CZYTACIE JESTEŚCIE NAJLEPSI.
☺ I DO NASTĘPNEGO ☺