Rozdział 10

447 53 5
                                    

Jestem już po egzaminach, więc tak jak obiecałam jest kolejny rozdział. Przepraszam, że troszkę krótszy niż poprzednie i za wszelkie błędy, ale nie zdążyłam go jeszcze sprawdzić. Dziękuje za cierpliwość i życzę miłego czytania. Jak rozdział się spodoba to zapraszam do komentowania. Kocham was ;*

________

Jego tęczówki odnalazły moje, po czym zaczął cytować słowa.

- „Nie mam pojęcia, dlaczego dzisiaj znów pisze. Zgaduje, że to mój sposób na samotność. Jednak poznałem dzisiaj kogoś kto nie wstydzi się okazywać szczęścia. Nazywa się Louis, a jego uśmiech i iskierki w oczach spowodowały, że przez chwilę także poczułem się po prostu szczęśliwy." -zrobił chwilową przerwę, dokładnie przyglądając się mojej twarzy. Chwycił kolejny. - „Chyba go polubiłem, ale boję się mu zaufać. Nie mogę go do siebie dopuścić. Nikt nie może wiedzieć. Nie mogę czuć, bo to oznaka słabości. To są zgubne uczucia, które dają nam nadzieję, nadzieję na coś co nigdy nie nadejdzie."

-Louis proszę nie czytaj tego. -odparłem błagalnym, łamiącym się głosem.

-Posłuchaj tego Harry. -wyszeptał, chwyciwszy jeszcze jeden skrawek papieru. - „Usłyszałem od niego, że mnie lubi i po prostu spanikowałem. Przestraszyłem się w momencie kiedy zacząłem zdawać sobie sprawę z tego, że to co robie, że to kim jestem go zrani, dlatego uciekłem zostawiając go tam. Boję się znaleźć w nim osobę, której będę ufał."

-Ufam Ci Louis. -szepnąłem zawstydzony swoim wyznaniem w liście.

-Czyżby ? -prychnął kontynuując. -„Nie zamierzałem zginąć w ten sposób. Jedyna śmierć jaką mógłbym zginąć to samobójstwo. To byłby heroiczny czyn... Powiedziałem mu wiesz ? Powiedziałem mu prawie o wszystkim. To było trudniejsze niż myślałem, ale on już wie. Wie i jest tu ze mną. Patrzę jak śpi, a jego powieki delikatnie drgają jakbycoś mu się śniło. Ja natomiast nie mogę zasnąć, właśnie dlatego pisze. Coś dziwnego się ze mną dzieje. Czuję, że on zbliża się do mnie coraz bardziej, a ja mu pozwalam. Dlaczego mu na to pozwalam ? On może mnie zranić...On może chcieć mnie wykorzystać."

-Nie to miałem na myśli, Lou. -broniłem się.

Dostrzegałem w jego oczach ból. Chciałem paść przed nim na kolana i błagać, żeby oddał mi te wszystkie kartki, żeby ich nie czytał. Pragnąłem, by nie cierpiał, nie przeze mnie.

Brunet wstał z łóżka kierując się do wyjścia. Złapałem go za nadgarstek tym samym odwracając w swoją stronę.

-Ile ich przeczytałeś ? -zapytałem.

-Tylko te trzy. -odparł całkiem obojętnie.

Stałem przed wielkim dylematem. Jak dostanie wszystkie to dowie się co do niego czuję. Ale będzie wiedział, że mu ufam. Będzie wiedział jak wiele mu zawdzięczam, jaki jest dla mnie ważny.

-Przeczytaj wszystkie.

Przymknąłem powieki, a moje policzki oblała czerwień.

-Wystarczająco się naczytałem.

Wyrwał się z mojego uścisku i poszedł do kuchni. Nie myśląc nad tym co robie rzuciłem się na łóżko odgrzebując pozostałe papiery. Chwyciłem wszystkie w rękę, gniotąc je tak, aby nie wypadły. Pobiegłem do kuchni. Stał przodem do blatu dzięki czemu mogłem dostrzec idealnie napinające się mięśnie na jego plecach. Wziąłem głęboki wdech i zacząłem tak cicho, że ledwie mógł mnie usłyszeć.

-„Chciałbym powiedzieć Ci co teraz czuję, ale sam nie potrafię tego określić. Po prostu patrzę jak leżysz i wiem, że muszę teraz to napisać. Zacząłeś sprawiać, że Ci ufam. Bałem się, że możesz mnie skrzywdzić jednym, łatwym ruchem, ale teraz mam stuprocentową pewność, że tego nie zrobisz. Z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że samotność była dla mnie znośna. Zmagałem się z nią tak bardzo długo, ale od kiedy się pojawiłeś, przestałem sobie z nią radzić. Uzależniłeś mnie od siebie Louis. Tego się najbardziej bałem, wiesz ? Bałem się przywiązania. Ale nic na to nie poradzę, po prostu tak jakoś wyszło. Sprawiasz, że nie potrafię pozbierać myśli, gdy jesteś obok i, że czuję dziwną pustkę, gdy Cię nie ma. Mam ochotę walczyć o swoje życie, ale tylko wtedy kiedy ty w nim jesteś."-spojrzałem na niego, złagodniał, ale nie odwrócił się. Zabolało. -„Pewnych rzeczy nie potrafię policzyć, bo niektóre błędy popełniam zbyt często, ale Louis... Nigdy jeszcze nie zdarzyło się, że zepsułem coś na czym mi zależało, bo nigdy mi nie zależało. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że dzisiaj jest ten mój pierwszy raz, bo cholernie mi na tobie zależy Lou. „ „Zakochałem się Louis, zakochałem się w tak bardzo wyjątkowej osobie. Nie zasługuję na nią wiesz ? Ta miłość mnie przeraża, bo jest w pewien sposób zakazana, ale jednocześnie mnie ratuję, nie pozwala mi po raz kolejny upaść. Kocham Cię, Lou... a ty kochasz ją. Nie chciałem tego, po prostu tak samo wyszło i nie mogę nic na to poradzić. Dzisiaj po raz pierwszy się do tego przyznałem. Tak bardzo Cię przepraszam..."

Dopiero, gdy skończyłem czytać zdałem sobie sprawę, że płacze. Nie mogłem na niego spojrzeć. Opadłem bezsilny na podłogę chowając twarz w dłonie. Czułem się słabszy niż zawsze. Bałem się, że mnie znienawidzi, że wyśmieje, a jedyne co zrobił to przyciągnął mnie mocno do swojej klatki piersiowej. Milczał, co oznaczało, że musiał być w szoku. Po dłuższej chwili szepnął mi do ucha:

-Coś ci pokaże dobrze ?

Pokiwałem głową, wyrażając zgodę. Chłopka pomógł mi wstać po czym otarł kilka łez spływających z jego policzka.

-Ubierz się, pojedziemy gdzieś.

Tak jak kazał, tak też zrobiłem. Zamknęliśmy dom i ruszyliśmy do samochodu Louisa. Przez całą drogę zastanawiałem się czy powinienem go zapytać, co teraz o mnie myśli. Tylko czy ja aby na pewno chciałem wiedzieć ? Na dworzu było zimno, spowodowane późną godziną. Wszędzie panował mrok, który gdzie niegdzie oświetlały latarnie. Naszej ciszy nie przerywało nawet radio. Wyglądało na to, że chciał pomyśleć, więc ja też postanowiłem go nie rozpraszać. Słychać było tylko nasze oddechy. Gdy minęliśmy tabliczkę z napisem „Londyn żegna" ogarnęła mnie panika, ale starałem się tego nie pokazywać. Wjechaliśmy do małej wsi, a samochód zatrzymał się dokładnie pod kościołem. Nie zadawałem pytań. Wysiadłem i czekałem aż brunet poprowadzi mnie do wyznaczonego miejsca. Niestety nie obdarzył mnie ani jednym spojrzeniem czy uśmiechem, zamiast tego wolnym krokiem szedł przed siebie. Nie zwracał na mnie uwagi. Wyszliśmy zza rogu, a moim oczom ukazała się ogromna czerwona brama. Była zardzewiała w paru miejscach co znaczyło o jej latach. Za nią znajdował się cmentarz. Na sam widok moje serce zabiło trzy razy mocniej. Nagle nogi odmówiły mi posłuszeństwa, więc stanąłem w miejscu i przyglądałem się mu, jak przechodzi przez metalowe wejście i kieruje się coraz głębiej. Przejechałem wierzchem dłoni po czerwonej farbie, która natychmiast odpadła. Zacisnąłem powieki i pokonywałem drogę szatyna. Gdy wreszcie go dogoniłem, siedział na ławce wpatrując się tępą przed siebie. Niepewnie zająłem miejsce obok niego, wlepiając wzrok dokładnie tam gdzie on. Znieruchomiałem.

„Eleanor Calder

*1993-2009*

Na zawsze w naszych sercach. Pokój jej duszy."

Na nagrobku znajdował się zapalony znicz i żywe kwiaty. Nie wiedziałem co mam powiedzieć.

-Poznaliśmy się jako dzieci. -zaczął niepewnie. -Nigdy nie byliśmy parą, ale gdy miałem 16 lat zacząłem myśleć o niej inaczej. Zakochiwałem się w niej bardzo powoli i ostrożnie. Miałem nadzieję, że ona także coś do mnie czuje. Postanowiłem wyznać jej to dokładnie w nowy rok. Ale wiesz co Harry ? Ja nie zdążyłem. -łzy ciekły mu po policzkach, a usta zaciskały się w cienką linię. -Mieliśmy razem spędzać sylwestra, ale ona się nie pojawiła. Dzwoniłem do niej, ale nie odbierała. Odchodziłem od zmysłów rozumiesz ? Wtedy zadzwonili do mnie jej rodzice. Byli załamani i na początku nie mogłem nic zrozumieć. Jej matka szepnęła tylko słowo „wypadek" i już wiedziałem, że jej więcej nie zobaczę. Mój najlepszy dzień w życiu stał się koszmarem, o którym nawet nie śniłem. Byłem rozbity... tęskniłem... modliłem się... błagałem Boga wiesz? Błagałem, by mi ją oddał, ale on nie słuchał. Zabrał ją do siebie, nie pozwolił mi powiedzieć jej tego wszystkiego, nie pozwolił mi nawet się z nią pożegnać... -spuścił głowę w dół, szlochając cicho.
Ja także płakałem, bo zdałem sobie sprawę że każdy z nas ma swoją drogę do celu, ale nie każdy zdąża ją pokonać. Bolała mnie świadomość, że on tak jak ja nie miał łatwo w życiu. Też stracił kogoś kogo bardzo kochał, a teraz cierpiał. Byliśmy do siebie podobni. Widząc go takiego zdawałem sobie sprawę, że on nigdy mnie nie pokocha... Patrzyłem na niego i widziałem, że jego miłość umarła razem z nią...

_____

Szansa upadłego aniołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz