Siedzałem już dwie godziny na korytarzu. Nikt mi nic nie mówił, a ja odchodziłem do cholery od zmysłów. Szpital powoli pustoszał. Gdzie bym nie spojrzał widziałem ból. Umierających ludzi. Płaczących bliskich. Kręciło mi się w głowie od natłoku myśli. Podszedłem do automatu z kawą, gdzie wrzuciłem drobne, wciskając mocną czarną. Potrzebowałem kofeinym, a zamiast tego wcięło mi pieniądze, a po kawie ani śladu. Kopnąłem w niego z całej siły po czym zsunąłem się po jednej z jego ścian na chłodną podłogę. Schowałem twarz w dłoniach i pozwoliłem płynąć spokojnie łzą. Tak mijały kolejne samotne godziny cierpienia. Bez informacji. Bez Louisa... O drugiej nad ranem przyszedł do mnie doktor White.
-Już wszystko z nim dobrze. Nie ma urazu kręgosupa.
Gdy tylko te słowa do mnie dotarły, schyliłem głowę i zacząłem dziękować Bogu.
-Jesteś Harry. -stwierdził.
-Skąd pan wie ?
-Louis dużo o tobie opowiadał.
-Słucham ?
Byłem całkowicie skołowany.
-Nie bez powodu przerwał leczenie. -odparł.
-Zaraz, jakie lecznie ? O czym pan do cholery mówi ? -krzyknąłem.
-Louis choruje na miażdżyce.
-Lou na nic nie choruje. Musiał pan pomylić pacjentów. On jest całkowicie zdrowy. -zaprzeczałem.
-Przykro mi. Pierwsze objawy zaczęły się w wieku 14 lat. Leki miały spowolnić postępowanie choroby, ale on pewnego dnia po prostu przyszedł i powiedział, że nie chce ich już brać. Starałem się go przekonać, ale byłem bezradny.
-Dlaczego je przerwał ? -zapytałem drżącym głosem.
-Dla ciebie. Leki nie pozwalały mu normalnie funkcjonować. Spowalniały go, ograniczały pamięć. Mógłby zapominać jak się nazywasz, albo co wczoraj robiliście.
-Nie rozumiem.
-Jesteś dla niego wszystkim o czym chce pamiętać Harry. On nie chce zapomnieć, ale uwież mi że to i tak się stanie. Leki spowalniają postęp choroby, ale gdy się ich nie bierze miażdżyca szybciej się rozwija. Pewnego dnia się zbudzisz, a on nie będzie wiedział kim jesteś. Będzie tak jakbyście się nigdy nie poznali. -odparł.
Zaczęło mi się robić słabo. Jakbyście się nigdy nie poznali... Jakbyście się nigdy nie poznali... Wstałem z podłogi i zacząłem instynktownie kierować się w stronę wyjścia. To było za dużo, zdecydowanie za dużo. Musiałem się przewietrzyć.
-Harry to nie wszystko. -krzyknął lekarz.
Mimowolnie znieruchomiałem.
-Miażdżyca to jest poważna choroba związana z układem nerwowym. Może prowadzić do zawałów serca. Louis może tego nie przeżyć, dlatego tak ważne są leki. Mówię ci to wszystko po to, żebyś go namówił na powrót do leczenia. -kontunłował.
-Czy Louis to wszystko wie ? Że może mieć zawał ? Że może mnie nie pamiętać ? -zapytałem drżącym głosem.
-Tak.
-I mimo to on dalej...
-Harry postaw się na jego miejscu. Musimy go zrozumieć. Jaka byłaby twoja decyzja ?
Nie odpowiedziałem na to pytanie, ale wiem, że jeżeli chodziłoby o niego to wybrałbym tak samo. Mógłbym podjąć to ryzyko tylko po to, żeby chociaż przez parę miesięcy udawać, że wszystko jest w porządku, żeby pamiętać jego dotyk, smak ust, to uczucie gdy tylko na mnie patrzy. Za te parę miesięcy normalności mógłbym nawet umrzeć. Jeżeli chodzi o mnie to podjąłbym to ryzyko, ale nie jeżeli chodzi o Louisa. On nie może tego robić. Z zamyślenia wyrwał mnie lekarz.
-Louis zemdlał, bo miał stan przedzawałowy. Jego pare miesięcy się niedługo skończy. Zacznie mieć kompletne luki w pamięci, a nawet problemy z poruszaniem.
-Jak nie przyjmuje leków to wszystko pamięta dopóki choroba nie posunie się do przodu ? -zadrżałem.
-Tak, może się czasami zawieszać albo mieć problem ze znalezieniem jakiegoś słowa, ale pamięta. Do pewnego momentu oczywiście.
-Porozmawiam z nim doktorze. -obiecałem.
-Będziemy w kontakcie Harry.
Po tych słowach znowu mnie zostawił. Poczułem się taki bezsilny i zmęczony. Udałem się na recepcję, na której siedziała wysoka szatynka.
-Czy mógłbym zobaczyć się z Louisem Tomlinsonem ? -zapytałem.
-A jest pan kimś z rodziny ?
-Nie, jestem jego chłopakiem.
-Przykro mi, ale wchodzi tylko rodzina.
-Sam go znajdę. -szepnąłem i oddaliłem się w stronę oddziału. Zaglądałem do każdej sali po kolei, ale nigdzie nie mogłem go wypatrzeć. Wsiadłem do windy i wjechałem na pierwsze piętro. Tam moje poszukiwania przerwała ochrona razem z panią recepcjonistką.
-Mówiłam panu, że tylko rodzina. -powiedziała.
-Mam to gdzieś ! -wrzasnąłem.
-Zaraz będziemy musieli usunąć cię ze szpitala. -odezwał się jeden z mężczyzn.
-Muszę go zobaczyć. Dajcie mi z nim porozmawiać. -krzyczałem.
-Idziemy.
Ochroniarz chwycił mnie za nadgarstek, wykręcając go w bolesny sposób.
-Muszę go zobaczyć do cholery. Muszę zobaczyć Louisa. Puszczajcie mnie ! -rzucałem się.
-Proszę dać mu coś na uspokojenie. -zwrócił się do szatynki, a ta przytaknęła. Dostałem dwie niebieskie tabletki, które popiłem wodą. Po jakimś czasie zrobiłem się senny.
-Jesteś zmęczony, powinieneś iść do domu. -zaproponowała pielęgniarka.
Aż tak źle wyglądałem ?
-Nigdzie się bez niego nie ruszam.
-Bez kogo ? -zapytała zdezorientowana.
-Bez Louisa. Louisa Tomlinsona.
Spojrzałem na nią z dołu i dopiero się się zorientowałem, że to ta sama kobieta, która go poznała jak tylko tu przyjechaliśmy. Staliśmy w całkowitym milczeniu aż w końcu się odezwała.
-Jak się nazywasz ? -zadała pytanie.
-Harry Styles.
-No tak mogłam się tego domyślić. Jestem Ana i jestem pielęgniarką Louisa. Opowiadał mi o tobie.
Każdy kto opiekował się brunetem wiedział kim jestem. Byłem znany jako chłopak, dla którego Loueh przerwał leczenie. W moich oczach pojawiały się kolejne łzy, więc spuściłem głowę, zakrywając twarz lokami. Nie chciałem teraz okazywać słabości. Chciałem być dla niego silny, ale żal był tak wielki, że nie miałem odwagi nawet udawać.
-Dlaczego nie mogę go zobaczyć ? -głos mi się załamał.
-Przykro mi Harry. Takie są przepisy. Chciałabym ci pomóc, ale nie mogę nic zrobić.
Wiem, że mówiła szczerze, ale mój smutek był zdecydowanie większy niż jej.
-On leży tam, a ja stoję tu i jestem tak bezradny. -zapłakałem.
Czułem jak Ana przytula mnie do siebie.
-Mogę mu powiedzieć, że tu jesteś i dowiem się kiedy go wypisują. -szepnęła.
Pokiwałem głową, bo co mogłem jeszcze zrobić ?
-Przekazać mu coś od ciebie ?
-Że się zgadzam. Niech mu to pani powie. On na pewno będzie wiedział o co chodzi.* -odparłem.
-W porządku.
Na korytarzu stałem już tylko ja. Upadłem na podłogę i skuliłem się w kłębek jakby to miało uchronić mnie przed prawdą. Przed prawdą, która była cholernie bolesna. Przed życiem, które i tak było już doszczętnie niszczone. Przed miłością, o którą będę walczył do samego końca. Przed nadzieją... nadzieją na szczęśliwe zakończenie.*Chodzi o to, że Louis u psychologa powiedział, że Harry jest jego chłopakiem. W szpitalu doszedł do wniosku, że to była propozycja stworzenia związku, dlatego kazał przekazać Anie, że się na niego zgadza.
__________________
Na wstępie chciałabym podziękować @Kozowska za miłe słowa, które dały mi ogromną motywację do napisania tego rozdziału. Dziękuję kochanie ;* Rozdział jest bardzo smutny, ale od początku pisania tej książki planowałam pokazać jak obaj zmagają się ze swoim życiem i walczą o siebie nawzajem. Jak boją się siebie stracić przez chorobę albo ojca, który molestował Harrego. W następnym rozdziale będą radośniejsze momenty. Mam nadzieję, że was nie zawiodę. Do następnego. <3
CZYTASZ
Szansa upadłego anioła
RomanceWszyscy mają swoją historię, na którą mają wpływ. Nikt natomiast nie może zmienić przeszłość ale każdy ma prawo decydować o swojej przyszłości, nawet ja, Harry Styles. Jednak moja życiowa historia jest nietypowa. Opowiada o szesnastolatku, któremu w...