• • • 21 października 1996 rok • • •
• • • PENSYLWANIA, Tionesta • • •Huk jaki wydał z siebie pistolet przystawiony do skroni mężczyzny był słyszalny na prawdopodobnie cały las oraz pobliski park. Nie dbała specjalnie o to czy ktoś by ją usłyszał, nawet jeśli by się tak stało będzie zbyt przerażony by tu podejść. W końcu mieszkańcy Pensylwanii byli dość przesądnymi i nieco strachliwymi ludźmi. Dla niej liczyło się natomiast tylko to, że w końcu jej cel dokonał żywota - pomińmy fakt, że zrobił to dzięki jej drobnej pomocy, zadanie zostało wykonane w taki czy inny sposób.
Ściągnęła króliczą maskę i odetchnęła głęboko, spojrzała zniesmaczona na jego zakrwawioną twarz, po czym zdecydowanym i mocnym kopniakiem uderzyła w truchło, które bezwładnie stoczyło się z górki w stertę pożółkłych liści. Nie martwiła się co będzie dalej z trupem, las należał do Slendermana, więc sam zajmie się usunięciem zwłok;
— Tyle gonić za jakimś jebanym zdrajcą. — Splunęła. Należał się jej odpoczynek, solidny i długi. Całe szczęście że póki żadne inne zlecenie się nie nawinie nie będzie musiała wychodzić ze swojej nory. Cieszyła ją wizja siedzenia w tych samych ciuchach kilka dni z rzędu i spanie do późna w ciepłym łóżku, a nie ganianie po krzakach. Mały krok oddzielał ją od bąbelkowych kąpieli, musiała jeszcze tylko zdać raport kreaturze, która sprawiała że chciało jej się wymiotować. Niestety, musiała zrobić to osobiście, bo Brian ostatnim razem, gdy się widzieli był bardzo zirytowany. Przekazał jej wtedy, że Operator chce ją widzieć osobiście.
Dziewczyna z zaskoczeniem wypluła napój, który chciała przełknąć przy rozmowie z chłopakiem. Minęły jakieś dwa lata od kiedy przestała być proxy lecącym na każde jego zawołanie, no i również dochodził do tego fakt, że była w posiadaniu własnego mieszkania to tym bardziej nie było powodu, aby się z nią widzieć osobiście. Kreatura dostawała raport na czas, każde zlecenie wykonywała bez zająknięcia się, więc zastanawiała się co było nie tak? Do jej zmartwień dochodził też fakt, że Hoodie zachowywał się podczas ich rozmowy jak nie on. Cały zirytowany, roztrzęsiony, gdzie na co dzień był oazą spokoju.
Teraz gdy odpalała papierosa i miała więcej czasu na przemyślenia ostatnich działań, to na myśl o odwiedzeniu legowiska potwora zaczynała dopadać ją migrena. W dodatku jakby cały świat się na nią uwziął nie miała też leków, więc musiała się pocieszyć ostatnią fajką, a jak to nie wystarczy w niedługim czasie będzie musiała zajrzeć do Chandi, po mocniejszy towar. Mimo, że jej przyjaciółka mieszkała w Nowym Jorku to żadne korki nie powstrzymają Lizzie Lloyd jak się na coś uprze. Pokręciła głową, bo jak rozmowa i wypalenie paru jointów byłaby zbawieniem, tak nie mogła się rozpraszać.
Brian jako jedyny z całej tej zgrai był dla niej wyrozumiały nawet przy jej atakach paranoi był tym racjonalnym głosikiem, dziwnie więc było go widzieć jakby zażył coś innego, niż leki przepisane przez doktora Smileya. Co do reszty kompanii, Tobiasz jej nienawidził z całego serca i zawsze, za każdym razem musiała uważać, aby nie zarobić toporem w fioletowy łeb, a Tim ją irytował z tym swoim "uwielbieniem" do Slendermana, zresztą z wzajemnością! Darli ze sobą koty od kiedy tylko jej stopa postała w rezydencji, a nawet i przed wejściem. Na ganku nadal widnieją szramy po ich szarpaninie z myśliwskimi nożami w rolach głównych.
Nie zdążyła dobrze przyłożyć filtru po raz kolejny do ust, aby zatruć się jeszcze bardziej nikotyną, gdy jak spod ziemi wyrosła obok niej sylwetka dość wysokiego mężczyzny, jednak przez to, że się garbił był nie wiele wyższy od dziewczyny;
— Sory, że cię zaczepiam, ale masz fajkę? — Spojrzała na niego marszcząc brwi i zaciągnęła się papierosem. Dała sobie chwilę na odpowiedź i wręcz irytująco wolno wypuściła dym spomiędzy warg.
CZYTASZ
HARD TO TOUCH YOU • masky
Horror❝ jasne piesku slendermana, zapomniałam jacy wy proxies jesteście wspaniali! to wcale nie tak, że działacie na zlecenie jakiegoś pojebanego stwora, który powie wam porwać, a wy zaszczekacie jak ostatnie suki i wykonacie polecenie bez mrugnięcia okie...