• • • 30 października 1996 rok • • •
• • • NOWY JORK, Chelsea • • •— Dzień dziewiąty, nadal nie mamy wieści o ikonicznym duo głupi i głupszy--
— Wiesz dobrze, że nie są tacy. — Dziewczyna podniosła się do siadu, zlustrowała palacza w drugim fotelu i nic sobie nie robiąc z jego komentarza kontynuowała mówienie do dyktafonu, a mężczyzna ze zbolałą miną myślał tylko, który sposób wybrać na ciche pozbycie się jej oraz która z opcji byłaby najrozsądniejsza, aby ogarnąć ten bajzel samemu.
— Od czasu ostatnich poszlak, które okazały się nimi nie być, minął tydzień, więc nadal nic nie wiemy. Jedyne co się dowiedzieliśmy to to, że znowu ktoś nas śledzi, cudownie! — Kliknęła i urządzenie przestało ją nagrywać, a ona znów rozwaliła się w poprzek fotela. Liczyli się z tym, że misja będzie trwać o wiele dłużej, niż uprzednio zakładali, ale w tym momencie gdzie mieli zero jakichkolwiek większych zadań zaczynało im się zwyczajnie nudzić.
Tim tylko spojrzał na nią z politowaniem unosząc brew, po czym wrócił do czytania książki, którą polecił i pożyczył mu Ashley z jego prywatnych zasobów. Motyw sekty był niskich lotów, ale był na tyle ciekawie poprowadzony, że ciężko się było oderwać.
— Nie patrz tak na mnie, zamiast tego rusz łbem i pomyśl trochę. — Podniosła się do normalnego siadu lustrując Tima ze zmarszczonymi brwiami. Otwierała usta, aby coś jeszcze dodać, ale przerwało jej pukanie, skierowała tam spojrzenie jak i swoje kroki. Ashley wybył z domu bez słowa, zaś Mal musiała wyjść i coś załatwić, więc wydawanie towaru zostało na głowie dwójki bawiącej się w detektywów. Wright rozsiadł się wygodniej w fotelu zaciągając się papierosem wracając do książki, zaś Lizzie wydała towar nieznanej dziewczynie z podkrążonymi oczami, która drżącymi rękami dała jej wyliczoną kwotę i bez pożegnania wyszła. — A więc wracając - chciałam powiedzieć, że jest to osobliwe, że ON dręczy kogoś z Nowego Jorku, typek ginie po oddaniu nam tego skrawka papieru, a przy tym gada o jakimś chłopie, który hasa sobie wolno po Chelsea i znęca się nad ludźmi. Idąc w sumie tą drogą to mimo wszystko łączy się z nim.
Mężczyzna posłał jej zirytowane spojrzenie i zamknął książkę kiedy ta stanęła nad nim z założonymi rękoma.
— Odbija Ci.
— Wcale nie.
— Przyznam Ci rację, ale myślę, że póki nie znajdziemy innych dowodów, niż jakiś bazgroł to postaraj się nie podejrzewać naszego szefa, okay?
— Twojego — Wskazała wymownie na niego palcem. — szefa. Moim już nigdy nie będzie, nigdy więcej, jedyne na co mnie stać to zleceniodawca.
Spojrzała na stół i machinalnie zgarnęła na wpół wypaloną paczkę papierosów należących do Wright'a co ten skwitował jedynie westchnięciem. Wyciągnęła papierosa i odpaliła używkę zaciągając się, jej towarzysz cicho ją obserwował z założonymi rękami czekając na zwrot opakowania. Zawsze mu podkradała papierosy wprawiając go w zirytowanie i w pociągłym spojrzeniu, pewnym siebie uśmiechu widział jak bardzo lubiła go w ten sposób drażnić. Nim zdążył otworzyć usta i na nowo zjechać ją od dołu do góry, powstrzymał się. Zlustrował ją swoimi brązowymi oczami, kiedy dziewczyna nerwowo bujała się z nogi na nogę obserwując hulający wiatr za oknem. Tim musiał przyznać dwie rzeczy, które nigdy nie wyleciały mu z głowy, chociażby na moment nie opuściły jego myśli przez te pięć długich lat od kiedy się znali.
Pierwsza - mimo paskudnego charakteru, z którego nie wydoroślała tak jak wszyscy chcieli, widać było w dziewczynie skupienie i koncentrację. Zgadywał jednak, że brała się ona z rosnącej w niej paranoi, ale od kiedy pamiętał nie potrafił oderwać wzroku od jej zamyślonej, piegowatej twarzy. I te oczy... Kocie oczy zapatrzone gdzieś w dal, gdzie niczyj wzrok nie sięgał.
CZYTASZ
HARD TO TOUCH YOU • masky
Terror❝ jasne piesku slendermana, zapomniałam jacy wy proxies jesteście wspaniali! to wcale nie tak, że działacie na zlecenie jakiegoś pojebanego stwora, który powie wam porwać, a wy zaszczekacie jak ostatnie suki i wykonacie polecenie bez mrugnięcia okie...