Zgodnie z poleceniem Joshua wzięłam szybki prysznic i się przebrałam. Założyłam na siebie najzwyklejsze dżinsy i top. Na to zarzuciłam skórzaną kurtkę i założyłem czarne trampki. Nic wymyślnego. Jednak skłamałabym, gdybym powiedziała, że mam poczucie stylu i umiem wykombinować coś bardziej ambitnego. Poza tym całkiem szczerze nie czułam się dobrze ubrana w jakiś bardziej odznaczający się sposób. Zawsze wybierałam oczywiste ubrania i stonowane kolory. Tak by nikt nie zatrzymał na mnie wzroku przez dłuższy moment.
Wyszłam z pokoju i podeszłam do bruneta, który otworzył przede mną drzwi. Ja wyszłam z mieszkania, a ten ruszył za mną zamykając drzwi na klucz. Razem wsiedliśmy do windy i udaliśmy się do samochodu, którym ruszyliśmy w drogę do sklepu.
— Poszukamy tych mebli, a potem pójdziemy do spożywczaka. Muszę zrobić zakupy, bo w tej lodówce już nic nie ma. — Wyjaśnił, na co skinęłam głową. Miał rację. Lodówka świeciła pustkami podobnie jak szafki w kuchni. — Poza tym i tak muszę tam coś załatwić.
— Mam spytać, czy znowu powiesz, że dowiem się w swoim czasie? — Dopytałam, na co ten posłał mi spojrzenie, które wystarczyłobym poznała odpowiedź. — Jasne. Poczekam. — Mruknęłam, skupiając się na widoku za oknem.
Niby byłam przyzwyczajona, jednak byłam też niecierpliwa. I teraz w mojej głowie rodziło się milion scenariuszy tego, co ten ma do załatwienia. Oczywiście nie musiało to być nic spektakularnego. Jednak ja już stworzyłam kilka wersji tego, co przyjdzie mi przeżyć. Z czego niektóre były tak szalone, że nie powstydziłyby się ich najlepsze filmy akcji. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, mężczyzna zaparkował i wysiedliśmy z samochodu. Joshua po raz kolejny otworzył mi drzwi. A ja zamiast wejść zatrzymałem się i na niego spojrzałam.
— Zawsze jesteś takim dżentelmenem? — Dopytałam, a ten lekko pchnął moje plecy bym nie stała i nie blokowała wejścia.
— To nie dobre wychowanie. Gdyby ktoś chciał zaatakować, weszłabyś pierwsza. I to ciebie by zranili nie mnie. — Wyjaśnił, na co ja skrzywiłam się lekko. No tak. A czego innego ty się idiotko spodziewałaś? — Hej Megan. — Rzucił, zwracając się do dosyć wysokiej szatynki o latynoskie urodzie.
— Cześć. A ta laska to dla ciebie nie za młoda? — Spytała, wskazując na moją osobę. Widocznie nie planowała poświęcić mi ani chwili. Wolała raczej wdać się w dyskusje z najemnikiem.
— To moja siostrzenica. Jej mama zginęła w wypadku i teraz się nią opiekuje. — Wyjaśnił zresztą bardzo sprytnie. To było znacznie lepsze od prawdy. Której raczej nie mogliśmy nikomu powiedzieć. A jednak logiczne było, że ludzie będą pytać. — Teraz urządzamy jej pokój. Przyjechała wcześniej niż się spodziewałem i jestem kompletnie niegotowy.
— Ou... To moje kondolencje. Jak się czujesz? — Mruknęła, przenosząc na mnie spojrzenie. Zabawne. Kilka sekund wcześniej miała mnie kompletnie gdzieś. A teraz kiedy usłyszała, że jestem sierotą nagle z jakiejś dziwnej ludzkiej przyzwoitości zaczęła się interesować.
— Bywało lepiej. — Rzuciłam nieco od niechcenia, wzruszając ramionami.
— No cóż, zaraz coś Ci wybierzemy. — Stwierdziła, ponownie skupiając się na moim opiekunie. — A co u ciebie?
— No cóż, bywało lepiej. — Powtórzył po mnie, również wzruszając ramionami. — Muszę się opiekować nastolatką. A coś czuję, że nawet teraz nie jestem na to gotowy. Chociaż to i tak lepiej, jak jakimś gówniakiem. — Stwierdził, na co ta parsknęła cichym śmiechem. — Wtedy to nie mam pojęcia czy bym się tego podejmował.
— A ile ona w ogóle ma lat? — Spytała, tak jakby mnie tutaj nie było. Kolejna rzecz, do której byłam na tyle przyzwyczajona, że nie zwróciłam na to uwagi. Jedynie oglądałam meble, koło których przechodziliśmy. I tak nie byłam częścią tej rozmowy. Poza tym lepiej, żeby to Joshua mówił. Bez wątpienia ułożył już całkiem spójną wersję wydarzeń.
CZYTASZ
Legacy
ActionŻycie Danielle wydawało się być bajką dwudziestego pierwszego wieku. W końcu ile napisanych zostało romansów, w których silni mafiozi zmieniali życia kobiety. Mafia była niczym raj i wybawienie. Niestety tylko na kartkach papieru. Wzgardzała swoim n...