Rozdział 25

13 4 3
                                    

Chłodny powiew trącał złote kosmyki, które wydostały się ze ściśle związanego przez nią warkocza. Choć minęło już parę dobrych godzin, niebo nadal pokrywały gęste, krwistoczerwone chmury, sprawiając, że wkoło panowała niezwykle mroczna atmosfera. Maszerując przez las palm kokosowych, za towarzysza miała wyłącznie przytłumiony szum oceanu a każdy inny szmer sprawiał, że zamierała w przestrachu.

Jej skrzydła, symbol siły i źródło dumy, wydawały się być ciężarem, z sekundy na sekundę tracąc swój blask. Ta wyspa z całą pewnością była idealnym więzieniem, szczególnie dla serafinów. Promienie słońca miały problem z przedostaniem się przez obłoki o niepokojącej barwie, lecz bez nich dzieci światła stawały się bezbronne, gdyż nie miałyby możliwości używania swoich mocy.

Każdy, kto tutaj przybył, zapewne znienawidził to miejsce całym sercem tak, jak ona w tej chwili. Każda grudka tutejszej ziemi wraz z jej mieszkaniami zasługiwała na pogardę.

Nagle przestrzeń przeszył krzyk.

-♥-

Arcyksiężniczka nie miała siły otworzyć oczu. Odgłosy rozmów w jej głowie brzmiały jak połączenie dziwnych przypadkowych słów, w pewnym momencie zmieniając się w niezrozumiałe dźwięki.

Zostań z nami – to zdanie bez przerwy tkwiło w jej głowie. Nie była jednak pewna czy naprawdę je usłyszała, czy coś sobie wymyśliła.

-♥-

Kompletnie straciła poczucie czasu, balansując pomiędzy jawą a czarnym i bezdennym snem. Biały ptak i jego uspokajający szept. Pamiętała to jak przez mgłę. Choć wiedziała, że to niemożliwe, pozwoliła sobie w to wierzyć. Myśl o tym, że ktoś nad nią czuwał, sprawiała, że czuła się mniej samotna pośrodku nieznanego.

-♥-

Przyjemne ciepło pieściło jej skórę, usilnie próbując przebić się przez powieki. Gdy powoli zaczęły docierać do niej różne bodźce, jej świadomość wracała na należyte jej miejsce. Dźwięki formowały się w normalne słowa a uczucie kołysania okazało się nie być tylko fantazją. Wtedy też poczuła przyjemny i znajomy zapach. Nie potrafiła stwierdzić, co to za woń, ale wiedziała, że w jakiś sposób była jej ona bliska...

– Czy to normalne, że jeszcze się nie wybudziła? – wyszeptał żeński głos.

Lucette spróbowała otworzyć oczy, ale jej powieki dalej nie chciały drgnąć.

– Trucizna cały czas krąży w jej żyłach, więc to nic dziwnego – odparł mężczyzna, którego po chwili zidentyfikowała jako Juliana.

Zmusiła się do otwarcia oczu i tym razem jej się to udało. Pierwszym, co zobaczyła, był biały ptak z szeroko rozłożonymi skrzydłami na błękitnym tle. Zwierzę szybko dostrzegło utkwione w nim spojrzenie dziewczyny i potem zakrakało. Następnie jej wzrok przeniósł się na osobę obok. Znajdowała się w takiej pozycji, że ze swojej perspektywy miała idealny widok na zabliźnioną szczękę.

Spróbowała podnieść się do siadu, ale niezbyt dobrze sobie z tym radziła. Usilnie próbowała się poruszyć, lecz zanim zdążyła cokolwiek zrobić, powstrzymała ją oplatająca jej ramiona ręka.

– Widzę, że powoli wracamy do siebie – usłyszała głos najemnika. – Nie wolno ci się przemęczać.

Zdołała odchylić głowę, aby mieć pełen widok na skupioną twarz Juliana. Mężczyzna wpatrywał się przed siebie. Jedną ręką podtrzymywał arcyksiężniczkę, a drugą ściskał lejce.

Klucz do Chaosu | Trylogia Klucza Tom I (poprawiane)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz