~Elizabeth~
Zapowiadał się na prawdę cudowny dzień. Właśnie wracałam z miasta, z torbami pełnymi zakupów.
Nasz dom jest za Nowym Orleanem, w pobliżu Dzielnicy Francuskiej, niedaleko bagien. Otaczają go piękne i potężne lasy. Niedaleko są również pola, które wyglądają cudownie o każdej porze roku.
Za parkowałam auto przed domen i wzięłam zakupy. Niezdarnie łokciem otworzyłam sobie drzwi. Zbliżała się 11:00. Lily jeszcze spała, a mama była już dawno w pracy. W salonie zastałam tylko babcie Jacquline. Nasza rodzina pochodzi z Francji. Babcia się tam wychowała, jednakże w Nowym Orleanie odnalazła swoją prawdziwą miłość.
Poszłam wypakować zakupy do kuchni. Co po chwilę wyglądałam przez okno. Las aż się prosił o spacer.
- Coś się stanie... - Usłyszałam głos babci w kuchni.
- Co takiego? - Odwróciłam się do niej przodem.
Była doświadczoną wiedźmą, a jej przeczucia zawsze się sprawdzały.
- Stawiałam karty. Zobaczyłam zło gorsze od Marcela!
- O czym ty mówisz? - Spytałam lekko zaniepokojona.
- O pierwotnych...***
~Elijah~
Nowy Orlen. Nasze miasto, nasz dom, który sami zbudowaliśmy. A teraz... Został nam bezprawnie odebrany przez kogoś, kogo nazwaliśmy przyjacielem, członkiem rodziny.
Zbliżała się godzina 13:00. Siedząc w salonie czytałem jakąś książkę i popijałem wino z 1870 roku.
- Elijah, bracie! - Usłyszałem głos mojej brata wchodzącego do domu.
- Tak, Niklaus? - Zapytałem, spokojnie przywracając kolejną kartkę książki.
- Już wiesz jak zawrzemy pakt z tymi czarownicami?
Mówiąc to stanął przede mną. Na twarzy miał resztki krwi swojej ofiary. Cały Niklausa.
- Jeszcze dzisiaj do nich pójdę. - Oznajmiłem równocześnie podając mu chusteczkę żeby się wystarł.
- Ty?
- Tak ja. Uznałem, że lepiej na tym wyjdziemy jak pójdę sam. Bracie znam dobrze już twój temperament. - Wytłumaczyłem mu nie przerywając czytania.
- Na czele tych wiedźm stoi Jacquline Roget, boje się że twój urok osobisty może nie wystarczyć. - Podniosłem na niego wzrok. Na jego twarzy pojawił się ten jego uśmieszek z nutką ironi.
Nic nie odpowiedziałem. Wstałem z fotela i poszedłem do swojego pokoju. Zmieniłem koszule na świeżą i poprawiłem włosy.
- Wychodzę. - Oznajmiłem bratu.
Moje auto stało na podjeździe. Poprawiłem lusterko i pojechałem.***
~Elizabeth~
Ja, Lily, mama i babcia siedziałyśmy razem w salonie. Ja też zaczynałam czuć, że zbliża się coś niedobrego.
Siedząc tak usłyszałyśmy parkowanie samochodu przed naszym domem. Wampir. Bardzo silny...
Usłyszałyśmy pukanie, a babcia bez namysłu odpowiedziała proszę. Wierzyła, że jestem na tyle silna żeby walczyć nawet z pierwotnym.
Ciche kroki roznosiły się po domu. Stałam ze spuszczoną głową. Babcia opowiadała mi tylko o ich okrucieństwie.
- Dzień dobry. - Usłyszałyśmy męski głos.
Podniosłam wzrok. Mym oczom ukazała się dość młody mężczyzna. Bardzo przystojny mężczyzna.
- Elijah Mikaelson... Czego od nas chcesz? - Jako pierwsza zabrała głos babcia.
- Ja i mój brat...
- Ten Diabeł?! - Przerwała mu babcia.
Ponoć jego brat był najgorszy z pierwotnych.
- Ja i mój brat przyjechaliśmy... Naprawić Nowy Orlean. Odebrać rządy Marcelowi i przywrócić wiedźmą należne im prawa. - Dokończył spokojnie.
Szczerze niegdy nie wyobrażałam sobie tak pierwotnego. Dystyngowany, uprzejmy, spokojny, ubrany w świetny,zapewne kosztujący majątek, garnitur. Starałam się jak najmniej na niego patrzeć, a on jakby w ogóle nie dostrzegł mojej obecności.
- I co my mamy z tym wspólnego? - Zapytała babcia, bacznie go obserwując.
- Chcemy zawrzeć z wami pakt. My obalamy Marcela, a wy pomagacie nam w sprawach magi. - Zaproponował.
- Nigdy. Chyba już na Pana czas, Panie Mikaelson. - Babcia była nieugięta.
Cóż teraz albo nigdy. Wysłałam mu w myślach wiadomość, gdzie na się stawić i o której. To była jedyna szansa na wprowadzenie porządku w Nowym Orleanie.
Wyszedł bez słowa. Oby nie zignorował mojej wiadomości.***
~Elijah~
Byłem już daleko od ich domu. Około 22:00 miałem być przy starej studni.
Siedziałem w aucie. Nie myślałem o tym jak przywrócić ład i porządek w Nowym Orleanie i Dzielnicy Francuskiej. Myślałem o niej. Nawet nie widziałem jak miała na imię. Widziałem, że była bardzo odważna decydując się na spotkanie w cztery oczy z pierwotnym wampirem. Młoda, piękna, wydawała się również inteligentna. Potężna wiedźma z rodu Roget. Zbliżała się 21:30. Wyszedłem z auta i "wampirzym krokiem" po chwili byłem na miejscu. Trzeba przyznać, że wybrała piękne miejsce. Było tak cicho i spokojnie. Usiadłem się na starym pniu i czekałem.***
~Elizabeth~
Oznajmiłam, że muszę to wszystko odreagować i poszłam się przejść. Do studni miałam z 15-20 minut drogi pieszo. Powietrze było chłodne, bardzo przyjemne. Robiło się już coraz ciemniej. Miałam tylko nadzieję, że on tam będzie.
Moim oczom ukazała się stara studnia, a po pierwotnym ani śladu. Jednakże czułem czyjaś obecność. Gwałtownie obróciłam się. Stał zaraz przy mnie. Trochę się wystraszyłam i cofnąłam do tyłu. Nie zauważyłam tylko, że leży za mną jakaś gałąź. Już czułam, że londuję na ziemi. Tak się nie stało. Złapał mnie w ostatniej chwili. Trzymał mnie delikatnie, ale stanowczo. Pomału stanęłam na proste nogi.
- Pan Mikaelson...
- Elijah.
Patrzeliśmy sobie w oczy. Miał takie cudowne oczy.
Odsunęłam się delikatnie od niego.
- Jestem Elizabeth. - Przedstawiam się.
- Miło mi. - To mówiąc wziął moją rękę i ucałował delikatnie.
Prawdziwy dżentelmen, pomyślałam.
- Jesteście w stanie dokonać tego o czym mówiłeś? - Przeszłam do konkretów.
- Tak, ale ty, jako jedna z najpotężniejszych wiedźm w Nowym Orleanie pomożesz nam. - Oznajmił, opierając się o drzewo.
- Moja rodzina będzie bezpieczna?
- Oczywiście. - Odparł.
Zamilkłam. Nie mogły się dowiedzieć, że zawarła pakt z pierwotnym.
- Dobrze... Ale nikt o tym nie może wiedzieć. - Zarządzałam.
- Oczywiście. Jutro w tym samym miejscu o 15:00 podpiszemy pakt.
- Będę...
Staliśmy w ciszy. Niebo było rozświetlone gwiazdami. Było tak pięknie.
- Opowiedz coś o sobie... - Zaproponował.
- Hmm... Mam w tym roku 23 lata. Również w tym roku kończę studia historyczne i właśnie zgodziłam się na pakt z diabłem....
Na te słowa uśmiechał się tylko do mnie.
- Mam... Dużo lat. Jestem pierwotnym wampirem. Interesuje się historią. Jestem lojalny, moralny oraz godny zaufania. Dotrzymuje dane słowo. Nie ukrywam, że na swoich rękach mam krew wielu. Widziałem każdą wojnę. Widziałem jak niewinni ludzie giną. Te słowa mną poruszyły. Może nie był tak zły jak babcia mówiła.
- Pójdę już... - Wyszeptałam.
Zbliżył się do mnie. Objął mnie i juz po chwili byłem na skraju lasu niedaleko domu. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie co zrobiłam i czego się podjęłam.