Rozdział 11

790 69 22
                                    

~Elizabeth~
Zbliżał się wieczór. Tydzień był nadzwyczaj spokojny. Wypuścili mnie ze szpitala przed południem, także w piątkę siedzieliśmy w salonie i obmyślaliśmy co planuje Marcel.
- Musisz tam iść? -spytała błagalnie Lily.
- Nie marudź... Dam sobie radę!
- Musisz uważać... Marcelowi najbardziej zależy na tobie -wtrąciła spokojnie Rebekah.
Jak tu ujął Elijah... Działam na jego siostrę jak herbatka uspokajająca.
- Nie martwcie się tak będziecie tam no i Klaus też.
- Teraz to mnie tak pocieszyłaś.... -wycedziła Hayley.
Uśmiechnęłam się tylko do niej.
-Jestem z rodu Roget. Jeśli Klaus czy Marcel będę próbowali coś zrobić co nie za bardzo przypadnie mi do gustu, obiecuję wam że gorzko tego pożałują... -zapewniłam pewnym głosem i ruszyłam do swojego pokoju.
Trochę mnie zaskoczyło to, że drzwi balkonowe były otwarte na szerok. Nagle spostrzegłam czarna paczkę na moim łóżku. Podeszłam bliżej i delikatnie uchyliłam wieko. Wyciągnęłam zawartość i rozłożyłam na łóżku. Była to piękna, rozłożysta, tiulowa suknia. U góry chabrowa przechodząca w ciemniejsze odcienie, aż w końcu na samym dole czarna jak noc. W skrócie mówiąc była wspaniała. Na dnia pudełka leżała koperta. Odkleiłam ją i wyciągnęłam list.
Beth,
Mam nadzieję, że mój skromny prezentprzypadnie ci do gustu.
Byłoby wspaniale gdybyś przyszła w tejsukni na przyjęcie.
Do zobaczenia moja mała wiedźmo.
Niklaus xx

"Skromny prezent"... jasne... Ale postanowiłam, że założę suknię. Co jak co, ale nie można mu zarzucić, że nie ma gustu.

Zbliżała się 20:00. Czas na przyjęcie. Elijah i Rebekah byli już na miejscu. Było pełno gości. Koło pierwotnych jak zawsze była grupka ludzi. Nawet nie zdawałam sobie trudu, aby się do nich dostać. Nagle spostrzegłam Klausa. Rozmawiał z jakąś kobietą. Blondynka, szczupła, gdzieś w moim wieku. Miała na sobie białą sukienkę. Niczym anioł. Rozmawiali i śmiali się. Bez namysłu ruszyłam w ich stronę.
- Niklaus! -zawołałam z uśmiechem na twarzy.
- Elizabeth! Wiedziałem, że spodoba ci się ta suknia.
- Prezenty od Ciebie są zawsze trafione...
- Cami poznaj Elizbaeth -przedstawił nas sobie.
Była trochę niższa ode mnie.. I szczuplejsza.. Z promienistym uśmiechem na twarzy.
Staliśmy w trójkę. Cami ciągle coś mówiła, a on ciągle stał w nią wpatrzony...
- Eli! Nie poznałem Cię! Wow! Dziewczyno wyglądasz zjawiskowo!
- Dziękuję Marcel. Ty też niczego sobie -Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Widzę, że Panie się już poznały. Cami to taka dobra duszyczka Dzielnicy -zażartował.
- Zauważyłam -wyszeptałam.
- Oo! To jest moja piosenka. Cami? -zaprosił ją do tańca, a ta się zgodziła.
Ruszyli na parkiet, a ja poszłam w drugą stronę. Po chwili poczułam czyjąś dłoń na ramieniu zatrzymujaca mnie.
- Dokąd to? -spytał Klaus.
- Nie wiem...
- Chodź pokażę Ci dom -wziął mnie za rękę i poszliśmy na piętro.
Był to piękny stary dom. Dużo drewna i obrazów... niesamowity klimat.
- Tu teraz mieszkasz?
- Niech Cię nie zmyli "M" na ścianach. To od Mikaelson -wytłumaczył.
Marcel przejął nawet jego dom. Rozglądałam się po pokoju, a on stał ze wzrokiem utkwionym we mnie.
-Coś nie tak? -Spytałam sucho.
Niklaus zbliżył się i obrócił mnie przodem do sobie.
- Jesteś zazdrosna... -powiedział z uśmiechem i lekką satysfakcją w głosie.
- Co?!! -wybuchnęłam.
- Jesteś o mnie zazdrosna. Oh widziałem twoją minę jak z nią rozmawiałem...
- Niby jak? Patrzyłeś tylko na nią... -bez zastanowienia wypowiedziałam te słowa.
Na jego twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech i zbliżył się jeszcze bardziej.
- Ja jestem o Ciebie zazdrosny. Jak Marcel o tobie mówi, wtedy jestem zawsze zazdrosny...
- Dlaczego?
- Bo jesteś moją małą wiedźma... -Wyszeptał.
Teraz dzieliły nas może trzy centymetry. Staliśmy w ciszy. Na szybko rozmyślałam co się stanie jeżeli powiem, że jestem zazdrosna, a byłam zazdrosna w cholerę!
- Przyznaj to... -wyszeptał przy moim uchu.
-Jestem zazdrosna -odpowiedziałam.
Starałam się nie okazywać przy tym żadnych uczuć.
- Klaus....
Obydwoje obróciliśmy się w stronę drzwi. Cami.... Z jednej strony dobrze, że ktoś nam przerwał, no ale nie musiała to być ona... Wiedziałam, że Klaus zaraz do nie poleci.
- Coś ważnego? -spytała.... obojętnie.
- Marcel Cię szuka.
Była zmieszana, nie wiedziała jak ma się zachować.
- Jestem zajęty. Proszę zamknij drzwi -wyprosił ją.
Nie przestawał mnie zaskakiwać.
- Na czym to my..? -spytał kiedy byliśmy znowu sami.
Objął mnie w tali i przesunął jeszcze bliżej, tak żeby wypełnić "zbędną" przestrzeń po między nami. Już po chwili poczułam jego usta wpijające się w moje. Zatracałam się w nim. Nawet nie próbowałam mu się oprzeć. Dopiero po jakieś chwili oderwaliśmy się od sobie.
- Wiesz sądziłem, że będziesz się opierać. W końcu jestem tym złym -zaśmiał się.
- Z tego co widać ja też nie jestem aniołem...
- A ta dalej zazdrosna -przewrócił oczami i znowu zaczął mnie całować.

~Niklaus~
Obudziły mnie promienie słońca. Spojrzałem na zegarek. Zbliżała się 10:00. Już dawno tak długo nie spałem.
Elizabeth leżała wtulona w moją klatkę piersiową. Ciągle spala. Śpiochzaśmiałem się w myślach. Delikatnie muskałem jej nagie ramiona i plecy. Nie chciałem jej obudzić. Wyglądała tak słodko. Mała zazdrośnica.
Po jakimś czasie zaczęła się wiercić. Spojrzała na mnie swoimi dużymi, zaspanymi oczami i dała mi całusa na dzień dobry.
- Jak się spało?
- Dobrze.... Która godzina Niklaus?
- 10:00 -odparłem.
- Muszę wracać... Oni wiedzą?
- Prawdopodobnie...
Wiedziałem co to może dla niej oznaczać.
- Mam przerąbane u twojej siostry, prawda?
Ucałowałem ją tylko w skroń. Poleżeliśmy chwilę. W końcu Beth wstała żeby się ubrać. Kiedy spala napisałem do jednego z podwładnych Marcela żeby kupił jej spodnie.
- A bluzka? -spytała.
- Bluzkę dostaniesz ode mnie..
- Oh jak słodko i romantycznie -zaczęła się śmiać.
Po piętnastu minutach była gotowa do wyjścia.
- Powodzenia. Wiesz z Hayley możecie się wymienić jakimiś spostrzeżeniami czy coś -zażartowałem, jednak starałem się aby Marcel tego nie usłyszał.
Ona w tym momencie spoważniała. Wzięła kartkę z mojego biurka i długopis. Wręczyła mi kartkę, na której był napis
Ty możesz mieć dzieci!
- Ta... nie przyzwyczaiłem się jeszcze do tej myśli -odparłem i zgniotłem kartkę.
Ciągle stała we mnie wpatrzona.
- Po jednym razie chyba nic się nie stanie...
Spojrzałam na mnie jak na idtiotę. No tak z Hayley się stało po jednym razie.
- Dobra idę...
- Zadzwonię później -dałem jej ostatniego całusa i poszła.
Wziąłem prysznic i założyłem świeże ubrania. Poszedłem do pokoju Marcela. W drzwiach minąłem się z jakimiś dwoma panienkami. Byłem w szoku, że były jeszcze żywe.
- Wiedziałem -powiedział zaraz na wstępie.
- Co takiego?
- Że prędzej czy później ty i Eli -uśmiechnął się.
Nie sądziłem, że była to sprawa aż tak oczywista.

~Elizabeth~
Od piętnastu minut słuchałam kazań pierwotnej na temat tego jaka to ja głupia i nie odpowiedzialna. Oczywiście musiała do tego się włączyć Hayley. Elijah i Lily po prostu stali i obserwowali całe to zajście. Cieszyłam się, że jeszcze oni nie włączyli się do tej dyskusji.
- No super może jeszcze ty będziesz w ciąży?! Co to jakiś harem sułtana??! - pierwotna nie dawała za wygraną.
- Co on ma teraz zrobić? Rebekah uspokój się-głos zabrał Elijah.
W końcu zapanowała cisza.
- Jedna noc z Klausem, a Wy robicie wilka awanturę -stwierdziła Lily.
- Moja droga dopiero jedna. Myślisz, że na tym przestaną? Klaus jej pragnie.. Igrasz z diabłem Elizabeth -ostatnie słowa skierowała do mnie i wyszła.
W domu zapanowała cisza.

Hejka!
Dwa rozdziały w dwa dnia! Nie przyzwyczajajcie się... Jestem chora, a jutro już idę do szkoły. Miłego czytania i pozosatwcie po sobie jakiś ślad xx

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Sep 29, 2015 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Land Of BloodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz