Rozdział 3

804 51 6
                                    

~Elizabeth~
Cmentarz Lafayette... Sabat... Krew... Śmierć! DAVINA!
To był koszmar. Przebudziłam się o 5:00 rano. To nie był zwykły sen, raczej wizja. Musiałam jak najszybciej skontaktować się z którymś z Mikaelsonów. Tylko jak... Nie miałam z nimi żadnej kontaktu. Chyba, że... Wyciągnęłam mała świeczkę z szafki. Nie miałam zapałek, ale to nie był problem. Usiadłam się po turecku. Wyszeptałam kilka słów. Oby Elijah spał.

***
~Elijah~
Szła do mnie. Widziałem ją we mgle. W długiej białej sukni. Wyglądała pięknie.
- Elijah... - słyszałem jej delikatny głos jakby była przy mnie.
- Chodź... - stanęła przy, dobrze mi już znanej, staraj studni i wyciągnęła do mnie rękę.
- Elizabeth - obudziłem się.
W pokoju panowała ciemność. Zapaliłem lampkę nocną i przetarłem oczy.
Co się ze mną dzieje...
Zbliżała się szósta rano. Wyciągnęła świeżą koszulę i garnitur. Klaus i Rebekah jeszcze spali.
Wyszedłem z domu i "wampirzym krokiem" przeniosłem się do tej starej studni. Liczyłem na to, że była to jakaś wiadomość, bo jeśli nie to coś złego się ze mną dzieje.
Pusto. Wszędzie unosił się jeszcze mgła. Było tu pięknie i tajemniczo.
Usłyszałem szelest. Ktoś zmierzał w moim kierunku. Odwróciłem się pomału.
- Jak dobrze, że jesteś... - wyszeptała jakby bała się, że ktoś nas usłyszy.
- Spokojnie.... Co się stało?
- Już wiem dzięki komu Marcel może kontrolować wiedźmy... - mówiła coraz ciszej.
Pobledłai oparła się o drzewo.
- Kto...
W ostatniej chwili znalazłem się koło niej. Zemdlała. Wziąłem ją na ręce i ruszyłem w stronę domu.

***
~Elizabeth~
Obudziłam się w nieznanym miejscu. Czułam się jakby film mi się urwał.
- Twoja śpiąca królewna się obudziła - zawołała blondynka siedząca na fotelu niedaleko łóżka na którym leżałam.
Do pokoju wszedł Elijah, a za nim Niklaus.
- Gdzie ja jestem? - wymamrotałam.
- Jesteś bezpieczna. Witamy w naszych skromnych progach! - oznajmił Niklaus i usiadł się koło mnie.
Elijah cały czas stał naprzeciwko i nic nie mówił.
- Tak tylko na marginesie... Jestem Rebekah - wtrąciła blondynka.
- Miło mi. Jestem...
- Elizabeth Roget... Wiem. Moi bracia już mi i tobie wspominali - przerwała.
- Jak długo byłam nieprzytomna? - spytałam.
- Z dwie godziny... Tak na oko. No ale przejdźmy do konkretów. Co miałaś przekazać mojemu bratu? Zaczęłaś, że wiesz dzięki komu Marcel może wszystko kontrolować... - mówił Niklaus.
- Ja...ja nie pamiętam... Coś... Ktoś musiał na grzebać w mojej głowie... Przepraszam - wyszeptałam.
Ból głowy ciągle nie odpuszczał i czułam się jakbym miała znowu zemdleć.
- Dasz radę to pokonać i sobie przypomnieć? - spytał Elijah.
Sucho i obojętnie...
- Spokojnie bracie. Nie widzisz, że musi odzyskać siły? Odpoczywaj. Rebekah posiedzi z tobą, a my Elijah musimy porozmawiać. - oznajmił delikatnie, odsuwajac kosmyk włosów z mojego czoła.
Wyszli, a ja zostałam z pierwotną.
- Nie musisz przy mnie siedzieć spokojnie - oznajmiłam.
- Nik by mnie zasztyletował...
Wysłałam jej pytające spojrzenie, na co ona się tylko uśmiechnęła.
- Przyniosła byś mi świeczkę? - spytałam.
Nie uzyskałam odpowiedzi, ale już po chwili siedziała z świeczką koło mnie.
- Co chcesz zrobić?
- Daj mi ręce. Będziesz widzieć wszystko to co ja, tylko że ja mogę to zapomnieć... - wytłumaczyłam.
- Poczekaj wezmę kartkę i będę zapisywać...
Już po chwili obydwie siedziałyśmy po turecku na łóżku. Zapaliłam świeczkę i swoimi dłońmi nakryłam jej dłoń. W drugiej trzymała długopis z kartką pod spodem.
- Zaczynam... - oznajmiłam.
Starałam się wrócić do porannej wizji. Udało się. Nagle coś złamało zaklęcie. Otworzyłyśmy oczy. W pokoju było chłodno.
Spojrzałam na kartkę, zanotowała wszystko.
- Idę z tym do nich - wzięła kartkę i wyszła.

***

~Elijah~
- O czym tak ze mną chciałeś porozmawiać? - spytałem mojego brata.
- O dwóch sprawach bracie. O Marcelu i Elizabeth
- Co do Marcela to trzeba się z nim spotkać, a...
- Haha! A co do Elizabeth... To trzeba ja chronić - odparł z uśmiechem na twarzy.
- Co proponujesz?
- Musimy mieć ją na oku 24 godziny Naszą konwersacje przerwała Rebekah.
- Proszę to wizja Elizabeth - wręczyła nam kawałek papieru. Miała odpocząć i zebrać siły...
- Zuch dziewczyna! Elijah jedź do wiedźm i porozmawiaj z nimi o tym wszystkim... Wiesz, twój urok osobisty bardziej na nie działa niż mój, a ja zostanę z naszą mała wiedźma - rozkazał Klaus i zaczął kierować się w stronę domu.
- A co ja mam zrobić? - spytała podejrzliwie nasza siostra.
- Ty... Ty masz dzisiaj wolne... - odparł nie odwracając się.
Skierowałem się do auta i ruszyłem do dzielnicy. To nie było łatwe zadanie nawet jak dla mnie, pierwotnego wampira. Negocjacje z wiedźmami są bardzo ciężkie, a już zwłaszcza z tym z Nowego Orleanu.

Land Of BloodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz