Rozdział 5

580 44 2
                                    

~Niklaus~
Całą noc błąkałem się bez celu po lesie. Pożywiłem się na kilku osobach. Ta noc należała do jednych z dłuższych w moim życiu. Czułem, że... Źle zrobiłem. Dziwne uczucie i to wszystko przez jedną nic nie znaczącą wiedźmę.
Nie wiem dlaczego, ale nogi same nie poniosły do tej studni. Tu się wszystko zaczęło. Bałem się, że przez to co się stało ona odejdzie, a ja nie będę mógł wziąć tego co należy się mi. Tronu! Ja jestem królem. Ja Niklaus Mikaelson. Nikt inny!
Miałam tylko jeden sposób jak odzyskać jej zaufanie.
Poszedłem do jej domu. Delikatnie zapukałem do drzwi. Otworzyła mi nastolatka z pofarbowanymi włosami.
- Słucham? - spytała.
- Dom rodziny Roget?
- Tak. A pan to kto?
- Znajomy Elizabeth
- Coś się stało mojej siostrze? - przejęła się.
- Nie, ale... Jest może twoja...
Nie musiałem kończyć. Po chwili do drzwi podeszła Jacquline Roget. Zdziwił ją mój widok. Kazała iść dziewczynie do siebie, a sama usiadła się na fotelu, na werandzie.
- Czego od nas chcesz?
- Abyś przewróciła Elizabeth do waszego sabatu... Do waszej rodziny - starałem się być uprzejmy na tyle ile potrafiłem.
- Zdradziła n...
- Nie. Chce pomóc. Chce uwolnić wiedzmy Nowego Orleanu. Jest gotowa się poświęcić dla swoich. Czyż to nie piękna postawa? Godna przywódcy... - przekonywałem.
- Co ty będziesz z tego miał?
- Zmieniłem się. Jak każdy. Pragnę wyzwolić Nowy Orlean z rządów Marcela
- Nie wykluczyłam jej ani nic w tym stylu... - powiedziała spokojnie po dłuższej chwili ciszy.
- Ale jak moc...
- To, że jestem stara nie znaczy, że nie potrafię rzucać zaklęć, a po za tym była roztrzesiona - wytłumaczyła.
- Czyli mogę jej przekazać dobre wieści?
- Tak, ale niech tu jeszcze nie przyjeżdża. Okłamała mnie... Musi swoje odpokutować.
Uśmiechnąłem się i odszedłem.

***

~Elizabeth~
Od rana przeglądałyśmy suknie. Rebekah miała ich ogrom! Mi najbardziej spodobała się w odcieniach karminu i szkarłatu. Becka wybrała jasną suknie, gdzie królowały biel, żółć neapolitańska oraz złoty. Jej była gotowa do założenia. Z mojej wyrzuciłyśmy niepotrzebne falbany i podszewki, tak żeby stała się lekksza i żebym czuła się w niej swobodnie. Postanowiłyśmy zachować gorset żeby tyle nie eksperymentować. Nie chciałyśmy jej zepsuć.
Z gotowymi sukniami każda z nas poszła do siebie. Zatrzymałam się w progu. W moim pokoju stał Niklaus.
- Wynos się... - powiedziałam i zacisnęłam pięści.
Nic. Oczywiście. Przecież on nikogo nie słucha! O nie... Nie złamię się. Wyprostowałam się i podniosłam głowę. Dumnym i pewny krokiem weszłam do siebie i powiesiłam suknię.
- Rozmawiałem z twoją babcią - powiedział spokojnie kiedy już miałam wychodzić.
- I? - spytałam jakby nie to nie ruszyło.
- Cóż... Nie tylko Elijah ma swój urok osobisty Elizabeth Roget, przyszła przywódczyni sabatu... - powiedział stając na przeciwko mnie.
- Wspaniale... Myślisz, że to załatwi całą tą sprawę? - byłam nieugięta, chodź fakt, że babcia mnie nie wydziedziczyła był bardzo miły.
- Czego Ty jeszcze ode mnie oczekujesz?!
- Przepraszam? Jakiejś skruchy, żalu?...
- Piękna suknia - powiedział i wyszedł.
Przełożyłam rękę do medalionu. Wyszeptałam kilka słów. Nie był mi już potrzebny.

***

~Elijah~
Siedziałam w ogrodzie i czytałem książkę, kiedy mój... Nie zrównoważony emocjonalnie... Brat, wyleciał do ogrodu.
- Cóż znowu bracie? - nie odrywałem wzroku od lektury.
- Elizabeth! Jak zawsze....
- Sam się zdeklarowałeś, że będziesz się nią opiekować....
- O! Bracie.. Jednak to nie ją ciągle o niej myślałem i to nie mi śniła mi się po nocach!
- Ciszej Niklaus... - uspokajałem, a przynajmniej starałem się.
- Co boisz się, że usłyszy?! Wiesz co... Ty po prostu się boisz!
Wyszedł i kiedyś poszedł. Zamknąłem książkę i poszedłem do domu. W salonie stała Elizabeth.
- Błagam zrób z nim coś - powiedziała delikatnie.
- To nie takie łatwe... Słyszałaś może naszą rozmowę? - musiałem spytać.
- Tak... - spuściła wzrok.
- Elizabeth... Przepraszam
- Nie masz za co, Elijah...to i tak by nie wyszło - uśmiechnęła się do mnie przyjacielsko.
- Przyjaciele?
- Oczywiście... A co do Hayley... - powiedziała ściszonym głosem i uśmiechnęła się szeroko.
- Elizabeth! Chociaż ty mnie dzisiaj nie denerwuj... - zaśmiałem się.
Wybuchnęłaśmiechem, a ja poszedłem do siebie.

***

~Niklaus~
Błąkałem się po lesie. Znowu. Nowy Orlean na zawsze pozostanie przeklęty. Czego ta dziewczyna jeszcze ode mnie może chcieć... Nagle usłyszałam, że mój telefon dzwoni. Nie sprawdzałem kto to tylko odebrałem.
- Tak?!
- Niklaus... Gdzie jesteś? - usłyszałem znany głos.
- Elizabeth... Daj ty mi spokój!
Rozłączyłemsię. Nie miałem ochoty z nią rozmawiać.

Robiło się już coraz ciemnej. Na niebie pokazywał się już księżyc. Pełnia. Telefon, dokument i kortke wrzuciłem do auta. Poszedłem znacznie dalej w las. Czułem, że to się dzieje. Nie walczyłem. Przemieniałem się.

***

~Elizabeth ~
Nie mogłam usiedzieć na miejscu. Bałam się, że może zrobić coś głupiego, że może kogoś... Zabić. Elijah poszedł go szukać. My w trzy zostałyśmy w domu.
- Nie martw się - uspokajała mnie Hayley.
Gdyby coś się komuś stało to tylko przeze mnie.
- Dobrze... Jak się czujesz?
- Nie narzekam. Chodź perspektywa, że urodzę dziecko pierwotnej hybrydy troszkę mnie przeraża... - powiedziała spokojnym tonem.
- Pamiętaj, że masz nas - powiedziała Rebekah po czym wyszła.
Powiedziałam chwile z dziewczyną i poszłam do niej.
Siedziała na swoim łóżku, wpatrywała się w przestrzeń za balkonem.
- Co się stało?
- Nic... - powiedziała szybko.
Podeszłam do niej. Jej policzki były mokre od łez.
- Nik otrzymał największy, najwspanialszy dar... On nawet na to nie zasługuje... Nigdy tego nie pragnął.... - mówiła z łzami jak i złością w oczach.
- Hej... To prawda, że nie zasługuje na to. Musimy mu w tym pomóc. Ty musisz. Nie możesz mieć własnego dziecka lecz możesz być najlepszą ciocią na świcie.
- Dziękuję... - uśmiechnęła się delikatnie.

Zbliżała się 24:00. Niklaus ciągle nie wracał, a ja jak głupia do niego dzwoniłam. Elijah wrócił przed godziną. Ani śladu... Nie wiem czemu, ale w pewien sposób się o niego martwiłam, a może raczej o to czy czegoś nie zrobi.
Gdy wracałam spod prysznica usłyszałam wycie wilka. Samotnego... Wyszłam na balkon. Stał w pewnej odległości, jednakże dobrze go widziałam. Blask księżyca padał na niego jak i światło z mojego pokoju padało po części na niego. Patrzył na mnie. Dopiero po chwili spostrzegłam, że jego pysk jak i część sierści są w krwi. Niklaus...

Land Of BloodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz