5. Pani Hale

1.7K 99 44
                                    

– Masz jakieś plany na dzisiaj? – zapytała Hailey, dosiadając się do mojego stołu w bibliotece. Odłożyłam książkę z historii, i spojrzałam prosto w jej przyciemniane okulary. W tej chwili, kiedy oczy miałam opuchnięte i widocznie zmęczone, były strzałem w dziesiątkę.

Niecierpliwie zaczekałam, aż usiądzie i zdejmie swoje okulary. Bez tłumaczenia zabrałam je, następnie zakładając na twarz.

– Pewnie będę układać szatański plan, żeby znów wywołać zamieszanie na debacie – zakpiłam, bawiąc się zagiętym rogiem strony w podręczniku.

– To nie była twoja wina – próbowała mnie pocieszyć. Z góry założyłam, że nieskutecznie. – Tylko tego głupiego, zapyziałego…

– Wystarczy, nie musisz po nim jechać – odparłam zachowując spokój. Nie wiedziała o mojej rozmowie z nim, więc miała pełne prawo inaczej odbierać tą całą sytuację.

– Żartujesz sobie? Ten kretyn z siedmiu boleści obsmarował ci twoją niesprawiedliwie kształtną dupę przy wszystkich w szkole, więc mamy prawo obrażać go całe dnie i noce – oburzyła się.

Pani bibliotekarka podniosła wzrok znad lektury, surowym tonem uciszyła moją przyjaciółkę. Ta przybrała na twarzy kolor czerwony, połączony z purpurą.

– Wiem, ale po mojej stronie też leży wina – przypomniałam jej, kolejny raz ziewając.

– Spałaś dzisiaj? – spytała, zmieniając nagle temat. Nie dało się nie zauważyć chorej ilości ziewnięć, jakie wykonałam w przeciągu kilku minut.

– Słabo, miałam dużo weny i grałam na gitarze do późna – skłamałam. Przecież nie mam jebanej gitary. Niby trzymam ją pod łóżkiem, ale pozostałości z drewnianego instrumentu w żadnym przypadku nie nadają się gry. Hailey nie wiedziała, i chyba nigdy się nie dowie.

Opadłam na zimny drewniany blat, przyciskając do niego policzek, oraz układając wygodnie ręce.

– Harper, nie możesz zaniedbywać snu dla gitary.

– Nic nie zaniedbuję, po prostu... dostałam nagłej weny, i tak się złożyło że akurat o drugiej w nocy. Poza tym, ty nie wiesz jak to jest, bo nawet gra na flecie wychodzi ci jak krzyk umierającego koguta.

Oczywiście, że czułam się winna z powodu ominięcia prawdy. Wiadome było, że plułam sobie w brodę za każdym razem, gdy z moich ust wyleciało kłamstwo. W szczególności, gdy łapały je uszy Hailey.

– Masz rację, nie wiem, ale za to wiem jakie to uczucie być wykończonym cały dzień po zarwanej nocy  – rzuciła mi jednoznaczne spojrzenie, mające na celu utwierdzić mnie w poczuciu winy.

– Dobrze mamo, uznajmy że cię posłucham, dzisiaj pójdę spać szybciej. Tuż po dobranocce – westchnęłam ciężko. Podniosłam głowę do pionu, opierając ją na dłoni.Drzemka tu i teraz była jak zbawienie.

Hailey zerknęła na telefon zanim mi coś odpowiedziała, jednak szybko zerwała się do pionu, hałasując odpychanym krzesłem. Już nie mogłam opisać stanu zdenerwowania, w jaki wprowadziła bibliotekarkę. Na jej twarzy panował taki gniew, że najchętniej udusiłaby dziewczynę książką w jej chudych dłoniach.

– Matko boska, na śmierć zapomniałam że miałam odprowadzić mojego brata do przedszkola – spanikowała i zaczęła nerwowo wystukiwać coś w komórce. Dramatycznie złapała się za czoło, krążąc w kółko.

– Zostawiłaś go w domu? – buchnęłam śmiechem.

– Poszedł do łazienki zrobić siku, i wyszłam bez niego – mówiąc, wsunęła dłonie w swoje włosy, lekko ciągnąc za ich cebulki. – Zamyśliłam się, zaczęłam rozmawiać przez telefon i jakoś mi się zapomniało.

Before UsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz