,, Zły dzień"
Dobra na pewno każdy z was miał kiedyś taki swój dzień do dupy... Wszystko wam się psuło, nie udawało i takie tam... CHUJA TAM! Dzisiejszy dzień dla Gusiona to porażka. To nie tak, że mu coś nie wyszło... Jemu wszystko wypadało z rąk! Nie spał dwie noce przygotowując cholerny projekt na zajęcia. Kiedy wstał, potknął się o ubranie, które pierwszy raz nie odłożył do kosza na pranie tylko ciepnął na podłogę i wpadł w biurko rozlewając resztki soku na rozłożone kartki. Nie umył się już w nocy, ponieważ było na tyle późno, a nie chciał budzić nikogo szfendąjac się po ciemku, chciał się umyć rano. Okazało się, że jest jakaś awaria i nie mają ciepłej wody, dlatego pędził jak głupi do szkoły, aby skorzystać z prysznica w szatni. Jak na złość zapomniał śniadania, które było naszykowane na stole przez Aamona. Jest zmęczony i głodny ten dzień jeszcze dobrze się nie zaczął, a już ma dość... Jego policzek dalej piekł i z jednej jak i z drugiej strony. Jego misja pod tytułem ,,Layla" przeciągała się, a on nie miał zamiaru wprowadzać celibatu w swoje życie na ten czas, więc normalne że umówił się z dziewczynami... Tak dziewczynami, które nie wiedziały o sobie... Aż do dzisiaj. Przez swoją nieuwagę nazwał jedna innym imieniem po czym wpadł na drugą idąc pod rękę z pierwsza. Nie przyjęły tego za dobrze...
- Widzę że dobrze się dzisiaj bawisz. - Westchnął słysząc Grangera, który nie podniósł nawet wzroku znad poezji którą czytał.
- Wybornie... - Przeczesał potargane włosy ze zmęczeniem.
- Nie przejmuj się, najlepsze na takie dni jest pójść na siłownię! - Jak zawsze optymistyczny głos Alu rozniósł się po całym pomieszczeniu. Niechętnie ale przyznał mu rację. Chce iść się trochę odstresować, a mają okienko w planie, więc czemu nie skorzystać?
***
Naprawdę było mu to potrzebne. Przetarł twarz ręcznikiem przewieszonym przez jego szyje i westchnął usatysfakcjonowany. Mijała godzina 11 więc ma jeszcze 30 minut na prysznic i przebranie.
- Widzę że humor ci wraca! - Usłyszał Alucarda. Odłożył butelkę na nieduży stolik obok bieżni.
- Taaa jest lepiej. - Uśmiechnął się. Usłyszał jak drzwi od siłowni się otwierają. Zerknął w tamtym kierunku i jego pech go nie opuścił. Layla razem z Karina i Hanabi weszły na siłownię. Dlaczego tak późno?! Przecież mógłby w tym czasie realizować plan, a nie ma na to chwili teraz.
- Hej hej! - Alu zamachał w stronę trójki. Dziewczyny odmachały idąc w ich kierunku dostrzegł lekką zmarszczkę uśmiechu zanim oczywiście go dostrzegła i jej oczy zwęziły się.
- Siłownia na przerwie? - Zapytała Karina podpierając się pod boki.
- To dobry sposób na stres, a Gusionowi dzisiaj się to naprawdę przyda. - Podniósł dłoń ze śmiechem.
- Nie mówmy o tym. - Westchnął.
- Jakby było o czym słuchać... - Layla skrzyżowała ramiona.
- Oj daj spokój. - Hanabi sapnęła do blondynki. Uśmiechnął się pod nosem, nie ma co tak siedzieć. Przymknął oczy. Musi wziąć prysznic i przygotować się do dalszych zajęć. Nie zagłębiał się w rozmowę, usłyszał jedynie coś o zawiązaniu buta. Na chwilę opadł do tłu kładąc się na ławce. Nagle poczuł ucisk na twarzy i pisk Layli kiedy po chwili znowu oślepiło go światło. Leżał tak przez chwilę kiedy Layla wykrzykiwała coś, ale nie mógł tego zrozumieć. Za bardzo był w szoku. Słyszał głośny śmiech wszystkich. Zerknął na czerwoną twarz dziewczyny w końcu rozszyfrowując co mówi.
- PRZESTAŃ SIE TAK GAPIĆ! IDIOTA! - Sapnęła i odwróciła się idąc w stronę bieżni cały czas zaslaniając tyłek ręcznikiem który trzymała. Dziewczyny śmiejąc się pobiegły za nią. Właściwie teraz zauważył jak krótkie były spodenki które nosiła...
- Hmmm może ten dzień nie jest taki beznadziejny? - Wypowiedział swoje myśli na głos, podnosząc się na przedramionach i patrząc jak dziewczyna poprawia ubranie cały czas czerwona. Tak, zdecydowanie to może być dobre wynagrodzenie.
CZYTASZ
Mlbb AU
Hayran KurguTakie trochę one shoty (autokorekta poprawia na shit i w sumie ma trochę racji) z relacji gusion i layla (walić lesley) wieeeeec jak ktoś się zainteresuje proszę bardzo. Możliwe że pojawią sie też inne shipy i takie rozdziały poświęcone im jak Karin...