Każdy czegoś się bał. Było to naturalne, w końcu nikt nie jest nieustraszony. Rodzaje strachu są różne, w zależności od człowieka. Mogą być to błahostki, takie jak owady, pająki, lęk wysokości czy klaustrofobia. Coś, co jest w stanie nas zaskoczyć w życiu codziennym. W końcu nie ciężko spotkać w domu pająka, przy sprzątaniu, czy nawet oglądaniu telewizji, gdy czai się gdzieś w rogu. Nawet podczas zwykłego wyjścia ze znajomymi do galerii, można natknąć się na kolejne lęki. Przykładowo, dla osób mając klaustrofobie, zatrzaśnięcie się w kabinie podczas standardowego wyjścia do galerii, jest istnym koszmarem. I każdy ten strach, lęk czy nawet trauma nie powinny być bagatelizowane. Ktoś może uznać, że nie ma się czego bać, że jest to wyolbrzymienie problemu. Jednak osoba, której to dotyczy, nigdy nie będzie uważała tak samo. I jest to zupełnie normalne, w końcu wrażliwość człowieka także ma spory wpływ na poziom lęku.
Nie zapominając także o drugiej stronie medalu, są zdecydowanie inne lęki. Nie chciałabym powiedzieć, że są większe, czy silniej oddziałowujące na człowieka. Każdy lęk jest duży, dla osoby, która konkretny posiada.
Wiele ludzi doznało traumy. Trauma wywołała lęk, który silnie działa na reakcje i zachowania. Może być nim jazda samochodem, po tym gdy ktoś przeżył ciężki wypadek. Nawet wieczorne wychodzenie z domu, gdy na zewnątrz jest już ciemno. Taka osoba może bać się cholernie mocno, jeśli kiedyś w podobnych okolicznościach ktoś ją napadł. Lub zwyczajnie może bać się, że zostanie napadnięta wiedząc, że takie przypadki zdarzają się często. Albo wystarczy, że boi się ciemności, więc unika wychodzenia po zmroku.
Nie ma lęku, któremu powinno się umniejszać. Każdy jest poważny, choć dla jednych może być koszmarem, a dla innych błahostką. Lęk to lęk, nieważne jaki.
Moim największym lękiem może i nie były pająki, czy strach przed napaścią. Było to coś innego i zakładam, że wielu podziela ten strach. Bo strach przed śmiercią niewątpliwie posiada masa ludzi.
Jest to strach przed końcem. Końcem, którego nikt nie zna. Można wysłuchać wiele o istnieniu nieba i piekła, reinkarnacji, istnieniu duchów, które zostają z nami na świecie i strzegą w postaci aniołów stróżów. A może zwyczajna nicość? Pustka. Miejsce, gdzie jesteśmy zupełnie sami, w głuchej ciszy. Nie jesteśmy w stanie nic zrobić, powiedzieć. Zwyczajnie skazani na siebie, nie wysłuchując żadnych pretensji, nie odczuwając bólu psychicznego czy fizycznego. Nie raniąc nikogo, ani nie być ranionym. Pozostawieni sami sobie. I to z tego wszystkiego nie brzmiało źle. Taka wizja osobiście najbardziej mi się podobała. Ale czy miałam jakąkolwiek pewność, że trafię ostatecznie do takiego miejsca? Tego nigdy nie mogłam być stuprocentowo pewna.
Dlatego przez ułamek sekundy, gdy jeszcze panika nie opanowała całkowicie mnie całej, prosiłam o życie. Nie chciałam trafić gdzieś, gdzie przeżywałabym koszmar większy niż za czasów życia na świecie. Bo nie mogłam być pewna co będzie ze mną dalej, jeśli naprawdę umrę.
Błagałam o życie. Choć sama nie wiem kogo. Boga? W końcu byłam niewierząca. Może jakiekolwiek inne bóstwo, czy siłę, która była według mnie w stanie mi pomóc. Nieważne kogo, ale błagałam w myślach o życie, bo zrozumiałam, że nie chcę jeszcze umierać.
I z tą samą myślą ocknęłam się. A w zasadzie próbowałam, bo w końcu uchylenie powiek sprawiało mi cholerną trudność. Początkowo nie byłam pewna, czy żyję, a może śmierć ostatecznie mnie dosięgła i miałam obudzić się w piekle. Jednak mimo zaduchu, przez który ciężko łapałam powietrze, silnie przeszywający moją głowę ból dał znać, że jestem i żyję. Miałam wrażenie, że cała moja głowa wręcz pulsuje. Chciałam unieść do niej dłonie, ale gdy tylko spróbowałam, coś blokowało mi taką możliwość.
CZYTASZ
Find a Fire
Roman d'amour"A każda ta emocja przyczyniała się do rozpadu. Mojego rozpadu." Pierwsza część trylogii "Fire".