13

594 62 38
                                    


LOVE IS LOVE.

Kochajcie siebie i innych, bo jesteście ważni tak samo jak niebo, słońce i wszystko inne co jest na tej planecie <3

W bożonarodzeniowy poranek cały zamek przykryty był kołderką grubego śnieżnobiałego śniegu. Zaczęło padać zaledwie kilka dni wcześniej, gdy uczniowie stracili nadzieję na białe święta. Teraz puchu było tak dużo, że przedzieranie się na niektóre zajęcia stanowiło nie lada wyzwanie, ale nikt nie narzekał, rozkoszując się krajobrazami zimy.

Słońce dwudziestego czwartego grudnia pojawiło się na niebie niespotykanie późno jak na nie. Powoli przedzierało się przez śniegowe chmury, starając się ogrzać szkolne mury swoim ciepłem, ale nikt nie zauważył jego starań, ponieważ wszyscy albo jeszcze spali, albo wyjechali do domów na świąteczną przerwę, albo byli zbyt zajęci własnymi myślami, aby zwracać uwagę na sprawy tak przyziemne jak wschód słońca.

Do pierwszej kategorii należał Ron i Harry, których stos prezentów w nogach łóżka dawno został skopany przez chłopców na podłogę. Kiedy obudzą się za kilkanaście minut, będą się sprzeczać między sobą o to, do kogo należy wielka paczka słodyczy wysłana bez karteczki i życzeń. Ale to dopiero będzie za chwilę.

Do tych co wrócili na święta do domu należała między innymi trójka Ślizgonów, już żałująca podjętej przez nich decyzji.

W domu Draco Malfoy'a święta były kolejną okazją do pokazania się innym zacnym rodom ze swojego przepychu. Wieczorem odbywało się bożonarodzeniowe przyjęcie i byli zaproszeni tylko znani i szanowani czarodzieje i czarownice. To jedyne pocieszenie jakiego się trzymał Draco  - że spotka się wieczorem z przyjaciółmi i odetchnie od pompatycznej atmosfery Malfoy Mannor.

Pansy Parkinson nie była w lepszej sytuacji. Fakt, że rodzice pozwolili jej siedzieć cały dzień w garażu, w którym naprawiała mugolskie samochody, nie oznaczał, że byli dla niej tak mili i pobłażliwi. To, że była w garażu sama, oznaczało tylko jedno: jej rodzice wyjechali na przerwę świąteczną do ciepłych krajów i zapomnieli o tym, że ich jedyna córka jedzie do nich na święta. Jednak Pansy to nie przeszkadzało. Uwielbiała majsterkować i być samej. Poza tym komu potrzebna rodzina na święta?

Zabini z trójki przyjaciół był w najlepszej sytuacji. Jego mama ponownie postanowiła spróbować z oczyszczaniem dusz i gdy wszedł do domu, prawie umarł od ilości kadzidełek, a oczy automatycznie zaszły mu łzami, ale poza tym było rodzinnie i przyjemnie. Nudno, ale komfortowo. Dlatego, gdy jego przyjaciele męczyli się i walczyli ze swoimi wewnętrznymi demonami, on otwierał prezenty, popijając gorące kakao.

Ostatnia kategoria ludzi, tych, którzy byli zagubieni we własnych myślach, ograniczała się dokładnie do jednej bardzo zestresowanej istoty. Neville Longbottom, przemierzał pokój wspólny Gryfonów, obgryzając skórki przy paznokciach. Wypił codzienną dawkę eliksiru, zjadł śniadanie, odrobił wszystkie lekcje zadane na wolny czas i rozpakował prezenty, które sprawiły mu dużo radości. Teoretycznie nie miał się czym stresować, ale praktycznie był jednym wielkim kłębkiem nerwów. Wszystko przez własną głupotę.

Nie wiedział dlaczego to zrobił i co nim kierowało. Po prostu zadziałał impulsowo. Wiedział, że nie jest to jego broszka, aby robić takie rzeczy i zdecydowanie przekracza granicę czegokolwiek, ale mimo wszystko to zrobił. I teraz żałował.

Opadł na kanapę, wzdychając ciężko i chowając twarz w dłoniach.

W takim stanie znalazła go Hermiona Granger, lekko zarumieniona, z nierozpakowanym prezentem w dłoni. Zobaczyła przyjaciela, wyglądającego jak gałganek smutku i rozpaczy, podeszła do niego i usiadła obok.

Mimbulus mimbeltonia #BlevilleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz