Rozdział 3

51 5 4
                                    

                            Astaroth


Mijają dni. Dni przemieniają się w miesiące, miesiąca w lata, a te kształtują się w dekady. Vashti przestaje zaprzątać moje myśli, jej twarz zaciera się w mojej pamięci, tak samo jak jej słowa, aż ona sama staje się jedynie niewyraźnym, wyblakłym wspomnieniem i traci mój przebłysk zainteresowania.

Moje życie wróciło do zwykłej monotonii, znów każdy dzień niczym nie różni się od poprzedniego. Nic się nie zmienia, nic. Jestem znudzony trwaniem tej farsy. Jestem też znudzony Uriel i jej staraniami, by ratować nasz związek oraz mnie samego; tym, że robi wszystko, by mnie zadowolić i jakoś pobudzić. Im bardziej się stara, tym bardziej mam jej dość.

To nie tak, że nagle przestałem ją kochać. Kocham ją. O tak, w moje uczucie nigdy nie śmiem wątpić, kocham ją ponad wszystko, nawet ponad siebie samego. Zrobiłbym dla niej wszystko. Zabiłbym, gdyby mnie o to poprosiła... Zaniechałbym zadania śmierci, gdyby taka była jej wola. W tym rzecz. Kocham ją za mocno, to uczucie jest kolejną niezmienną rzeczą w moim życiu. Zatracam się w niej, gubię się we własnych uczuciach. Potrzebuję przerwy. Chociaż krótkiej chwili wypoczynku od niej.

Mógłbym wymknąć się na jakiś czas na Ziemię lub nawet do samego Piekła. Uriel nie zabroniłaby mi tego wprost, musiałbym się jedynie zmierzyć z rozczarowaniem w jej oczach. To gorsze, niż otwarty sprzeciw.

- Astaroth? Astaroth! Gdzie jesteś? Musimy porozmawiać!

Przyciskam palce do nasady nosa. Jak jedna osoba może budzić we mnie tak sprzeczne uczucia? Z jednej strony jej głos jest najpiękniejszą rzeczą, jaką usłyszałem w całym swoim życiu, a z drugiej nie mogę znieść jego brzmienia i chcę się zatopić w błogiej ciszy tego miejsca.

Zwlekam się z szezlonga i biegnę bezszelestnie w stronę schodów, wbiegam po nich na samą górę, uciekam przed nią. Korzystam z tego, że jedno z ogromnych okien jest otwarte i wyskakuję przez nie na zewnątrz. Będąc już w powietrzu rozkładam skrzydła i macham nimi mocno, wznosząc się z powrotem do góry. Lecę przez jakiś czas, aż pałac znika mi z oczu i lecę jeszcze dalej, coraz bardziej przyspieszając.

Lecę tak długo, aż całkiem opadam z sił. Ląduję na ziemi na jednej z licznych łąk i spadam do przodu, wprost na zieloną trawę. Zaciskam powieki i uspokajam oddech, leżąc nieruchomo w tym zacisznym miejscu. Wkrótce jednak ta cisza zaczyna dawać mi się we znaki. Chcę... chcę usłyszeć jej głos. Brzmiała na zaaferowaną, pewnie znowu spotkała jakąś fascynującą w jej przekonaniu duszę i chce ze mną o niej porozmawiać.

Nie interesuje mnie to, ale ją tak, dlatego chcę jej wysłuchać. Chcę zamknąć ją w swoich ramionach i tulić tak długo, aż znowu będzie musiała wyjść do dusz. Chcę ją pocałować, otoczyć miłością całe jej ciało.

- Ja pierdolę.

Podnoszę się z ziemi i wracam do zamku z pokonanym wyrazem twarzy. Tej jednej potyczki nie jestem w stanie wygrać, ostatecznie zawsze do niej wracam. Zaczynam nienawidzić tego słowa. Zawsze. Podkreślanie zmienność mojego życia.

Po powrocie do zamku odnajduję ją w holu. Siedzi na drugim stopniu schodów i czeka na mnie z napiętym wyrazem twarzy, który od razu wzbudza moją czujność. Coś jest zdecydowanie nie tak, ciężko tylko określić mi, co takiego się wydarzyło. Na mój widok anielica podrywa się ze swojego miejsca i natychmiast do mnie podchodzi, nie jest ani trochę spokojniejsza niż wcześniej.

- Byłeś z duszami?

- Tak – kłamię bez mrugnięcia okiem.

- To dobrze, dawno do nich nie wychodziłeś. Myślałam, że... Nieważne. Musimy poważnie porozmawiać.

Dark TwinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz