Rozdział 21

63 7 0
                                    

                                   Kade

            Oczekiwałem, że zabierze mnie do któregoś z opuszczonych pokoi na górze i wreszcie wymierzy mi karę. Wiem, że nie może się doczekać tego momentu. Jest moim ojcem, ale przede wszystkim surowym upadłym, który nie znosi niesubordynacji i popiera kary cielesne. W przeszłości niejednokrotnie się takiej doczekałem.

            Chciałbym rozejrzeć się po miejscu, gdzie torturuje Lajlę. Ani razu nie widziałem go po tym, jak wylądowałem w celu i nie mogę się z nim porozumieć, nie odpowiada na moje pytania. Może nie jest w stanie po tym, co robi mu Astaroth. Gdybym wylądował w tym samym miejscu, mógłbym zobaczyć, co mu tam robi i podsycić swoją nienawiść do ojca. Przy okazji może znalazłbym coś, co mógłbym wykorzystać do zadania mu bólu.

            Być może przewidział, że będę szukał ku temu sposobności, bo zamiast tego wyprowadza mnie na otwartą przestrzeń. Po tylu dniach spędzonych w ciemności jasne światło dnia mnie oślepia. Oczy mi łzawią i muszę zacisnąć powieki pod wpływem ostrego bólu. Rozwściecza mnie nawet ten niewielki przejaw słabości w jego obecności.

           - Nie boisz się, że jakiś ciekawski zobaczy nas z oddali? - pytam, by jakoś odwrócić od siebie jego uwagę.

            - Nikogo nie ma w najbliższej okolicy. Nikt ci nie ruszy na ratunek.

            - W przeciwieństwie do ciebie nie czekam, aż ktoś uratuje mi tyłek. Robię to sam, bez pomocników wbijających miecze w plecy mojego przeciwnika.

            - To kolejny dowód na to, że ten pomiot nie jest godzien nazywania się moim synem – oznajmia wzgardliwie Astaroth. – Nie świecę przykładem, ale nie toleruję takich zagrań w walce. Nigdy nie uznam go za swojego syna.

            Ściska mocniej moje ramię i wznawia marsz, nie dając mi czasu na przyzwyczajenie się do jasności. Zmuszam się do otwarcia oczu, żeby nie przewrócić się na nierównościach podłoża. Okrążamy pałac i kierujemy się na północ, ledwie jestem w stanie za nim nadążyć. Osłabienie wywołane raną i tymi kajdankami daje mi się mocno we znaki.

            - Skończ torturować Lajlę. Poniósł wystarczającą karę za rzekome zdradzenie cię, posuwasz się za daleko. Wyżywasz się na nim, a tak naprawdę chcesz ukarać mnie, nie jego.

            - Od kiedy kwestionujesz moje decyzje?

            - Podlega mi, nie tobie. To ja decyduję, czy powinien zostać ukarany, czy nie. Nie dopuścił się wobec mnie żadnego przewinienia, wręcz przeciwnie, wykazał się lojalnością i zdobył dla mnie cenne informacje.

            - Odszedłeś ode mnie, a tym samym z mojej armii. On został, więc przeszedł pod moją komendę.

            - Odmówił złożenia ci przysięgi, mylę się?

            - To bez znaczenia. Dzisiaj dopełniła się jego kara. Wróci do ciebie cały, choć przez jakiś czas nie będzie do końca sprawny. Zanim dojdzie do siebie, wrócisz już na swoje stanowisko.

            Unoszę brwi, gdy to słyszę. Zastanawiałem się, po co wyciągnął mnie z celi właśnie tutaj i bynajmniej nie tego się spodziewałem. Nie mogę się powstrzymać i parskam śmiechem, kręcę z niedowierzaniem głową.

            - Żartujesz sobie, prawda? Nie możesz być tak naiwny... O cholera, ty naprawdę wierzysz, że ja do ciebie wrócę i będzie jak dawniej. A to mi zarzucasz głupotę.

            - Wciąż się dąsasz o Celeste?

            - Dąsam się? Dąsam?! Zabiłeś ją na moich oczach! Nie dąsam się, tylko jestem na ciebie wściekły! Nigdy ci tego nie wybaczę.

Dark TwinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz