Rozdział 6

58 6 3
                                    




                                Astaroth

Przez cały ten czas, kiedy trzymałem Kade'a pod swoim dachem i szkoliłem go na wojownika, wmawiałem sobie, że nic dla mnie nie znaczy i jest jedynie marionetką w moich rękach. To było kłamstwem, którym uparcie się karmiłem.

    Przez całą bitwę nie byłem w stanie właściwie skupić się na walce, nie mogłem spuścić z niego wzroku ani na minutę, choć cały czas była przy nim Celeste, a on pilnował się, by zbytnio się od niej nie oddalać. Widziałem każde jego starcie, pilnowałem go cały czas, gotów ruszyć mu z pomocą, gdyby tylko znalazł się w niebezpieczeństwie. Niepotrzebnie się o niego martwiłem, ani razu jej nie potrzebował.

    Po skończonej bitwie wreszcie mogę odetchnąć z ulgą i wrócić myślami do bardziej poważnych kwestii. Spotykam się z czwórką innych upadłych, którym powierzyłem dowodzenie moich wojsk. Wygraliśmy tę potyczkę, ale nie podoba mi się, że tym razem niebo przysłało tak wielu swoich wojowników. Traktują to poważniej niż wcześniejsze wojny o Czyściec, są zdeterminowani do jego odzyskania równie mocno, jak ja chcę ich przed tym powstrzymać.

    Dziś towarzyszy mi też Beliar, który reprezentuje Piekło i od tej pory będzie aktywnie uczestniczył w wojnie. Nie wątpię w swoje siły i umiejętności dowódcze, ale cieszy mnie jego wsparcie. Podczas gdy ja przez wieki żyłem spokojnie w zawieszeniu wraz z Uriel, on przez cały ten czas toczył wojny. Lucyfer zapewnił mnie, że jest najlepszym wojownikiem z całej ich czwórki, a do tego jest dobrym strategiem.

    Muszę omówić z nim plan na kilka najbliższych dni i zadecydować o rozmieszczeniu naszych sił, tak by nie dać się zaskoczyć...

    - Tato, widziałeś? Widziałeś mnie w walce? Zabiłem dwóch aniołów całkiem sam, udało mi się to zrobić bez pomocy Celeste. Widziałeś mnie?

    Kade podbiega do mnie z rumieńcami ekscytacji na twarzy, przez krótki moment znów zachowuje się jak dziecko. Przypomina mi się, jak bardzo sam byłem podekscytowany po moim pierwszym zwycięstwie w walce, aż chciałem to wykrzyczeć całemu światu. Tyle że ja nie miałem ojca, do którego mógłbym podbiec i się pochwalić, nie miałem komu zaimponować. On ma mnie.

    Zatrzymuje się w pół kroku i milknie, zorientowawszy się, że stoję w otoczeniu moich podwładnych i jesteśmy w trakcie planowania dalszych walk. Jeszcze większe wrażenie robi na nim obecność samego Beliara. Nie wie oczywiście, kim on jest, ale czuje jego moc.

    Odchrząkuje, żeby pozbyć się podwyższonego tonu i prostuje się, unosi dumnie podbródek, tak jak go nauczyłem. Tej wyniosłej postawie przeczy jedynie rumieniec zażenowania, na który nic nie może poradzić. Postanawia udawać, że wcześniejsza wpadka nie miała miejsca.

    Przyciska pięść do piersi na wysokości serca i kłania mi się. Zwykle tylko skina mi głową, ale udziela mu się podniosłość chwili lub też jest onieśmielony obecnością Beliara, dlatego całkiem dopełnia etykiety.

    - Proszę o wybaczenie za to najście, ojcze. Ja... Melduję, że zabiłem dwójkę wrogów.

    Jest słodki, stwierdzam w myślach. Oczywiście widziałem obie te sytuacje i wiem, że odebrał dwa życia. Właściwie to nie do końca on ich zabił. Pokonał ich, owszem, ale ostateczny cios zadała Celeste, bo on wciąż nie ma swojej broni.

    Jestem dumny z tego, że jest moim synem. Nie baczę dłużej nawet na to, że jest nefilim. Dzisiejszego dnia udowodnił, że mimo częściowo ludzkich genów, jest równie silny jak aniołowie, dlatego powinien być tak nazywany. Jest aniołem, nie nefilim.

    Gryzę się w język, nim któreś z tych wyznań wypowiadam na głos i odprawiam moich dowódców gestem ręki, chcę na moment zostać z Kade'em sam na sam. Beliar zatrzymuje się na moment przed chłopcem, każdy mięsień w moim ciele się spina.

Dark TwinsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz