VIII Konsekwencje VIII

28 2 0
                                    


 ,,Konsekwencje naszych czynów biegną szybciej, niż my przed nimi uciekamy" 

Chłopak przez wiele czasu nie mógł uwierzyć w to, że wszystko co miało miejsce wcześniej nie było fikcją. Po kolacji, którą odbył w towarzystwie swojego ojca oraz matki brutalny sztylet prawdy od razu przetarł jego dotychczasowe myśli, pozostawiając z nich jedynie proch. Szary proch, którego mimo wszystko nie mógł się wyzbyć. Wciąż do jego głowy powracały jak złe duchy, te proste słowa wypowiedziane przez dziewczynę. "Dalej nie rozumiem dlaczego to zrobiłeś Draco." Jedno proste zdanie, które potrafiło tak go rozbić. 

 Ale od teraz wszystko się zmieni. Nie może sobie więcej pozwolić na tak... prostackie zachowanie. Należy do rodziny, która szczyci się mianem czystej krwi i on, jedyny potomek Lucjusza oraz Narcyzy Malfoy ma to zniszczyć? Nie, nigdy nie może stać się kolejnym powodem do płaczu dla jego matki. Wielokrotnie widział jak błyszcząca ciecz spływała po jej zmęczonej twarzy. Zawsze powtarzał, że chce zrobić wszystko, aby nigdy więcej nie ujrzał jej w takim stanie. Dlatego teraz...teraz stanie się z powrotem, zwykłym członkiem rodziny Malfoy. Tak będzie lepiej dla wszystkich. Dla niego, dla matki, dla ojca, dla niej. 

Po powrocie do Hogwartu wszyscy, którzy znali starego Dracona byli zadowoleni. Stał się z powrotem tym samym Ślizgonem, przy okazji utwierdzając jeszcze bardziej wszystkich w kwestii stereotypów na temat wychowanków tego domu. Nikt nawet już nie pamiętał o tym, jak zachowywał się jeszcze niedawno. Zresztą nawet jeśli byłoby inaczej, szybko zostałoby mu to wybaczone. 

- Draco tęskniłam... - wyszeptała cicho jego przyjaciółka, opierając głowę o jego ramię. 

- Ja też. - rzekł nieszczerze, jednak usilnie starając się na jak najbardziej wiarygodny ton głosu.

- Wiesz czasami chciałabym spędzić z Tobą same takie chwile. Ja, ty i spokój dookoła. Przecież to jest cudowne. - dodaje z uśmiechem, spoglądając kątem oka na chłopaka.

- Uwierz, że jestem tego samego zdania. Jednak kto powiedział, że takie sytuacje nie mogą zdarzać się częściej? - zapytał z wymuszonym uśmiechem. 

-Masz rację. Przecież to zależy tylko od nas. - mówi po chwili ciszy, czując się jakby odkryła ogromną tajemnicę. 

Słysząc jej słowa wewnętrznie czuł tylko i wyłącznie irytację. Nie wyobrażał sobie, żeby spędzać z tą kobietą więcej czasu niż leży to w jego normie, ale czy w obecnej sytuacji, która zagarnęła jego życie miał inny wybór? Tylko w taki sposób mógł choć na chwilę zapomnieć o tym wszystkim. Przecież to on miał kontrolę nad tym co się dzieje, więc co może być trudnego w zmianie uczuć? Nic. 

Przez resztę czasu, jaki pozostał dwójce młodych ludzi bezwzględnie wygrała cisza, w której zatopili się obydwoje. Ślizgonka co chwilę zerkała na mężczyznę, który wpatrywał się pustym wzrokiem w ścianę znajdującą się na przeciw nich. Był czymś widocznie pochłonięty. Gdy tylko usłyszał dźwięk kroków, który należał do Gryfonki momentalnie objął mocniej Pansy. Ta jedynie uśmiechnęła się bardziej i spojrzała mu prosto w oczy. Postanowił odpowiedzieć na jej kontakt wzrokowy, patrząc na nią jakby była wszystkim co mu zostało. Momentalnie spokojny chód Hermiony przerodził się w trucht, któremu towarzyszyło ciche łkanie. Nikt, kto nie był zaraz obok nie dał rady usłyszeć tego, aczkolwiek dla niego był to wystarczająco głośny znak. Za bardzo głośny i dobitny. Jak tylko zorientował się, że został sam z czarnowłosą, odsunął się od niej delikatnie i zacisnął mocniej dłoń w miejscu, gdzie znajdował się jego srebrny sygnet. 

Czuł, że ją zranił. Nie chciał tego zrobić, ale musiał. Mimo tego, że był to konieczny krok z jego strony czuł się gorzej, niż wtedy gdy spotykał płaczącą matkę. Z drugiej strony, jeśli nie zrobiłby tego wciąż tkwiliby w czymś, co nie ma racji bytu. Niezależnie od tego jak bardzo chcieliby się oszukiwać. 

Dzisiejszego dnia nie zobaczył jej już więcej, może powinien być to powód do szczęścia. W każdym razie postanowił skupić się na nauce, a raczej na udawaniu tego. Miał już dosyć Parkinson, która najwidoczniej usilnie chciała wprowadzać swój plan na przyszłość z nim. Nie chciał nawet o tym słyszeć. Każde jej słowo sprawiało, że chciał po prostu wyjść i nie wracać. 

Ta sytuacja faktycznie sprawiła, że poczuła się źle. Gdy straciła kontrolę i zaczęła biec w stronę dormitorium, sama straciła nad tym wszystkim kontrolę. Myślała, że to wszystko jest tylko koszmarem, z którego zaraz się przebudzi. Niestety, była to rzeczywistość. Okropna rzeczywistość, w której musiała się odnaleźć. Tak bardzo chciała z nim porozmawiać, powiedzieć mu to wszystko, ale z drugiej strony... miała ochotę wydobyć z siebie krzyk, którym chciała  dobitnie pokazać co zrobił. W końcu złość, którą nagminnie podlewała w swoim sercu wzięła górę. 

Hermiona w końcu widząc Rona, na którego twarzy malowało się zmartwienie widząc jej stan, wzięła głęboki wdech i zdecydowała się wyjść z nim na błonia. Piękne miejsce, w którym od zawsze mają miejsce różne historie. Jednak czy ktoś o nich myśli? W praktyce nie. Docierając na miejsce, od razu ich twarze zostały oświetlone przez promienie słońca, które dzisiaj szczególnie próbują dotrzeć w każde miejsce. Usiedli na trawie, chcąc nacieszyć się pogodą, która ostatnio coraz bardziej rozpieszcza wszystkich. 

-Mionka co się stało? Dziwnie się zachowujesz...- wzdycha cicho Ron, nie ukrywając swojego spojrzenia w jej kierunku.

- Coś ty... Nic się nie dzieje. Po prostu dzisiaj mam gorszy dzień.- powiedziała z wymuszonym uśmiechem.

-Niech ci będzie.- wymruczał pod nosem, po czym zamilkł widocznie oczekując, aby dziewczyna powiedziała cokolwiek. 

-Ron...przemyślałam to, o czym rozmawialiśmy ostatnio.- rzuciła po chwili ciszy, w której czuła się bardzo niekomfortowo.- Myślę, że możemy spróbować wejść w związek.- bąknęła pod nosem, niespecjalnie przekonana co do swoich słów.

Chłopak w tym samym momencie spojrzał na nią z widocznym uśmiechem, łapiąc ją za dłoń. Mimo tego, że Granger widocznie się wzdrygnęła on dalej patrzył na nią. Gdy złączył krótko ich wargi, kobieta poczuła falę narastającego gniewu. Gniewu, który był spowodowany tym, że tak łatwo dała się ponieść głupiemu pomysłowi, z którego teraz będzie bardzo ciężko wyjść. Ale być może taki jest urok młodzieńczych lat, które budują ludzi. 


Przez brak Twoich słów | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz