VII Wino VII

32 3 0
                                    

Hermiona wracając do swojego łóżka nie wiedziała już, czy powinna pójść spać, czy jednak wybiec i zacząć kłócić się z Draconem, przez to co się stało. Całe jej życie zaczęło stawać się coraz bardziej zakręcone. W końcu zdecydowała się na pozostanie w miejscu, w którym była. Prawdopodobnie to wyjście było jednym z bardziej korzystnych dla niej jak i dla innych osób, ale czy to ona mogła oceniać? Jedyna rzecz, która przebijała się przez wszystko co znajdowało się w jej umyśle była panika. Być może była ona spowodowana samym obrotem spraw, a może nieporadnością, z którą musiała się zmierzyć, tego nikt nie wie oprócz jej samej.  Czuła, że sytuacja ta nabrała znaczenia, które całkowicie nie pokrywało się z prawdą. Była to fikcja, która stworzona przez złe miejsce i czas mimo wszystko zdążyła zasiać w sercach tej dwójki taki popłoch. Dezinformacja często potrafi zanieść ze sobą większe żniwa, niż wiele plag, z którymi ludzkość miała do czynienia od zawsze. Pansy zauważając zdenerwowanego chłopaka, który wpadł z trzaskiem do dormitorium zmarszczyła brwi i zdezorientowanym spojrzeniem przywitała go w samym wejściu.

-Draco, co się stało? - Zadała krótkie, a jednak tak bezpośrednie pytanie, na które odpowiedzi nie dostała. Bynajmniej nie była to odpowiedź jakiej oczekiwała, gdyż jedyne co uzyskała to jakby poirytowane i zawiedzione prychnięcie. Szybko postanowiła, że nie ma co dłużej roztrząsać tego tematu, przynajmniej na razie nie byłoby to jednym z bardziej rozsądnych planów. Wiedziała, że i tak prędzej czy później dowie się prawdy, ich relacja bowiem była zbyt bliska. 

Przez następne dni wiele się nie zmieniało. Nie zmieniało dla wszystkich, którzy nie byli Hermioną ani Draconem. Każdy dzień mijał w podobny sposób, nie zdarzały się wielkie niespodzianki, a nauka szła nawet pomyślnie. Stwierdzenie, że taka rzeczywistość jest korzystna nie jest żadnym fałszywym zdaniem, jednak nie wszyscy byliby tego zdania, a szczególnie ci, którzy nie mogąc pogodzić się z własnym sercem próbują szukać odskoczni w czymś innym. Mijali siebie często starając się zachować jak największą odległość, jednak na prawdę byli blisko. Doprowadzało ich to do szału, obydwoje nie widzieli w tym żadnej logiki, ani prawdy. Jak dwójka tak bardzo rozległych ludzi miałaby stać się dla siebie kimś bliskim, w tak krótkim czasie, nie mając wiele styczności? Nie wiedzieli. W końcu nadszedł dzień, w którym Ślizgon wiedział już, że nie może sobie pozwolić na przebywanie poza tym, co dzieje się tu i teraz. Mowa o obiedzie dla najbliższej rodziny zorganizowanym przez Lucjusza Malfoya w jego  rezydencji. Również chłopak miał się na nim zjawić, pokazując się jako syn wspomnianego wcześniej mężczyzny. Nigdy między nimi nie istniały przyjacielskie stosunki, takie jakie posiada większość ojców ze synami. Raczej była to inna więź, wynikając z przymusu przekazania całego dorobku swojemu potomkowi. Dla jednych okropna, dla innych całkiem logiczna. Jednak w towarzystwie arystokratycznych maniaków czystości krwi była to bardzo dobra i wręcz pochwala opcja. Jedyne tematy, które były poruszane w dworze Malfoya to czystość krwi, wyniki ich syna w szkole i kwestie majątkowe. Przynajmniej o nich słyszał chłopak dorastając w tym miejscu. Gdy w końcu zszedł do ogromnej jadalni, która jak zwykle wyglądała jakby nie była użytkowana przez nikogo, wziął jedynie głęboki oddech i zasiadł przy stole. Blask świecy, które znajdowały się na stole doskonale oświetlały twarz młodego mężczyzny, pokazując jednocześnie jego wszystkie emocje, które zamieszkały w jego oczach odkąd wrócił do tego miejsca. Aczkolwiek nie mógł zaprzeczyć, że plusem był fakt iż w tym miejscu nie myślał o niej. Atmosfera raczej nie sprzyjała takim myślom, jednak dzisiaj dopiero to zauważył. Czasami potrzeba odpowiednich warunków, aby docenić to co nasze. Tak też było w jego przypadku. Dom, w którym nigdy nie było radości, uśmiechu, czy uczuć stał się wybawieniem. Pokochał atmosferę, w której mógł zamieszkać przez następne godziny. W końcu nadszedł czas, w którym do stołu zasiadł również Lucjusz Malfoy, oraz jego małżonka, matka Dracona - Narcyza Malfoy. Rozmawiali o tym co zawsze, ale gdy wszedł temat czystości krwi chłopak wytężył słuch bardziej niż zwykle.

-Słyszałem, że ostatnio miałeś jakieś komplikacje z Panną Hermioną Granger -Wymruknął pod nosem widocznie niezadowolony Malfoy senior, upijając po chwili łyk wina, które tak sobie cenił. 

-Tak, była jedna sytuacja, w której miałem kontakt z nią. - Potwierdził widocznie niechętnie, jakby czując wstyd z tego powodu. Dobrze wiedział, co jego rodzina sądzi o takich ludziach jak Hermiona. Wiedział też, że sam fakt posiadania razem z nią szlabanu był dla nich żenujący i niewyobrażalny, a co dopiero mówić o tym co działo się między nimi. Z tego powodu zachował to dla siebie, zresztą uczynił tak samo jak dziewczyna. 

-Cieszę się, że nie masz więcej styczności z takimi szlamami jak ona. To na prawdę odrażające, że takie istoty są na tym świecie. - Kręci głową z wyczuwalnym dramatyzmem w głosie, po czym uśmiecha się pod nosem - W końcu posiadanie potomka, który zadawałby się z takim szlamami byłoby prawdziwym ciosem w serce każdego szanującego się rodzica. Nie wiem jakbyśmy to przeżyli, prawda kochanie? - Dodaje cicho, łapiąc kobietę za dłoń. Ona po chwili namysłu kiwa jedynie głową, widocznie nie chcąc brać udziału w tej dyskusji. Nie tylko ona tego nie chciała. Młody arystokrata również podzielał to zdanie. Po prostu ostatnio zapomniał o tym, że jego przyszłość jest już wybrana i posiadał głupią nadzieję na inną przyszłość. Jednak tak szybko jak ona się pojawiła, tak też umarła. 

-


Przez brak Twoich słów | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz