ROZDZIAŁ 2

14.9K 536 24
                                    


Po dotarciu taksówką, pod wskazany adres wysiadłam, a pan kierujący pojazdem pomógł mi wyciągnąć walizkę, która naprawdę była ciężka. Byłam ciekawa, czy panowie z lotniska nie będą mieli posiniaczonych palców, aż na samo wspomnienie uśmiech wypełzł mi na twarzy.

Domek znajdował się na obrzeżach Las Vegas, był blisko bogatej dzielnicy, w której wcześniej mieszkaliśmy, jak byłam małym dzieckiem. Mieszkanie wymagało małego odmalowania, ale to nie był problem. W wolnej chwili chciałam zrobić to sama, o ile czas mi na to pozwoli.
Rozpakowałam swoje rzeczy i poszłam pod zimny prysznic, który miał mnie orzeźwić, a także zmyć brud z podróży. Musiałam się streszczać, bo miałam spotkanie ze swoim nowym szefem.

Po dotarciu pod wysoki szklany po budynek dotarłam na recepcję, gdzie za kontuaru wystawała blond czupryna.

— Dzień dobry.

— Dzień dobry — odpowiedziała kobieta, która od razu się wyprostowała i nasunęła okulary na nos. — W czym mogę pani pomóc?

— Byłam umówiona na spotkanie z szefem, panem — zacięłam się na chwilkę, bo z lekkiego stresu zapomniałam jego danych. — Yyyyy..

— Widać, że nowa — rozweseliła się kobieta, a mi zrobiło się lżej. — Chodzi o młodego Millera czy starego?

Po usłyszeniu nazwiska, od razu przypomniało mi się imię osoby, z którą miałam się spotkać.

— Robert Miller. — Kiwnęła głową, wiedząc do kogo mnie prowadzić.

— Proszę za mną.

Przeszłam z kobietą kilka korytarzy i pchnęła czarne masywne drzwi, które otworzyły się z lekkością. Stanęła w nich, a ja od razu się zatrzymałam.

— Drzwi na wprost są pana Roberta. Powodzenia — Poklepała mnie po ramieniu i po chwili zniknęła.

Wystrój wcześniejszych korytarzy odbiegał strasznie od tego, gdzie znajdowały się trzy pary drzwi. We wcześniejszych przeważała biel z marmurem, a tutaj wystój, był ciężki.Wydawałoby się, że każdy kwiat uschnął by tutaj z powodu ciemności, jaka panowała, ale każdy miał inny styl.

Podeszłam do drzwi, które wskazała pani z recepcji i zapukałam dwukrotnie. Czekałam na zaproszenie, ale nie usłyszałam odpowiedzi, zrobiłam to drugi raz i wtedy usłyszałam odpowiedź.

— Proszę — rzucił oschły ton i wiedziałam, że może nie być już tak kolorowo.

Pchnęłam drzwi i znalazłam się w ogromnym gabinecie. Wielkością mógł być porównywalny do mojego mieszkania. Wystrój typowego biurowca. Za biurkiem wysokie okna, które wpuszczały dużo światła, drewniane orzechowe biurko, regały z katalogami, a po prawej stronie dwie sofy ze stolikami, gdzie zaraz znajdował się ukryty barek. Identyczny mieliśmy w domu. Spojrzałam na mojego nowego szefa, który siedział za biurkiem i bacznie mnie obserwował, trochę zawiesiłam się na wyglądzie gabinetu, było to niestosowne, ale było już za późno.

— Pani Maria? — zapytał młody głos, który nie był już taki opryskliwy.

Ominął biurko, zapinając, przy tym swój szary garnitur i podał mi dłoń.

— Robert Miller, miło mi.

— Maria Evans — posłałam delikatny uśmiech mojemu nowemu pracodawcy.

Mężczyzna mógł być, przed czterdziestką. Blond włosy kontrastowały z brązowymi dużymi oczami, które bardzo się rzucały. Lekko pulchne policzki, ale postura mężczyzny nie zostawiała dużo do życzenia. Był to zadbany schludny mężczyzna, lubiący dbać o formę.

Pani architekt [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz