ROZDZIAŁ 3

13.9K 494 7
                                    

Wypożyczyłam auto i wstąpiłam do cukierni kupić jakieś ciasto. Umówiłam się z Eleną i Scarlett, że wpadnę do nich na kawę.
Dojechałam do bogatej dzielnicy i aż wzięło mnie na wspomnienia. Stanęłam na poboczu, przy domu kobiet, z którymi się umówiłam i wysiadłam. Miałam od razu iść do czekających mnie kobiet, ale chciałam zobaczyć, czy ktokolwiek zamieszkuje nasz dom, może cokolwiek zauważę, przez kraty bramy. Podeszłam do bramy i serce niemiło mi się ścisnęło, pierwsze wspomnienie, jakie mi przybyło to ojciec, a potem niechciane do mojej głowy wpadł widok, zakrwawionego ojca w kałuży krwi. Zabrało mi tchu, a łzy stanęły w oczach, mało kiedy wspominałam to wydarzenie, bo nie chciałam się dręczyć. Już wystarczająco przeszłam, przez to wszystko, przez kilka lat po zabójstwie papy. Odwróciłam się od razu, a na ulicy zauważyłam małego szczeniaka, który stał na samym środku i siedział, rozglądając się i piszcząc. Zapewne komuś uciekł albo co najgorsza ktoś go porzucił. W oddali usłyszałam ryczące auto, ale musiało być daleko. Zawołałam małą czarną kulkę, ale nie reagowała, spojrzała tylko na mnie i patrzyła maślanymi oczkami.

— No chodź — przywołałam go, ale nie słuchał się wcale. Słyszałam, że auto musiało być blisko, bo warkot był coraz głośniejszy, jakby jechał ciągnik. — No chodź — próbowałam, przywołać go do nogi, ale patrzył na mnie maślanymi oczkami, niczym kot ze Shreka, ale ruszyć się z miejsca nie chciał, dodatkowo zaczął merdać ogonem.

Auto było coraz bliżej, a mi serce zaczęło łomotać, wybiegłam na środek ulicy w celu wzięcia psiaka. Złapałam go w ramiona i wtedy podnosząc się, spojrzałam w prawą stronę, gdzie auto jechała z zawiłą prędkością. Nie oceniłam, że tak szybko się zbliży. Chciałam uciec, ale zawinęły mi się ze strachu nieszczęśliwie nogi i upadłam na tyłek. W tamtym momencie czułam śmierć, widziałam ją i czułam, że to będzie bolało. Nie miałam szans, zamknęłam oczy, chciałam, żeby stało się to szybko, całe życie, przez chwilę przemknęło mi, przez oczy.
Pisk opon, mocno rozbrzmiał w uszach, aż bębenki od tych decybeli zakuły niemiłosiernie. Wtuliłam się w ciało małej kulki, a po chwili poczułam zapach gumy i totalną ciszę.

Byłam w niebie? A może i w piekle? Tak wyglądała śmierć? Była bezbolesna?

Mocne uderzenie zamykanych drzwi kazało mi otworzyć oczy i otrzeźwieć ze strachu.

— Nic pani nie jest? — zapytał spokojny męski gruby głos, jakby nic się nie stało.

Spojrzałam ku górze i ujrzałam jego, gogusia z lotniska. Lekko wytrzeszczyłam oczy i otworzyłam buzię, ale nie wiedziałam pierwszy raz w życiu, co miałam powiedzieć, a zawsze byłam tak wygadana.

— Ochh, znów się spotykamy — posłał mi łajdacki uśmieszek i podszedł do mnie bliżej, wyciągając swoją dużą dłoń, którą bez zawahania złapałam.
Podniosłam się i otrzepałam jedną dłonią, a drugą nadal trzymałam psa.

— Jeździsz jak wariat — skomentowałam, chociaż to ja nieułomnie upadłam na środku asfaltu.

Spojrzałam na jego sportowe auto, a potem na niego.

— Z tego, co wiem, to asfalt jest dla pojazdów mechanicznych, a nie do rozkładających się osób na środku asfaltu — dogryzł mi, wtedy lekko się zirytowałam. Uniknęłam cudem śmierci, a w jednej chwili Arthur mnie rozdrażnił.

— Z tego, co wiem, jest tu znak ograniczający prędkość do trzydziestu kilometrów.

— Zasady są po to, żeby je łamać.

Prychnęłam niemalże od razu na jego odpowiedź. Szczenię zaczęło się wiercić, jakby potrzebowało wolności, wtedy usłyszeliśmy damski głos.

— Bella! Tu jesteś! — piskliwy głos kobiety, aż kazał człowiekowi stanąć na baczność.

Pani architekt [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz