— Dobrze już jesteśmy — powiedziała wesoło Scarlett i zaparkowała na pobocznym parkingu, gdzie znajdowało się większość luksusowych aut. Koło parkingu był ogromny dom, który otoczony był wysokimi białymi murami.
Zgasiła silnik auta i spojrzała na mnie tajemniczo, nadal nie wiedziałam, gdzie idziemy i co to było za miejsce. Obstawiałam, że to jakiś klub dla bogatych osób, patrząc na wygląd domu oraz aut stojących na parkingu.
— Napij się na odwagę — Scarlett podała mi z torebki dwusetkę różowego Moët'a
— Na odwagę? — Brwi powędrowały ku górze. — Chyba nie muszę ci przypominać, że jutro zaczynam nowy dzień pracy i nie mogę mieć schlanego umysłu? — rzuciłam zabawnie.
— Napij się — Namawiała. — A jak to zrobisz, powiem ci, gdzie jesteśmy — mruknęła z ekscytacją.
— Dobra, ale tylko to i więcej już się nie napije.
— To się jeszcze okaże — zachichotała dźwięcznie przyjaciółka.
— Co ty uknułaś? — patrzyłam na nią podejrzliwie.
— Wypij, powiem ci, a potem pójdziemy się rozerwać.
— Okej — westchnęłam zrezygnowana i otworzyłam szampana.
Wiedziałam, że dopóki nie wypije tego, nic mi nie powie, a byłam ciekawa, co to było za miejsca. Fakt, że jechaliśmy prawie godzinę i dom stał na uboczu, bardzo intrygowało.
Na raz wypiłam szampana jak za czasów studenckich na juwenaliach. Stare dobre czasy. Alkohol lekko podrapał po gardle, a ciepło rozpostarło się w przełyku. Po chwili już czułam się lekko wstawiona. Chyba byłam za stara na takie picie.— No więc — Nachyliła się do schowka nad moimi kolanami i coś z niego wyciągnęła. Zauważyłam dwie karty magnetyczne i opaski na oczy jak na bal karnawałowy. — Karta jedna jest dla ciebie. Ciężko było ją zdobyć, bo wstęp mają tu tylko nieliczni — Ujęłam zwykłą białą kartę z czarnym paskiem. Zaczęłam ją uważnie oglądać i zauważyłam tylko jeszcze na niej mały wygrawerowany numerek siedemdziesiąt pięć. Nie miałam pojęcia, po co była mi potrzebna i w jakim celu. To wszystko zaczynało robić się dziwne. Chciałam, natychmiastowych wyjaśnień od Scarlett.
— Po co mi ta karta? Gdzie my idziemy do pokoju hotelowego? — zapytałam zmieszana, a dziewczyna posłała mi tylko głupi uśmieszek.
— Idziemy w miejsce, gdzie na pewno nigdy nie byłaś. Nie domyślasz się? — zapytała głupio, jakbym wiedziała, o co chodziło. Grała ze mną w podchody, a nie chciała powiedzieć wprost.
— Do burdelu? — zaczęłam się głośno śmiać, ale spojrzawszy na minę koleżanki, wiedziałam, że byłam blisko. — Żartujesz? Nie, nie. Ja nigdzie nie idę, chyba oszalałaś.
— To nie burdel, tylko, jak by to nazwać. Klub dla samotnych osób, którzy mogą zaznać rozkoszy, albo innych rzeczy.
— Seksklub! — pisnęłam z niedowierzaniem, a w oczach dziewczyny zauważyłam błysk. — Jaja sobie ze mnie teraz robisz, takie miejsca istnieją?!
— Tak, uwierz mi, dostęp mają tu nieliczni. Tylko ludzie z górnej półki. Wszystko objęte jest tajemnicą. Jesteś nowicjuszką, więc będziesz musiała podpisać, przed wejściem klauzurę poufności. Co dzieje się w Vegas, zostaje w Vegas.
— Czekaj, czekaj, czekaj — Nie wiedziałam, czy alkohol mnie tak rozgrzał od środka, czy to, gdzie ona chciała mnie zabrać. — Wytłumacz mi dokładnie, co wejdę tam i mam iść się ruchać z jakimś nieznajomym typem? Kim ja jestem Macareną z Toy Boya?
— Nie nakręcaj się tak. Możesz iść tam i nic nie robić, napić się tylko drinka i nic więcej. Możesz także skorzystać z oferty — pokazała, przy tym cudzysłów palcami. — Chętnej kobiety albo mężczyzny, zależy, co preferujesz, a możesz skorzystać z obu płci.
CZYTASZ
Pani architekt [ZAKOŃCZONE]
RomanceArthur wyszedł pół roku temu z więzienia za oszustwa w kasynie, których dokonał. Dał się złapać, a był taki perfekcyjny. Natura i wychowanie jego nie pozwalało okazywać uczuć lub jakichkolwiek innych dobrych emocji. Spotykał na swojej drodze wiele k...