ROZDZIAŁ 11

12.2K 504 81
                                    

Otumaniona weszłam do auta, czułam się jakbym przebiegła maraton. Emocje mnie opuściły, zaczęło chcieć mi się spać, a ciało lekko wiotczało. Ta sytuacja mnie wykończyła, najchętniej wróciłabym do domu i położyła się spać.

— Chcesz wrócić do domu?

— Jestem ci coś winna, miejmy już to z głowy — rzuciłam lekko, ziewając. — Przepraszam.

— Nic nie szkodzi, może przeniesiemy kolację na inny dzień? — zaproponował, ale nie był nachalny.

— Zadecyduj, jest mi to obojętne. — Sięgnęłam po buty, które leżały na tyle auta. Od razu się zaczerwieniłam, przypominając sobie, dlatego tam wylądowały.

— Odwiozę cię, spotkamy się innym razem, z resztą... — Na chwilę zamilkł, a na jego buzi tworzył się uśmieszek. — Będziemy się często widzieć. Jestem wymagającym klientem. — Wytłumaczył.

— A ja spełniam, każde życzenie klienta — powiedziałam natychmiast, ale zaraz tych słów pożałowałam.

Tak, spełniałam każde nawet najgorsze życzenie klienta, gdzie czasem o materiał walczyłam miesiącami, ale z nim rozmowa zawsze była dwuznaczna i wiedziałam, jak on to odbierze.

— Będę miał to na uwadze. — Posłał mi łajdacki uśmieszek, a ja tylko cicho westchnęłam.

— Nie o to mi cho.... — Nie dał mi dokończyć, tylko przyłożył swój palec wskazujący do moich ust, abym więcej nic nie powiedziała. Zamurowało mnie. Przeciągnął powoli po moich wargach, a mnie od razu rozgrzało od środka. Odsunęłam się instynktownie do tyłu i z zakłopotaniem ciągnęłam za pas, który zaciął się, bo za mocno go szarpnęłam.

— Stresuje cię? — zapytał, przy moim uchu, łapiąc za pas, który się zablokował.

— Nie — Odpowiedziałam twardo, puszczając pasy i siedząc sztywno.

— Wydawało mi się....

— To, źle ci się wydawało — Lekko na niego warknęłam, zaczął mnie tak szybko wyprowadzać z równowagi.

Kiedy to się do cholery stało? Nie byłam taka.

Nie odpowiedział, tylko przeciągnął powoli pas, jakby to robił specjalnie  i mnie zapiął. Sam klik zapięcia, wydawał się głośniejszy niż zwykle. Ta gęstniejąca atmosfera, zaczęła robić się dziwna. Ruszył mocno, a mnie wgniotło w fotel. Jechaliśmy dłuższą przerwę w ciszy i zauważyłam, że nie jechaliśmy w stronę mojego mieszkania, czyli czekała mnie kolacja z nim.

— Jednak kolacja? — zapytałam beznamiętnie.

— Nie — odpowiedź usłyszałam natychmiast.

— To nie jest kierunek, mojego mieszkania. — Wytknęłam mu od razu.

— Wiem. — I czekałam na dalszą odpowiedź, ale jej nie usłyszałam.

— Więc? Gdzie jedziemy? — Spojrzałam na niego, a ten w skupieniu prowadził auto i nie obdarzył mnie spojrzeniem. Zaczęłam lekko się stresować.

— Zaraz będziemy na miejscu.

— Czyli, gdzie jedziemy? — Nie dawałam za wygraną i wtedy skręciliśmy w boczną wąską uliczkę, wysypaną tłuczniem.

— Jesteś bardzo niecierpliwa — skomentował.

— Nie Znamy się prawie wcale, a ty mi zarzucasz, że jestem niecierpliwa? — prychnęłam.

Przed oczami, przebiegały mi czarne scenariusze, nie wiedziałam, kim on naprawdę był i co jeszcze robił w życiu, a co jeśli siedział za coś innego? Może chciał mnie sprzedać do burdelu? Idealnie pasował na alfonsa, przystojny, bogaty, przyciągający swoją osobowością i pewnością siebie. Ścisnęłam dłonie w pięści, nieświadomie, a Arthur od razu to zauważył i zaczął mi się przyglądać, bo zwolnił, przez dróżkę. Jechał około dwudziestu mil na godzinę. Już układałam, plan ucieczki w głowie, kiedy się odezwał i zatrzymał.

Pani architekt [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz