-Wy...dziękuje- zająkał się mężczyzna z gitarą gdy usłyszał nasz werdykt, spojrzałem się na niego z uśmiechem, co on odwzajemnił.
-Myślę, że jak narazie to wszystko- odezwał się po chwili ciszy Tim. - Pozwól Brian, że przepiszę sobie twój numer od Rogera, będziemy w kontakcie- dokończył myśl wstając z krzesła i podszedł do bruneta by następnie uścisnąć mu dłoń.
-Oczywiście, nie ma problemu- odpowiedział Brian puszczając rękę Tima. -Cieszę się, że dajecie mi szanse, na pewno was nie zawiodę- dodał i zaczął kierować się do wyjścia z sali.
-Tak właściwie!- krzyknąłem by złapać uwagę wychodzącego mężczyzny, Brian spojrzał na mnie przez ramię. -Chciałem zaproponować Timowi obiad w pobliskiej knajpie, może chciałbyś skoczyć z nami?- dokończyłem, lekko odchylając się na krześle.
-Zdecydowanie powinieneś iść, jako członek Smile- dodał Tim, który chował jakieś papiery do swojej aktówki.
-Jasne, chętnie z wami wyskoczę- odpowiedział serdecznie Brian swoim spokojnym głosem.
-Spotkajmy się przed głównym wejściem o 16- powiedziałem chłopakowi i powolnie podniosłem się z krzesła. Ten pokiwał twierdząco głową i rzucając szybkie „cześć" wyszedł z sali.Przetarłem twarz dłońmi ze zmęczenia, niestety pierwsza noc w nowym domu nie należała do tych dobrze przespanych, jednak łóżko w domu mamy jest o wiele wygodniejsze plus właśnie tam czułem się bezpiecznie.
-Ten chłopak naprawdę wymiata co?- powiedział Tim szukając u mnie potwierdzenia.
-Co?- zapytałem wyrwany z moich przemyśleń.
-Powiedziałem, że Brian jest naprawdę niezły-powtórzył się Staffell. -jestem ciekawy jak brzmi tekst do tej jego piosenki...'39- zawiesił się na chwilę, pewnie próbując zebrać myśli. -o cholerę może chodzić, tytuł nic mi nie mówi, zastanawia mnie- tutaj chłopak ponownie przerwał, tym razem głośno westchnął. -Roger czy ty mnie w ogóle słuchasz?- zapytał poirytowany opierając dłonie na biodrach.
-Tak, tak słucham cię Tim, tylko jestem cholernie padnięty- zrobiłem pauzę żeby westchnąć. -ta jebana przeprowadzka doprowadza mnie do szału, jestem padnięty i wszystko mnie boli od noszenia tych zajebanych pudeł!- wyrzuciłem z siebie nawet nie spoglądając na przyjaciela. -Wybacz Tim, sam nie wiem czemu ten temat jest dla mnie taki ciężki, czy możemy po porostu iść po kawę?- starałem się zmienić temat spoglądając zmęczonym wzrokiem na chłopaka.Tim tylko kiwnął głową i wskazał na drzwi uprzednio poprawiając pasek od swojej torby na ramieniu. Byłem mu wdzięczny, że nie próbował drążyć tematu mojego ojca i zmiany domu. Mimo, że przyjaźnimy się od lat to nigdy tak naprawdę nie rozmawiałem z nim o mojej sytuacji rodzinnej, znał tylko zarys, jak prawie każdy. Nie raz myślałem by opowiedzieć mu wszystko i pozbyć się choć odrobiny ciężaru, ale z drugiej strony...po prostu nie mogłem, gdy tylko zaczynałem mówić lub myśleć o mojej rodzinie to łzy automatycznie napływały mi do oczu, byłem cholernie zły; na ojca, za to jak mało poświęcał uwagi mi i mojej siostrze, jak surowo nas traktował, bardziej jak obcych niż jego własne, rodzone dzieci. Nie wiem za to czy jestem zły na mamę, z jednej strony nigdy nie była idealna i nawet nie zawsze starała się być, zdarzało się jej również bycie agresywną, ale nigdy nie miałem jej tego za złe, w stosunku do niej zawsze czułem żal, sam nie wiem czemu akurat żal...może było mi przykro jak ledwo łączyła koniec z końcem mają dwójkę niesfornych dzieci na utrzymaniu? A może, że musiała rozwieść się z człowiekiem, którego kochała najbardziej na świecie, bo tego interesował tylko hazard? Nie mam pojęcia, wiem tyle, że gdybym był w stanie to zrobił bym wszystko by ta kobieta prowadziła szczęśliwe życie, bo jest prawdziwym aniołem na jakiego świat nie zasługuje.
-Dobrze, chodźmy po kawę- wywrócił oczami Staffell. -jeśli to ma ci poprawić humor- westchnął.
Zamknąłem salę, a kluczyk wsadziłem do tylnej kieszeni jeansów. Kiwnąłem do Tima by ten zaczął iść.
CZYTASZ
Love, Hope And Confusion
Fanfiction"Never wanted to be the boy next door" Roger Taylor x Reader Akcja rozpoczyna się w 1969. Pisane z perspektywy Rogera.