Przyznaj, że ci się podobało

13 1 0
                                    

GRACE

  Ryan odprowadził mnie do pracy, po drodze nie pozwalając mi rozmyślać o lękach, które zaczęły wracać do mojego życia. Najpierw dokończyliśmy robić śniadanie, które wspólnie zjedliśmy, wprawdzie zajęło nam to znacznie dłużej niż myślałam, ale miło spędziłam poranek. Chłopak sprawnie utrudniał mi koncentrację przez te jego niby przypadkowe zetknięcia i żarty. Urozmaicił mi pokonywaną trasę błahymi historiami z jego szkolnych lat, w których swoją rolę odgrywał Miles, polubiłam go słuchać. Co jak co, ale jego głos działał na mnie uspokajająco. Gdy dotarliśmy na miejsce, gdzie zaczekał aż wejdę do środka, poszedł dopiero upewniwszy się, że wszystko w porządku. Oboje mamy swoje obowiązki, które nie mogą czekać w nieskończoność, a dzięki nim oderwę myśli od tego, co mnie dręczy, kiedy nie będzie go obok. Powoli uzmysławiam sobie, że chyba zbyt pochopnie oceniłam Ryana, patrząc przez pryzmat jego atrakcyjności i powodzenia u płci przeciwnej. A przecież on wspiera mnie jak może i daje poczucie bezpieczeństwa, przez co boję się nieco mniej. Oprócz tego, kiedy się tak o mnie troszczy jest naprawdę uroczy. 

Dzisiaj staram się skupić jak tylko mogę, ale jasna cholera, jak mam to zrobić, gdy moją głowę zaprzątają czarne scenariusze? Silę się na serdeczny uśmiech do klientów, starannie wykonuję zamówienia, a prawdę mówiąc, moje ciało trzęsie się jak galareta. Nie potrafię pohamować drżenia, które mną zawładnęło, dlatego, chociaż wiem, że łamię tym przepisy, właśnie zamknęłam lokal i wbiegłam na zaplecze, gdzie nikt mnie nie znajdzie, gdzie nie znajdzie mnie on. Bo nie zrobi tego, tak? Strach sparaliżował mnie do kości, sprawiając, że straciłam poczucie stabilności, a moje nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Zrobiło mi się duszno, a obraz przed oczami stał się rozmazany. Przysiadłam na jednym z krzeseł, potrzebując chwili, by unormować nierówny oddech, ale panika tylko wzmogła na sile.

Nie wstając, sięgnęłam po torebkę, wyciągając z niej telefon i z lekkim zawahaniem przeplecionym z nadzieją, wybrałam numer do Melanie. Kiedy już miałam się rozłączać, bo oczekiwanie trwało naprawdę sporo, wreszcie w słuchawce rozbrzmiał jej zdyszany głos.

- Grace?

- Nie przeszkadzam? – wydusiłam z siebie brzmieniem, które nie przypominało mojego.

- Przepraszam, że tak długo. Mam małe zamieszanie w pracy – powiedziała. – Wszyscy stanęli na głowie z powodu jakiejś niejasności w przelewach, gdybyś tylko widziała jak wściekły chodzi mój szef. Nie chciałabyś tu teraz być – dodała na jednym wdechu. – Halo, jesteś tam?

Nie trafiłam w porę. Nie mogę jej dokładać zmartwień, ma wystarczająco dużo swoich.

- Pewnie, cały czas – odparłam. - Jak będziesz wolna zdzwonimy się na kawę?

- Masz to jak w banku – obiecała, śmiejąc się dźwięcznie. – Dlaczego mam wrażenie, że coś się stało? – nagle spoważniała.

- Nic, z czym bym sobie nie poradziła, Mel – musiałam ją o tym zapewnić. – Chyba pora na to, byś uratowała tę firmę z opresji, no nie? Kto jak nie ty.

- Życz mi powodzenia, Gracie. Ten statek nie może zatonąć.

- Nie zatonie – zaśmiałam się z trudem. – Jestem przekonana, że wszystko się ułoży.

Cóż, odnosząc się do mojego życia to nie jest tak oczywiste.

Dlatego też odnajdując w sobie ostatki odwagi, postanowiłam zawalczyć ze strachem i zaraz po rozmowie z przyjaciółką wybrałam numer do Lindsay, z którą, dzięki temu, że udało jej się przesunąć jedno ze spotkań, umówiłam się na dzisiaj po pracy. Uznałam, że to znak i tego będę się trzymać jak mocnej liny. Mogłam zatelefonować do Ryana, tyle że on ma swoje na głowie, a ja w niczym nie pomagam, odrywając go od zajęć. Nie mogę oczekiwać od niego tak wiele, nawet jeśli zapierałby się, że to żaden kłopot.

Trust me, darlingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz