Narzeczony

349 14 1
                                    

*Steve pov*

Dostałem nagle wezwanie do szpitala w sprawie Tiny. Powiem, że zdziwiło mnie bardzo to co usłyszałem ale i też przeraziło. Czym prędzej wsiadłem do samochodu i pojechałem do szpitala.

- Dzień dobry ja do Valentiny La Russo - powiedziałem do recepcjonistki dysząc , ponieważ wbiegłem do tego szpitala tak szybko jak mogłem.

- Dzień dobry pan z rodziny? - zapytała kobieta w okularach.

- Narzeczony - wypaliłem.

- Po schodkach 2 piętro i trzecie  drzwi na prawo - powiedziała.

Kiwnąłem tylko głową na znak zgody i ruszyłem do winy.

- nie będę biegać po schodach - mruknąłem do siebie.

Po krótkim czasie spędzonym w windzie wysiadłem na drugim piętrze i udałem się na dany oddział.

- Położniczy?- zapytałem sam siebie widząc napis - o chuj - pomyślałem przerażony.

Wszedłem na oddział i skierowałem się do odpowiednich drzwi. Na sali leżała Tina z podłączoną kroplówką . Strasznie bolał mnie jej widok w tym stanie.

- pan Harrington jak mniemam - powiedział doktor oglądając papiery - wszystko dobrze Ale dostała w głowę i ma rany na brzuchu, dziecko niestety nie przeżyło - powiedział wzdychając.

- pan powtórzy bo chyba nie dosłyszałem - zatkało mnie .

- no dziecko nie przeżyło - powtórzył doktor.

- ale proszę się nie martwić będzie dobrze na pewno wszystko się jeszcze ułoży - poklepał mnie po ramieniu gdy usiadłem bez sił na krześle - ale będzie musiała zostać jeszcze jutro w szpitalu mój drogi - dodał i Miał wychodzić z sali.

- Doktorze ile miało dziecko?- zapytałem.

- Tak no cóż 2 tygodnie niezbyt dużo ale jednak wiadomo przykro państwo pewnie się starali o nie ale cóż los widocznie chciał inaczej - powiedział i wyszedł.

Dwa tygodnie czyli centralnie przed naszą kłótnią. Siedziałem załamany na krześle nie mając pojęcia co mam ze sobą zrobić.

- Steve?- zapytała Tina próbując się podnieść.

- nie, leż nie ruszaj się - powiedziałem podchodząc do łóżka - lekarz powiedział mi coś co jest naprawdę szokujące dla mnie i jest też prawdopodobne w przypadku gdy nie założyło się gumki - powiedziałem drapiąc się po karku ze zdenerwowania.

- w ciąży jestem?! - krzyknęła przerażona Tina.

- Nie - powiedziałem spuszczając wzrok - straciłaś dziecko ktoś na ciebie napadł po prostu - powiedziałem siadając na skraju łóżka biorąc jej dłoń.

- Ale jak to straciłam jaki napad co - jej zmieszanie było dość zrozumiałe tak samo jak moje wcześniej.

- Miałaś dziecko w brzuchu miało ono 2 tygodnie, straciłaś je gdy wyszłaś z domu i cię tak długo nie było ktoś na ciebie napadł pobił i dlatego tutaj jesteś - powiedziałem.

Zaczęła mruczeć coś pod nosem. Spuściłem głowę patrząc na buty

- w sumie chyba lepiej że nie mamy dziecka - powiedziała po dłuższej chwili ciszy.

Podniosłem głowę patrząc na nią niezrozumiale.

- chciałeś mieć dzieci ale chyba to nie jest dobry moment na to by je mieć - powiedziała patrząc na mnie.

- ale nawet gdyby jednak przeżyło to co nic by przecież się nie stało chcę mieć dzieci z tobą i może jednak to był dobry moment na to - powiedziałem zły.

- ale ja nie Jestem gotowa na bycie matką z dziećmi - krzyknęła.

- przecież ja też tu Jestem poradzilibyśmy sobie razem - krzyknąłem co wywołało przerażenie na twarzy dziewczyny - Przepraszam nie chciałem się unieść - złapałem ją za dłoń i ucałowałem ją.

- ja też przepraszam - westchnęła i podniosła się do pozycji siedzącej.

- miałaś nie wstawać - skarciłem ją pochylając ją by się położyła.

- Daj mi spokój nawet usiąść nie mogę?- zapytała wyraźnie poirytowana.

- lekarz zabronił - poprawiłem jej poduszkę i kołdrę.

- tak w ogóle co się stało? - zapytała chcąc znów się podnieść ale gdy tylko zauważyła mój wzrok położyła się z powrotem.

- zostałaś czymś uderzona w głowę i masz kilka ran ciętych - powiedziałem bawiąc się palcami

- posłuchaj to może być każdy komu ostatnio coś zrobiłaś - powiedziałem - twoja matka, bill, któremu porysowałaś auto a może ktoś zrobił to dlatego, że chodzisz ze mną i chce ci dopiec może też dlatego, że jesteś najlepszą dziewczyną w mieście - zacząłem wymachiwać rękoma i krzyczeć.

- dobra skończ - powiedziała rozbawiona widokiem mnie kiedy wymachiwałem rękoma - prawdopodobnie matka lub Billy nic innego nie wchodzi w grę - zaśmiała się.

- świat wali się a ty się śmiejesz- powiedziałem poprawiając się na krześle.

- nie wali się a to jak gestykulacja ci marnie wychodzi jest śmieszne - powiedział śmiejąc się po czym zwinęła się z bólu.

- masz skutek śmiania się - powiedziałem wstając i łapiąc się rękoma za biora .

- wyglądasz jak moja matka gdy się wściekła - przewróciłem oczami - ale naprawdę trzymała ścierkę w lewej ręce i zakładała ręce na biodra - westchnąłem śmiejąc się

- weźcie ją ktoś na badania bo mam jej dość - śmiałem się z niej a ona ze mnie - leżysz w szpitalu jesteś poszkodowana a mimo to masz poczucie humoru - dodałem ocierając łzy ze śmiechu.

- kiedy będę mogła wyjść z tego pierdolnika ? - zapytała wzdychając

- jutro ale nie będziesz mogła wychodzić z domu ani też ruszać swobodnie po łóżku- powiedziałem.

- więzienie domowe?chcesz mi powiedzieć, że będę mieć areszt domowy ze Stevem Harringtonem? - powiedziała udając mdlenie na co przewróciłem oczami - nie no żartuje trochę zła jestem ale z kimś takim jak ty to nie będzie więzienie - poruszyła zabawnie brwiami.

- seksu też nie będzie musisz dojść do siebie - jękneła z niezadowolenia - nie ma co jęczeć tak musi być i koniec - powiedziałem na co jękneła jeszcze bardziej.

W Zasadzie To Tina // Steve Harrington Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz