- Dziecku i pańskiej narzeczonej nic nie jest , owszem straciła dużo krwi ale będzie z nią dobrze- powiedział lekarz.
- Czy będę mógł do niej wejść?- zapytałem go.
- Narazie jeszcze jest na badaniach ale jak tylko wróci do sali może pan do niej wejść - no i poszedł przed siebie.
Czekałem na Tine ponad godzinę. Krzesła szpitalne są niewygodne to trzeba przyznać. Siedziałem tak aż zauważyłem łóżko, na którym wiozą dziewczynę.
- Przepraszam czy mogę wejść?- zapytałem pielęgniarki.
- tak ale tylko na godzinę - powiedziała - ale dla tak przystojnego Pana mogę zrobić wyjątek - złapała mnie za ramię i puściła oczko.
- Dziękuję za słowa uznania ale przyszedłem do mojej narzeczonej - wyminąłem pielęgniarkę i szybko usiadłem przy łóżku Tiny.
Dziewczyna na szczęście spała, była blada i to bardzo. Naprawdę było mi jej żal. Przykro jest patrzeć na ukochaną wam osobę, która leży w tym stanie w szpitalu.
- Boże dlaczego to wszystko się tak musi komplikować - westchnąłem tylko na moje słowa.
Z rozmyśleń wyrwał mnie odgłos otwierających się drzwi. Gdy się odwróciłem zauważyłem u progu drzwi moich rodziców oraz matkę Tiny.
- Oh synku - podeszła do mnie moja mama obejmując mnie silnie.
Ten gest wywołał u mnie płacz . W sensie potrzebowałem tego bardziej niż kiedykolwiek. Matka Tiny również nie szczędziła sobie łez. Mój ojciec pozostał nie wzruszony jak zawsze. On wyznaje tą zasadę " faceci nie płaczą" i chociaż nie wiem co by się działo nie uroni ani kropelki, bynajmniej nie publicznie.
- Tina- odwróciłem się gdy tylko usłyszałem ciche chrząkanie.
Podszedłem do jej łóżka siadając obok.
- Steve? Mama? - dziewczyna szerzej oczy oraz dziwiąc się na widok swojej mamy.
- Leż i nie wstawaj - powiedziała jej mama siadając na skraju łóżka.
- mamo co ty tu robisz? - też w sumie się zastanawiam .
- to oczywiste, że skoro jesteś moim dzieckiem to się martwię - powiedziała gładząc ją po dłoni.
- Dobrze dobrze wystarczy- wtrącił się lekarz , który zdążył wrócić z wynikami badań - nie wolno w tyle osób przebywać w jednej sali proszę wyjść - nie powiem ale przez chwilę wydawał się groźny, w sensie no trochę się przestraszyłem jego postawy.
- i jak wyniki panie doktorze? - zapytałem gdy rodzice wyszli.
- Nie są jakieś zadowalające ale biorąc pod uwagę fakt, że straciła dużo krwi to są w porządku- mówił do nas zapisują coś na kartce po czym mi ją podał.
- Tutaj są leki najpotrzebniejsze po wyjściu ze szpitala, które należy brać zgodnie z rozpiską - dodał.
- a kiedy będę mogła wyjść?- zapytała Tina
- Oj nie tak prędko przez najbliższe dni będziemy musieli mieć panią pod kontrolą rozumiemy co mam na myśli? - zapytał bo chyba Tina nie zbyt zrozumiała.
- w sensie, że jeszcze tutaj posiedzę? - również zapytała na co lekarz skinął głową i wyszedł.
- tak się cieszę, że jesteś z nami - przytuliłem dziewczynę tak delikatnie jakby była z porcelany.
- Dziwi mnie fakt, że moja matka tu jest i czemu twoi rodzice też tu są- z jednej strony się zastanawiam z drugiej nawet nie.
- Moi rodzice są tu dlatego, że ich poinformowałem a twoja matka to w sumie nie wiem, może ktoś jej powiedział i przyjechała - odwróciłem się by móc ujrzeć moich rodziców i jej matkę jak świetnie się ze sobą dogadują.
*Tina*
Jest godzina 20 Steve niedawno poszedł, ponieważ go musiałam wręcz wygonić z sali bo nie chciał stąd iść. Rozumiem chce być przy mnie ale ja też chcę żeby był wyspany i w ogóle. To wszystko się totalnie spaprało jest już 1 maja za niedługo ślub a ja nie wiem czy zdążę przed tym w ogóle stąd wyjść. Dodatkowo lekarz wspomniał oczywiście nie było Steva przy tym bo by zaczął panikować ale mój poród może zacząć się w każdej chwili. Wszystko idzie nie tak jak planowałam. Aktualnie leżę i próbuje zasnąć ale ta cała sytuacja i wszystkie problemy siedzą mi w głowie i nie chcą wyjść. Naprawdę zdziwił mnie fakt, że moja matka była dziś przy mnie. Nie wiem czy chodziło o zrobienie mylnego dobrego wrażenia na rodzicach Steva czy odczuła poczucie winy, że to wszystko przez ojca. Obie opcję są dość prawdopodobne ale ona nie ma wyrzutów sumienia.
- Dobry wieczór ja przyszłam wymienić kroplówkę- z rozmyśleń wyrwał mnie głos pielęgniarki.
Zrobiła ci musiała i wyszła , a ja starałam się zasnąć.
Nazajutrz rano obudził mnie głośny huk. Z przerażenia w szybkim tempie podniosłam się do pozycji siedzącej.
- Steve? Co ty robisz?!- krzyknęłam ze zdziwienia gdy ujrzałam chłopaka na podłodze.
- Mokra jest podłoga i się poślizgnąłem - wytłumaczył podnosząc z ziemi siebie i lawendę, którą dla mnie kupił.
- Ty jesteś niezdarny po prostu - zasmialam się gdy dawałam mu buziaka na powitanie.
- Bo ci nie dam tych kwiatków - zagroził mi palcem po czym się zaśmiał.
- ładne dziękuję, możesz położyć na szafce- wskazałam na stoliczek koło łóżka.
- to co kiedy stąd wychodzisz?- zapytał siadając na krześle.
- Szczerze to nie wiem lekarza jeszcze nie było ale nie prędko zapewne - poprawiłam się na łóżku gdyż pielęgniarka przyniosła jedzenie.
- Szpitalne jedzenie fuj- powiedział Steve gdy wyszła pielęgnarka.
Zaczęłam powoli jeść gdy poczułam ogromny skurcz brzucha a prześcieradło w momencie było mokre.
- Steve wody mi odeszły! - krzyknęłam gdy poczułam kolejny skurcz.
- nie ruszaj się idę po lekarza- Steve wybiegł z prędkością światła z sali a ja czułam coraz większy ból.
Po krótkim czasie przybył lekarz z pielęgniarkami i zaczął się poród. Steve oczywiście panikował jak zwykle było duże zamieszanie ale dzięki temu po krótkiej chwili na świat przyszło nowe życie.
![](https://img.wattpad.com/cover/314735697-288-k286645.jpg)
CZYTASZ
W Zasadzie To Tina // Steve Harrington
FanficValentina La Russo przyjechała z Włoch do swojej cioci Henderson która mieszka w Hawkins lecz jej życie znieni się o 180° ale sama tego chciała od długiego czasu. Czy pozbiera się po nieudanych relacjach i przejściach we Włoszech? Czy nowa miłość i...