III

18 0 0
                                    

Beledit otwiera drzwi, a widząca ją Sillian podchodzi do niej bliżej.

- Czy mogę coś dla panienki zrobić?

- Odprowadź mnie jedynie do komnaty.

- Wedle życzenia. - kłania się, po czym podąża za swoją znudzoną panią - Czy panicz Lepper zażywa obecnie snu?

- Tak. Obudź go rano, gdy nadejdzie czas jego odjazdu.

- Znowu? - nieformalnym już tonem.

- Nic nie poradzę. - rozkłada ręce - Szczeniak zaczął jęczeć, że może mnie zaspokoić na całą noc. - Sillian parska śmiechem.

- Proszę wybaczyć. - chrząka.

- Nie przejmuj się, sama o mało co nie wybuchłam śmiechem. - zatrzymuje się koło drzwi do swojego pokoju - Dziękuję, Sillian. - otwiera drzwi - Pamiętaj żeby przygotować się na jutro, dobranoc. - wchodzi do komnaty.

- Dobranoc, panienko Beledit. - kłania się.

- Sillian. - zatrzymuje się.

- Proszę wybaczyć. - macha nieznacznie dłonią na pożegnanie - Dobranoc, Bele.

- Dziękuję... - mówi szeptem, po czym zamyka drzwi.

- Skądże... Mh~, - przeciąga się - a teraz spać... - po czym znika w cieniu na końcu korytarza.

Beledit leży na łóżku, wpatrując się martwymi oczami w sklepienie jej komnaty. W myślach licząc kryształy w kandelabrze, w nadziei iż pomoże jej to szybko zasnąć. Daremnie, niestety. Zrezygnowana wzdycha, po czym patrzy na przyniesioną ówcześnie kolację. Skuszona widokiem słodkich bułeczek zwleka się z łóżka. Podchodzi bliżej. Bierze jedną bułeczkę, posypaną cukrem. Podchodzi do okna. Siada na parapecie, po czym wpatruje się w księżyc, którego białe światło pada na jej skórę, jednocześnie rozświetlając wnętrze jej pokoju. Nagle po jej bladych policzkach zaczynają spływać pojedyncze łzy, przypominające malutkie diamenty. Po chwili podnosi dłoń z bułeczką w górę.

- Zjesz ze mną? - odpowiada jej błoga cisza - Żartuję tylko... - wymuszając uśmiech, bierze niewielki kęs i przełyka go dławiąc się łzami - Matko... - przytulona głową do kolan pogrąża się we wspomnieniach o ostatnich chwilach z matką, aż nagle słyszy stukanie do okna - Hm? - podnosi zmęczone oczy i widzi swojego brata; zaskoczona otwiera okno, przecierając powieki - Co ty tu robisz?

- Doskwierała mi nuda, - siada na parapecie - więc pomyślałem, czy nie zechciałabyś dotrzymać mi przez chwilę towarzystwa.

- Wybacz, ale nie jestem w nastroju. - podsuwa nogi do swojej piersi i opiera głowę na kolanach.

- Może mały przelot po okolicy pozwoli ci szybciej zasnąć. - wyciąga dłoń, jednak nawet nie próbuje się uśmiechać, aby dodać jej otuchy; Beledit patrzy mu w oczy, które przepełnione są niezmąconą troską, jaką obdarzyć może tylko rodzina.

- Chętnie... - kładzie dłoń na dłoni brata.

Asmodeus wylatuje z pokoju, aby mógł widzieć stojącą na krawędzi okna, swoją młodszą siostrę. Zupełnie jakby sam szatan, zabierał zmęczoną już życiem dziewicę, prosto do swego piekielnego królestwa... Po czym bierze ją na ręce, tak jak dostojną księżniczkę.

- Trzymaj się mocno. - mówi z uśmiechem, po czym wzbija się w niebo.

Beledit zamknęła oczy, jednak kiedy poczuła, że mroźmy wiatr już nie smaga jej delikatnych policzków, otworzyła je. I ujrzała swój rodzinny dom, który dla innych jest królewską fortecą, nie do zdobycia. Otaczający go las oraz rozległe łąki i pola spowija letnia mgła, którą nieznacznie rozświetlały nieliczne światła z domów pobliskiej wioski. Widok ten uspokoił wzburzone emocje w sercu Beledit. Na tyle, aby czystym głosem mogła zadać swojemu bratu pytanie.

Jestem Sukkubem, no i co?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz