Ze wszystkich dni tygodnia Percy najbardziej nie lubił niedziel. Po zwykle pracowitej sobocie budził się przed południem, dopiero, gdy wymęczony organizm zdążył nabrać sił, lecz zostawał w łóżku aż do pierwszej, czytając zbierające kurz na szafce nocnej, zapomniane książki lub gapiąc się w okno, paraliżowany przerażającą perspektywą wolnego dnia. Wreszcie, znudzony do granic, wstawał i z resztek tego, co po tygodniu zostawało mu w lodówce, próbował wyczarować jadalny śniadaniowo-lunchowy posiłek. Z talerzem na kolanach zasiadał przed telewizorem, lecz gdy tylko kończył jeść, zabierał się za zaległe porządki: pucował łazienkę i kuchnię, odkurzał, i raz na miesiąc mył okna i podłogi.
Największym wyzwaniem było jednak przeżycie wieczoru. Przez okno obserwował roześmianych rówieśników, wychodzących na spotkania i imprezy - on zazwyczaj spędzał ten czas sam. Gdy pozwalała pogoda, wychodził na spacer; gdy grali coś wartego uwagi, wybierał kino lub teatr; gdy nic innego nie przychodziło mu do głowy, odwiedzał muzeum. Zwiedzając tę samą wystawę nawet dziesiąty raz odkrywał coś nowego, zaskakującego i zachwycającego. Bo Percy, mimo aury ponurego sztywniaka, uwielbiał sztukę. W muzeum nigdy nie czuł się samotnie.
Dziś jednak nawet na to nie miał ochoty. Przytłoczony wydarzeniami całego tygodnia zdecydował się zostać w domu. Okutany grubym swetrem, z kocem na kolanach rozsiadł się na kanapie z książką w dłoni, gdy zadzwonił telefon.
- Kto znowu – jęknął i powlókł się do szafki, na której stał aparat. Podniósł słuchawkę: - Tak?
- Percy! Cześć! – aż wzdrygnął się na głośny krzyk Penelopy.
- Pen, hej, nie spodziewałem się – odparł, a jego serce nagle stało się lekkie, jakby opuścił je jakiś wielki, nieuświadomiony dotąd ciężar.
- Co tam u ciebie?
- To, co zwykle. Praca...
- ...praca, praca – dokończyła Pen. – Ale teraz, mam nadzieję, odpoczywasz.
- Próbowałem, dopóki ktoś nie zadzwonił.
- Mhm, coś jeszcze?
- Dawson zlecił mi nowy projekt. Mi i tej nowej, Audrey.
- Uuuu – usłyszał w słuchawce i lekko się zirytował.
- Nie żebym był z tego szczególnie zadowolony. Masz wyjątkowo dobry humor.
- Bo dostałam pracę! – zawołała.
- Jejku Pen, to wspaniale. Szybko poszło.
- Nie narzekam. I uprzedzając twoje pytanie, naprawdę mi tu dobrze. Nadrabiamy z mamą stracone lata.
Percy poczuł ukłucie w sercu. Cisza przeciągała się, dopóki Penelopa, zdecydowanie łagodniejszym i pełnym troski głosem zaczęła:
- Percy... Wyjdź na spacer. Przewietrz się. Nie siedź sam w tym paskudnym mieszkaniu, błagam.
- Nie jest paskudne.
- Ale paskudnie na ciebie działa. Proszę, Percy.
- Chciałem poczytać.
- To poczytasz w parku. Twoje życie nie może być tylko pracą.
Percy się zasępił. Spojrzał na promieniejące za oknem słońce, na resztki brunatnych liści, kołyszących się dramatycznie na ciemnych gałęziach, na widok których zatliła się w nim nikła chęć odetchnięcia świeżym powietrzem.
- Niech będzie, idę – zdecydował.
Po zakończonej rozmowie wciągnął na siebie wyjściowy sweter i wdział gruby płaszcz, z doświadczenia widząc, że nie warto ufać jesiennej pogodzie. Z kłującym bólem głowy wyszedł z mieszkania i ruszył do pobliskiego, osiedlowego parku. W duchu dziękował sobie, że ubrał się tak ciepło – obserwowana z perspektywy przytulnego domu przyjemna bryza okazała się zwiastującą już zimę mroźną wichurą. Wcisnął zmarznięte dłonie w kieszenie i ruszył przed siebie.
- Pan Weasley? – usłyszał za placami i zdębiał. Nie znał nikogo ze swoich sąsiadów, z żadnym nie zainicjował, a tym bardziej nie utrzymywał kontaktu. Dlatego zdziwił się i dopiero po chwili zrozumiał, że zna ten głos.
- Audrey... To znaczy, panno Wilows – odwrócił się i wymusił uśmiech. – Co tu robisz?
- Mieszkam. W zasadzie od kilku dni. Dojazdy do biura stały się męczące, a to osiedle ma wyjątkowo dobrą lokalizację.
- Dlatego też je wybrałem.
- Więc jesteśmy sąsiadami – uśmiechnęła się nad wyraz szczerze. – Co pana wyciągnęło na taki ziąb?
- Ach... Penelopa dzwoniła i kazała mi się przewietrzyć.
- Słusznie. Bardzo dużo pan pracuje.
- Słyszę to nazbyt często – Percy nawet cicho się zaśmiał.
- Ja wyszłam na kawę. Wie pan, trzeba celebrować niedzielę. Może pan dołączy?
- Ja... Nie wiem, czy... - zaczął, analizując wszystkie za i przeciw. Audrey, której z początku szczerze nie lubił, okazywała się coraz... fajniejsza. Milsza. Zaczynał doceniać jej towarzystwo, jej zaangażowanie w pracę i firmę. Usłyszał w głowie głos Pen, która na pewno kazałaby mu przyjąć propozycję. Westchnął z rezygnacją. – Dobrze. Niech będzie.
Audrey uśmiechnęła się promiennie, a Percy pomyślał, że przy takim uśmiechu nawet słońce wydaje się blade. Na jego policzkach pojawiły się delikatne rumieńce.
CZYTASZ
Kawa z cynamonem | Percy Weasley AU || Harry Potter Fanfiction ||
FanfictionKawa z cynamonem pobudza, rozgrzewa, łagodzi ból i poprawia nastrój. Nawet mała filiżanka z odrobiną aromatycznej przyprawy o poranku może poprawić nasz dzień. Kolejna krótka historia o zwyczajnej miłości. Percy i Audrey w roli głównej, przeniesieni...