Wszyscy mamy jakieś marzenia, nadzieję, plany. Człowiek każdego ranka budzi się z przekonaniem, że po coś musi trwać. To indywidualne dla każdego "coś" daję niewątpliwie siłę do działania. Jest to swego rodzaju nadanie sensu ludzkiego istnienia, które jest kruche oraz niewiadome. Nasze życie jest jak klepsydra, w której przesypuje się piasek naszych policzonych godzin na świecie.
Czemu więc moje "coś" zostało mi tak w momencie odebrane?
Moje życie obróciło się o dobre 180°, jakby ktoś pstryknął palcami i wypowiedział czarodziejskie zaklęcie. Cóż mi pozostało, jak nie pogodzenie się ze swoim losem? Nie mogę przecież się sprzeciwić. Rozkaz to rozkaz. Muszę go wykonać, czy to mi się podoba, czy też nie.
Ten tydzień minął szybko. Spędzałam ostatnie chwile wraz z moim "coś", a raczej nie "coś", ale "coś więcej". Byli to moi przyjaciele oraz mój chłopak. Ci ludzie są najbliżsi mojemu sercu-są moją rodziną. W ciągu ostatnich dni wpadłam w swego rodzaju melancholię. Zawsze spoglądałam panicznie na zegarek, jak gdyby miał z niego wyskoczyć jakiś przerażający stwór, albo co gorsza sam diabeł miałby pokazać mi swoje piekielne oblicze.
- Mela! - po mieszkaniu rozległ się radosny, dziewczęcy głos.
- Może poszła z psem na spacer? - zapytało melodyjnie drugie dziewczę.
- Cóż raczej nie sądzę..- mruknęła.- W południe ma pociąg.
- Halo! Ziemia do Brzydulki odbiór! - krzyknęła głośno.. Basia. Ten głos poznam wszędzie, wręcz z kilometra.
- Tyle razy mówiłam ci, żebyś mnie tak nie nazywała Brzydulką, Cumelku. - prychnęłam przerywając dotychczasową robotę- siedzenie i gapienie się w okno.
- Dobre sobie! Człowiek raz opowie o przezwisku z dzieciństwa i nagle wszyscy o nim pamiętają! - wraz z rudowłosą odnalazły mnie w sypialni. Były ubrane w zimowe płaszcze, gdyż na zewnątrz panował dość pokaźny mróz.Jesteście z pewnością ciekawi, jak to się stało, że Basia jest wśród nas? Wielu z was pewnie sądziło, że kopnęła w kalendarz od ostatniej styczności z nią. Już wam wszystko tłumaczę!
Lekarze praktycznie nie dawali szans Basi, a jeśli już jakieś to z każdym dniem były nikłe. Dziewczyna po stracie tak wielu litrów krwi wyglądała wręcz niczym żywy trup. Była strasznie blada na twarzy, a jej subtelne dłonie odznaczały się wychudzeniem, tak jak reszta jej ciała. Wraz z Patrycją przychodziłyśmy do niej każdego dnia z wiarą w to, że dojdzie do pełni sił. Opowiadałyśmy jej najnowsze nowinki, przynosiłyśmy domowej roboty ciasta, którym nie sposób było się oprzeć. I tak z każdym dniem dziewczyna rosła w siłę, a my wraz z nią.
Nasza relacja drastycznie się zmieniła. Można by rzec, że wjedzie tutaj totalny klasyk: „ od nienawiści do miłości". We trójkę jesteśmy dla siebie, jak siostry. Po upływie czasu wszystkie doszłyśmy do wniosku, aby bitewny pył opadł. Wszelkie zniewagi zawiesiłyśmy na kołku zakopując topór wojenny. Alek jest dość sceptycznie nastawiony do naszej przyjaźni, lecz nie jest jej całkowicie przeciwny. Wyszedł z założenia, że jeśli ktoś mnie uszczęśliwia to nie ma nic przeciwko temu, abym utrzymywała taką relację. Sam jednak cały czas jest bardzo chłodny dla tej dziewczyny. Nie mam pojęcia, dlaczego. Czy stało się kiedyś, coś pod moją nieobecność o czym nie wiem?
- Takich rzeczy złociutka się nie zapomina. - podniosłam się z krzesła.- Dalej nie mam pojęcia, czemu twoi kuzyni tak cię przezywali skoro nie lubiłaś smoczka, jak byłaś niemowlęciem.
- To faceci. Same to słowo wszystko wyjaśnia.- odparła wymijająco.- Oni sami uganiali za smoczkiem w wieku trzech lat, a Jarek za sąsiadem, kiedy rodzice chcieli go oduczyć i wkręcili, że jego smoczka zabrał Pan Antek. Wyobraźcie sobie, jak to komicznie wyglądało, gdy taki mały brzdąc biegał po działce krzycząc „panie Antku oddaj dydola!".
CZYTASZ
Sen w mroku wojny |TOM II|
Historical Fiction𝑻𝒐𝒎 𝑰𝑰 𝑻𝒓𝒚𝒍𝒐𝒈𝒊𝒊 𝑺𝒆𝒏𝒐𝒘𝒔𝒌𝒊𝒆𝒋 𝑴𝒐𝒕𝒕𝒐: 𝚃𝚎𝚛𝚊𝚣 𝚗𝚊𝚠𝚎𝚝 𝚗𝚒𝚎 𝚖𝚘ż𝚗𝚊 𝚙𝚘𝚛ó𝚠𝚗𝚊ć 𝚍𝚘 𝚓𝚞𝚝𝚛𝚊. 𝙰 𝚓𝚞𝚝𝚛𝚘 𝚗𝚒𝚎 𝚖𝚘𝚐ł𝚘𝚋𝚢 𝚔𝚘𝚗𝚔𝚞𝚛𝚘𝚠𝚊ć 𝚣 𝚗𝚊𝚜𝚝ę𝚙𝚗𝚢𝚖 𝚍𝚗𝚒𝚎𝚖. 𝚃𝚊𝚔 𝚍𝚘𝚜𝚔𝚘𝚗𝚊𝚕𝚎...