Wznieciliśmy ogień, który trudno było ugasić.
W konsekwencji spłoneliśmy wszyscy.Minęły dwa tygodnie od kiedy Alek zaniemógł w chorobie. Zaraz po omdleniu chłopcy przenieśli go do mieszkania na Żoliborzu. Następnie całe nasze nowe mieszkanie musiało przejść dezynfekcję, a my kwarantannę. Diagnoza była jasna- tufus plamisty. Prawdopodobnie zaraził się nim w getcie. Jest w dobrych rękach. Zośka z Rudym załatwili mu opiekę znajomego lekarza. Pielęgnuje go także mama i siostra. Jest to choroba zaraźliwa, jednak zostały one zaszczepione. W razie zakażenia przejdą chorobę mniej inwazyjnej.
Pogoda przez ten czas zmieniła się niewyobrażalnie. Niby śnieg zaczął topnieć, ale przyszły mrozy po nawet -20 stopni. Skutki były następujące - lodowisko na chodnikach. Nawet w zimowych butach człowiek ślizgał się jakby miał na sobie łyżwy. Jednak i to nie powstrzymało mnie żeby wyjść z domu. Postanowiłam wyjść na targ- słynny Karcelak. Chciałam zakupić trochę warzyw i świeżego mięsa żeby ugotować coś nie tylko dla Janka, ale także aby zanieść obiad pod drzwi mieszkanka Dawidowskich, którzy nie wychodzi z powodu obawy przed zarażeniem innych.
Nuciłam pod nosem moje ulubione piosenki Eugeniusza Bodo, który niewątpliwie zapisał się w historii polskiego kina. Uwielbiałam zwłaszcza hit zatytułowany „Umowiłem się z nią na dziewiątą", który zwykle wprawiał mnie w dobry nastrój. Po kilku krokach stwierdziłam, że nie będę walczyć z siłami natury - zaczęłam sunąć nogami po lodzie jakbym jechała na łyżwach. Sprawiło mi to dużo przyjemności ze względu na wspomnienia z dzieciństwa- wprost ubóstwiałam tę aktywność.
Wszystko zapowiadało się pięknie- nic bardziej mylnego. Ciszę i spokój poranka przerwał charakterystyczny gwizd, którego dźwięk odbił się echem na całej ulicy. Ludzie wpadli w panikę. Rzucili się do ucieczki nie zważając na to gdzie ani jak biegną tylko parli na przód. Każdy chciał się gdzieś schronić, aby nie zostać złapanym. Niektórzy wbiegali do najbliższych kamienic, inni do sklepów zanim sprzedawcy zamknęli drzwi na klucz. Najsłabsi odpadali od razu. Jeśli ktoś się przewrócił, albo nie miał osoby, na której mógł się wesprzeć nie miał szansy na ratunek.
- Niech Pan mnie wpuści!- krzyknęłam w ostatniej sekundzie łapiąc dłonią za mosiężne drzwi.
- Nie ma już miejsca. Klatka jest dopchana!- zmierzył mnie surowym wzrokiem.
- Zamilcz starcze, nie zajmę dużo przestrzeni! - próbowałam wbiec do kamienicy, ale staruszek zamknął drzwi przyskrzypiając mi wtedy dłoń.Pisnęłam z bólu. Nie dość, że była odmrożona to jeszcze sina. Zacisnęłam zęby poszukując nowego schronu, lecz zanim to się stało złapał mnie jeden z patrolujących i zaciągnął pod ścianę. Zostałam ustawiona wraz z innymi kobietami, starcami i mężczyznami wzdłuż głównej ściany bordowej kamienicy. Przełknęłam ślinę spoglądając w niebo.
Czy tak ma zakończyć się mój żywot?
Mam zginąć jak pies rozstrzelana pod ścianą, a moje ciało rozdziobią kruki i wrony?
Spojrzałam na niemieckiego oficera, który sprawdzał kenkarty. To on miał dać znak, kiedy jego podwładny powinien zacząć strzelać. Widocznie lubił widzieć kogo zabija.
- Jadwiga Gut? - zaczął ilustrować mnie wzrokiem.
- Ja. ( Tak.)- odpowiedziałam pewnie mimo, że papiery były fałszywe.
- Ihr Name klingt deutsch. Haben Sie Verwandte im Reich? ( Twoje nazwisko brzmi jak niemieckie. Masz jakąś rodzinę w Rzeszy?) - zapytał siląc się na uprzejmy ton.
- He..
- Es spielt keine Rolle. Dumme Frage. Du bist definitiv Halbdeutscher.( To nieważne. Głupie pytanie. Z pewnością jesteś w połowie Niemką.) - ucałował moją dłoń.- Joseph! Bring mich zu meinem Auto! ( Joseph! zaprowadź Panią do mojego samochodu!)
CZYTASZ
Sen w mroku wojny |TOM II|
Historical Fiction𝑻𝒐𝒎 𝑰𝑰 𝑻𝒓𝒚𝒍𝒐𝒈𝒊𝒊 𝑺𝒆𝒏𝒐𝒘𝒔𝒌𝒊𝒆𝒋 𝑴𝒐𝒕𝒕𝒐: 𝚃𝚎𝚛𝚊𝚣 𝚗𝚊𝚠𝚎𝚝 𝚗𝚒𝚎 𝚖𝚘ż𝚗𝚊 𝚙𝚘𝚛ó𝚠𝚗𝚊ć 𝚍𝚘 𝚓𝚞𝚝𝚛𝚊. 𝙰 𝚓𝚞𝚝𝚛𝚘 𝚗𝚒𝚎 𝚖𝚘𝚐ł𝚘𝚋𝚢 𝚔𝚘𝚗𝚔𝚞𝚛𝚘𝚠𝚊ć 𝚣 𝚗𝚊𝚜𝚝ę𝚙𝚗𝚢𝚖 𝚍𝚗𝚒𝚎𝚖. 𝚃𝚊𝚔 𝚍𝚘𝚜𝚔𝚘𝚗𝚊𝚕𝚎...