Nie wiadomo kiedy śmierć zaprosi nas do tańca
Wobec niej wszyscy jesteśmy równi
Energicznym krokiem szedłem do ambulatorium. Zostałem gońcem żydowskiego szpitala, który mieścił się zaraz za granicą Getta. Zanosiłem tam próbki krwi ludzi chorujących na tyfus. Ostatnio liczba chorych stale rosła, co za tym idzie można było śmiało stwierdzić, że epidemia stale się rozwija i niestety trudno będzie ją zatrzymać. Odkąd Marcelina wyjechała szukałem ucieczki od problemów, a raczej głównego problemu jakim była tęsknota i złamane serce.Był taki moment, że szczerze ją znienawidziłem. Skłamałbym jeśli bym tego nie przyznał. Jednak wszyscy doskonale wiemy, że pomiędzy nienawiścią, a miłością jest cienka granica. Obwiniałem ją za wszystkie niepowodzenia w moim życiu. Czułem jakbym tracił grunt pod stopami, a grube ciernie wbijały się w moje serce. Kto nie kochał ani razu, nie zrozumie tego bólu.
Więc aby go ukoić postanowiłem pomagać ludziom. Rzuciłem się w wir obowiązków. Dowodziłem akcjami Małego Sabotażu, a w międzyczasie pomagałem w Gettcie. Lubiłem to. Nawet bardzo. Nie robiłem tego z osobistych, egoistycznych pobudek, lecz z dobroci serca. Znalazłem też tam przyjaciół. Od małego byłem pełen empatii i łatwo nawiązywałem nowe znajomości, toteż nawet nieśmiała Estera się przede mną otworzyła.
Żartowaliśmy razem, a gdy miała przerwy w obowiązkach graliśmy w bierki, pijąc kawę z orzechów. Z każdym spotkaniem przynosiłem jej coś do jedzenia. Wyznała mi ostatnio, że nie pamięta jak smakuje czekolada, toteż za sprawą Wesołego udało mi się zdobyć dla niej małą kostkę. Zajadała ją z wielkim uśmiechem na ustach.
- Dzień dobry, melduje się jak co rano.- przywitałem się kulturalnie z recepcjonistką.
- Dzień dobry, Alku. - uśmiechnęła się serdecznie.- I jak co rano musisz wypełnić dokumenty.- podała mi plik papierów.
-Muszę?- westchnąłem. Tak bardzo nie cierpiałem wypełniać tych małych rubryczek.
- To pytanie retoryczne? - zaśmiała się. Ach czemu ta kobieta się nade mną znęca. - A co ci mówiłam ostatnio i przedostatnio? - zaświergotała.
- Że papiery muszą się zgadzać.- mruknąłem i posłusznie wypełniłem przekazane mi dokumenty, a następnie oddałem dziewczynie.Młoda kobieta sprawdziła wypełnione rubryczki. Sunęła po nich starannie wzrokiem, aż w końcu skinęła głową w ramach akceptacji. Dostałem od niej kwitek potwierdzający przyjęcie próbówki do badań. Musiałem zanieść go do Getta. Wiedziałem, że doktor Szuman czeka na to pokwitowanie. W końcu papiery muszą się zgadzać. Niemcy bali się tyfusu jak diabeł święconej wody, dlatego często robili kontrolę w szpitalnych dokumentach.
Zatem moim kolejnym przystankiem był szpital w Gettcie. Zmęczyłem się tą wedrówką, a przecież pokonywałem ją już kilka, jak nie kilkadziesiąt razy! Poczułem się jakiś słabszy, a pomimo mrozu było mi za gorąco. Ubrany byłem odpowiednio do pogody- w kurtkę zimową i ciepły, wełniany golf. Szedłem żywawym krokiem, a po drodze kupiłem jeszcze ciepły podpłomyk dla Estery. Ukryłem go dyskretnie, aby essesmani sprawdzający moją przepustkę mnie wpuścili. I tak też się stało. Nie minęła chwila, aż przemierzałem dobrze znane mi szpitalne korytarze wprost do gabinetu doktora Szumana. Zapukałem do drzwi.
- Kto tam?- usłyszałem donośny głos.
- Przyszedłem z pocztą.Otworzył mi mężczyzna w średnim wieku, który poprzez nieprzespane noce i stres wyglądał na o wiele starszego niż faktycznie był. Wszedłem do środka, wyciągając z kieszeni kurtki dokument, aby przekazać go doktorowi.
- Przyniosłem pokwitowanie.- odrzekłem.
- Dziękuję Alku. Przyda się, bo lada moment mogą wyparować z kontrolą. - schował dokument do teczki.- Wszystko z tobą dobrze? Nie wyglądasz najlepiej.
- Em.. Pan nie lepiej wygląda.- dodałem z przekąsem.
- Przecież wiem, że urodą nie grzeszę.- prychnął.- Mówię o tym, że jakiś mizerny jesteś.
- Dziękuję za troskę, ale czuje się dobrze. To pewnie przez pogodę. Chłodno na zewnątrz.- rzuciłem od niechcenia.- Dobrze, dość o tym. Gdzie Estera? Chcę się z nią zobaczyć przed wyjściem.
- Tam gdzie zawsze, w dyżurce.- doktorek już nie drążył.
CZYTASZ
Sen w mroku wojny |TOM II|
Historical Fiction𝑻𝒐𝒎 𝑰𝑰 𝑻𝒓𝒚𝒍𝒐𝒈𝒊𝒊 𝑺𝒆𝒏𝒐𝒘𝒔𝒌𝒊𝒆𝒋 𝑴𝒐𝒕𝒕𝒐: 𝚃𝚎𝚛𝚊𝚣 𝚗𝚊𝚠𝚎𝚝 𝚗𝚒𝚎 𝚖𝚘ż𝚗𝚊 𝚙𝚘𝚛ó𝚠𝚗𝚊ć 𝚍𝚘 𝚓𝚞𝚝𝚛𝚊. 𝙰 𝚓𝚞𝚝𝚛𝚘 𝚗𝚒𝚎 𝚖𝚘𝚐ł𝚘𝚋𝚢 𝚔𝚘𝚗𝚔𝚞𝚛𝚘𝚠𝚊ć 𝚣 𝚗𝚊𝚜𝚝ę𝚙𝚗𝚢𝚖 𝚍𝚗𝚒𝚎𝚖. 𝚃𝚊𝚔 𝚍𝚘𝚜𝚔𝚘𝚗𝚊𝚕𝚎...