ʀᴏᴢᴅᴢɪᴀŁ 3

142 12 180
                                    

Ważni są w życiu przyjaciele.
Szczególnie przyjaciółki.
I choć jakoś tak się złożyło, że nie miałam ich za wiele.
To się uchowała taka jedna.
Ciemnowłosa.

Od dobrych kilku dni obserwowałam mieszkanie Geigera. Wiedziałam dokładnie, kiedy wychodzi do pracy oraz wraca do domu. Czasami spotykał się z kolegami na mieście, bądź zamykał się w swojej samotni. Wtedy to stojąc niedaleko słyszałam melodię graną na fortepianie. Nie sądziłam, że z tego Niemca taki artysta. Może faktycznie ma wrażliwą duszę? Wychodzę z założenia, że nie ocenia się ludzi po okładce. Trzeba najpierw kogoś poznać, aby wyrobić sobie opinię, lecz w przypadku szkopów zawsze byłam sceptycznie nastawiona do jakiejkolwiek integracji z nimi.

Ale czego nie robi się dla przyjaciółki? Obiecałam jej, że dostarczę liścik, który napisała do tego Aryjczyka. Nie mogłam zrobić tego osobiście ( przecież to on widział nas razem na Szucha). Samo to, że przychodziłam tutaj pod pozorem sprzątania u Niemki było dość ryzykowne. Może nie płaciła za dobrze, ale wysyłała mnie po sprawunki na miasto. Wtedy mogłam go obserwować, aby dowiedzieć się o nim czegoś więcej. W końcu po czasie odnalazłam dla siebie furtkę do wykonania zadania. Nasz Geiger miał gosposię-młodą dziewczynę, Polkę. O ile się nie mylę wołał do niej Lidka.

Postanowiłam więc nawiązać z Lidką kontakt. Często widywałyśmy się na targu. Obie miałyśmy ubrania typowe dla pokojówek to też byłam pewna, że nie weźmie mnie za kogoś podejrzanego. Tak też było tym razem. Przed południem pani Schiller ( bo tak zwała się moja chwilowa pracodawczyni) wysłała mnie do krawcowej po odbiór swojej nowej sukienki oraz po świeże warzywa na obiad.

- Wielkie nieba, bardzo panienkę przepraszam! - udałam, że „przez przypadek" na nią wpadłam.
- Nic nie szkodzi. - uśmiechnęła się otrzepując spódnicę.- Też na zakupy?
- Pani Schiller życzy sobie tylko świeżych warzyw na obiad.- oznajmiłam uśmiechając się przyjaźnie.
- Och mam tak samo z panem Geigerem. On jada najczęściej zupę ziemniaczaną. Każe sobie ją gotować, bo mówi, że to jego smak dzieciństwa.-zaśmiała się.- Jestem Lidka, a ty? - wystawiła dłoń w moją stronę.
- Patrycja.- uścisnęłam jej dłoń.-Dobrze ci się pracuję u Geigera? - zapytałam bez owijania w bawełnę.
- Nie narzekam. Geiger jest bardzo miły i kulturalny. To artysta. Nie jest taki jak większość Niemców.- zaczęła wybierać ziemniaki.- Po za tym za bardzo nie mam wyboru. Moja mama poważnie choruję. Muszę gdzieś pracować, a tylko on płaci racjonalną pensję.
- Bardzo mi przykro z powodu mamy..- zaczęłam.
- Nie potrzebnie. Radzimy sobie.- odrzekła płacąc za ziemniaki i chowając je do koszyka.

Nastała ta niezręczna cisza, której nie cierpię. Nigdy nie wiem, jak ją przerwać. Musiałam jednak się straszczać. Byłam świadoma, że Lidka za chwilę będzie musiała wrócić do Geigera.

- Mam do ciebie prośbę.- wypaliłam i wyciągnęłam dyskretnie mały skrawek papieru.- Moja przyjaciółka napisała do twojego pracodawcy liścik. Niestety z powodów osobistych nie mogę dostarczyć go sama. Czy mogłabyś mu przekazać i powiedzieć, że jest to od znajomej skrzypaczki?
- Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł.. - zaczęła, lecz spojrzałam na nią błagalnym wzrokiem i położyłam rękę na jej ramieniu.
- Błagam. Jesteś moją ostatnią nadzieją. Obiecałam, że to zrobię. Mojej przyjaciółki nie ma w Warszawie.. Tylko tyle mogę teraz dla niej zrobić.- oznajmiłam, a moja dłoń lekko trzęsła się z emocji.
- Zrobię to dla ciebie, bo widzę, że dobra z ciebie dziewczyna. Mieć taką przyjaciółkę to skarb.- odrzekła uśmiechając się i upychając liścik w fartuchu.- Bądź pewna, że pan Geiger otrzyma go zaraz po powrocie z pracy.
- Nie wiem jak ci dziękować! - uśmiechnęłam się szeroko.
- Najlepszym podziękowaniem jest widok twojego uśmiechu.

Sen w mroku wojny |TOM II|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz