50. Nasze miejsce

421 44 49
                                    

— No nie... nie nie nie... Gdzie ja cię znowu położyłam?!

Marinette szamotała się, przeszukując swój blat roboczy, żeby wreszcie wydobyć spod papierów komórkę, a potem weszła pod blat, żeby sięgnąć po torebkę. Prostując się uderzyła się jeszcze w głowę. W międzyczasie nerwowo zerkała na zegarek. W pośpiechu wybiegła z pracowni, żeby zaraz zakląć cicho pod nosem gdy uciekła jej winda. Pobiegła więc schodami, nie chcąc czekać i przed budynkiem z impetem wpadła na swojego szefa, jak zwykle lądując pod jego nogami na tyłku.

— Marinette, co się stało? Co ty robisz? — zapytał, pomagając jej się podnieść z ziemi.

— Spieszę się, jestem spóźniona. Powinnam już być pod szkołą, żeby odebrać Oscara. Był z klasą na wycieczce, a ja zapomniałam, że muszę go odebrać o innej porze niż zawsze. Nauczycielka mnie zabije.

— Mogę go odebrać, jeśli to takie ważne.

— Przecież nie zdążysz... Tak samo zresztą jak ja. Muszę lecieć.

Adrien złapał ją za rękę, zatrzymując w pół kroku.

— Ja nie. Ale Kot już tak.

Marinette zamrugała nerwowo i zaczęła naprędce przeliczać w głowie możliwości. Adrien uśmiechnął się pobłażliwie na tą jej zamyśloną minę.

— Nawet jeśli cię podwiozę zajmie nam to prawie godzinę, żeby się przebić przez miasto w godzinach szczytu — zauważył. — Mogę cię podrzucić w sposób alternatywny. Albo ty po prostu wrócisz do domu autobusem, a ja w tym czasie zajmę się Oscarem.

— Nie mogę cię o to prosić...

— Dlaczego nie? Przecież to żaden problem. A Oscar pewnie się ucieszy.

— Nie wiem... to będzie podejrzane...

— E tam — machnął ręką. — Jestem bohaterem, nic w tym podejrzanego. Jak trzeba to daj mi jakieś upoważnienie i tyle.

Marinette pokręciła stanowczo głową.

— Nie, Czarny Kot nie może odebrać mojego dziecka ze szkoły. Przestań...

— No to cię po prostu podrzucę, może być? — zapytał, chwytając jej dłoń.

Marinette przewróciła oczami, a potem spojrzała na zegarek. Czy miała jakiekolwiek wyjście? Skinęła więc głową i już za chwilę mknęła przez miasto trzymając się kurczowo szyi Czarnego Kota.

— Kiedyś to była większa frajda — stwierdziła przy jego uchu, zerkając ze strachem w dół.

Nie zdawała sobie sprawy, że bez kostiumu może czuć się tak bardzo niepewnie na takiej wysokości. Kot zaśmiał się głośno i wybił na kiju jeszcze wyżej, aż Marinette pisnęła, widząc jak oddalają się od ziemi.

Zamknęła oczy, czekając aż wylądują pod szkołą. W pewnym momencie poczuła, że uścisk Kota jest jakiś słabszy, a jej ręce zaczynają się ześlizgiwać z jego szyi. Zdążyła tylko krzyknąć z przerażeniem lecąc w dół. Miała wrażenie, że całe życie przelatuje jej przed oczami. Mniej więcej w tym samym momencie w którym Kot ponownie ją złapał, z radosnym wyrazem twarzy i złośliwym błyskiem w jego zielonych oczach.

— Zrobiłeś to specjalnie! — krzyknęła, uderzając go w ramię.

— Nie wierć się, bo zaraz znów zlecisz.

— Nie znoszę cię! – wrzasnęła z wściekłością.

— Normalne w naszej relacji. Hop... — Zeskoczył na chodnik pod szkołą. — Jesteśmy na miejscu.

Druga szansa, Agreste! (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz