Czarny Kot kręcił się po mieście. Nie zamierzał wracać do rezydencji, ani do swojego mieszkania. Nakarmił Plagga, który wyjątkowo milczał wymownie, a potem znów przemienił się, żeby spędzić w kostiumie całą noc. Było mu już wszystko jedno. Chciał tylko nie pogrążyć się znów w bólu i wyrzutach sumienia. Skupił się na przemierzaniu miasta śladem mężczyzn, którzy temu wszystkiemu zawinili. Czy może właściwie tylko dolali oliwy do ognia, bo winny był tylko on. Gdyby nie był z Oscarem tak blisko nic by mu się nie stało, nie byłoby żadnej wycieczki, ani zagrażających mu bandytów. Wyrzucał więc sobie po raz kolejny, że nie udało mu się powstrzymać przed oswojeniem.
Wyśledzenie napastników nie stanowiło dla niego żadnego problemu. Nie mieli pojęcia, zbyt zajęci biciem go, że udało mu się zaczepić nadajnik na nogawce jednego z nich, dzięki któremu już po chwili ich odnalazł w pewnym barze o bardzo wątpliwej renomie. Przez chwilę napawał się widokiem ich przerażenia, gdy pojawił się obok nich. Nie omieszkał też wymierzyć im kilku dodatkowych ciosów za to co mu zrobili, ale nawet pokonanie ich i wpakowanie do aresztu nie poprawiło mu humoru. Skierował się więc tam gdzie nie powinien — na dach. Na ich dach. Stał tam samotnie, chcąc ostatni raz spojrzeć na ten widok, wyobrażając sobie, że ona stoi obok niego i że nic złego się między nimi nie wydarzyło.
Źle się czuł z tym, że wszystko czego się tknął kończyło się katastrofą. Marinette go znienawidziła, Oscar ucierpiał z jego winy. Westchnął ciężko siadając na skraju budynku. Chciał, żeby Marinette się odsunęła i właśnie ostatecznie to osiągnął. Jest na niego wściekła, teraz na pewno się w nim nie zakocha, może więc odetchnąć. Ale z drugiej strony on sam cierpiał jeszcze bardziej, bo naprawdę ją kochał i te uczucia były jednocześnie przyjemne i bolesne. Bo chciał być blisko niej, a wiedział, że musi trzymać się z daleka. Może teraz będzie mu łatwiej? Może po tym wszystkim szybciej stłumi te uczucia i niedługo wszystko wróci do normy?
Przecież właśnie powiedziała mu co o nim myśli. Wciąż uważa go za nic, za kłopot, za kpinę od losu. Pochylił głowę, zaciskając dłonie na krawędzi budynku i zamknął oczy. Starał się nie pozwolić łzom wypłynąć kolejny raz, ale to tak bardzo bolało. Bolały go jej słowa, które wyryły się w jego sercu kiedyś przez laty, a dziś zostały powtórzone, ale tym razem w pełni świadomie.
Po co mu było godzić się na to wszystko? Po co było ulegać głupiemu sercu? Co on ma teraz zrobić ze sobą, skoro nie jest już potrzebny? Co mu teraz pozostało?
Odetchnął głębiej spoglądając przed siebie. Tak jak zawsze został mu chłodny wiatr we włosach i ciemność nocy. To jest jego życie i nikt mu tego nie odbierze. Przetarł oczy wierzchem dłoni i podniósł się, patrząc na znajdujące się w dole miasto. Nie podda się, nie ugnie, nie pozwoli jej na to, żeby znów się przez nią stoczył.
Już miał się zbierać na dalszy patrol gdy nagle jego komunikator wydał dźwięk przychodzącego połączenia. Nie pamiętał już nawet jak ten dźwięk brzmi, przecież nie używał go przez tyle lat, więc chwilę mu zajęło, żeby zlokalizować jego źródło. Zerknął pośpiesznie na swój kij, pewny że to jakiś błąd, ale wtedy zobaczył miniaturkę wyświetlającą się na ekranie.
— Biedronka?
Nie mógł się pomylić, wyraźnie widział jej symbol.
— To niemożliwe... — szepnął do siebie.
Kliknął jednak zieloną słuchawkę, żeby odebrać połączenie i wtedy ją usłyszał. Usłyszał Marinette dzwoniącą do niego z komunikatora Biedronki, co oznaczało tylko jedno — założyła kolczyki.
— Kotku...
— Kropeczko — odezwał się niepewnie, słysząc po drugiej stronie cichy szloch. — Co się stało?
CZYTASZ
Druga szansa, Agreste! (Zakończone)
FanfictionSzczypta miłości i zauroczenia, garść przyjaźni, trochę łez, sporo cierpienia, kilka złych decyzji, jedno nieporozumienie - oto nieidealna mieszanka przewracająca życia Biedronki i Czarnego Kota do góry nogami. Tym razem będą mierzyć się z czymś o w...