7 lat później
Sobotni poranek przywitał Paryż mroźną pogodą. Zimny wiatr, zachmurzone niebo i zdecydowany spadek temperatury nie zachęcał do wychodzenia z domu.
Luka stał przy oknie i śledził wzrokiem spieszących się przechodniów, ubranych w grube kurtki i owiniętych szalikami. Każdy z nich biegł w sobie tylko wiadomym celu, byle szybciej, byle się schować przed zimnem. Nikt nie zatrzymał się, nie spojrzał w niebo, które zasnute ciemnymi chmurami, przybierało niezwykłe barwy granatu i szarości, które nawet w tak ponurym dniu, mogłyby kogoś zachwycić.
Mężczyzna upił łyk kawy i zanucił cicho nową melodię, którą miał zagrać w przyszłym tygodniu na koncercie w filharmonii. Lubił grać na skrzypcach, ale wciąż preferował gitarę elektryczną, po którą sięgał w wolnych chwilach. I chociaż jego ojciec namawiał go by dołączył do niego na scenie, Luka nie skorzystał z takiej możliwości. Nie wyobrażał sobie, że miałby zostawiać Marinette samą i wyjeżdżać w trasy koncertowe. To byłoby dla niej trudne, a i jemu dołożyłoby zmartwień. Dlatego znalazł posadę jako muzyk w filharmonii i mógł wieść spokojne życie u boku swojej żony, będąc zawsze blisko niej.
W takie dni jak ten, gdy poranek był spokojny, a na dworze szumiał głuchy wiatr, muzyk wsłuchiwał się w panującą wokół ciszę, pozwalając jego myślom płynąć i cieszyć się chwilą, nawet jeśli była tylko ulotna i zaraz miała się skończyć.
Poczuł nagle, że ktoś ciągnie go za koszulkę, wyrywając z zamyślenia.
ー Tato... ー ciemnowłosy chłopiec wyraźnie domagał się uwagi. ー Czy mogę już poćwiczyć?
Luka uśmiechnął się i pogłaskał syna po głowie.
ー Zaczekaj jeszcze, aż mama się obudzi. Nie chcesz jej chyba zrobić pobudki pianinem, co? ー zauważył z uśmiechem.
Chłopiec pokiwał głową i stanął obok ojca przy drzwiach balkonowych, by tak jak on zerkać na przechodniów. Oscar miał sześć i pół roku i był żywiołowym chłopcem, ale spokój bijący od jego ojca zawsze trochę studził jego temperament. Wszystko co robił Luka, było dla niego inspirujące i chłopiec z chęcią naśladował jego zachowania. Dlatego też teraz, tak jak on, z zaciekawieniem oglądał widok z czwartego piętra.
Jego niebieskie oczy z pasją obserwowały świat, a przydługie włosy miały barwę odziedziczoną po ojcu. Im był starszy, tym bardziej przypominał Lukę. Nawet zainteresowania i zdolności przejmował po nim, łącznie ze słuchem muzycznym i pociągiem do instrumentów strunowych. Natomiast po swojej mamie odziedziczył niezdarność. Marinette nie miała pojęcia, że to jest możliwe, ale okazało się, że gdzieś w genach zapisała synowi potykanie się na prostej drodze.
Oscar znudził się w końcu patrzeniem na ulicę i odwrócił się od szyby, akurat w momencie gdy drzwi od sypialni się otworzyły, a do salonu weszła Marinette. Luka również oderwał się od widoków za oknem i spojrzał na swoją żonę, która właśnie ziewnęła, przeczesując ręką roztrzepane włosy i poprawiając swój krzywo przewiązany szlafrok w różowe kropki.
Luka uśmiechnął się ciepło na jej widok i wyciągnął w jej stronę ramię, którym zaraz ją objął, gdy wtuliła się w niego. Pocałował ją w głowę i wręczył kubek z kawą.
ー Proszę śpiochu ー powiedział, rozbawiony tym z jaką ulgą sięgnęła po napój. ー Zrobię sobie drugą.
ー Dziękuję, ratujesz mi życie ー mruknęła, zatapiając się w aromacie ulatującym z kubka i zamyślając się na chwilę.
CZYTASZ
Druga szansa, Agreste! (Zakończone)
FanficSzczypta miłości i zauroczenia, garść przyjaźni, trochę łez, sporo cierpienia, kilka złych decyzji, jedno nieporozumienie - oto nieidealna mieszanka przewracająca życia Biedronki i Czarnego Kota do góry nogami. Tym razem będą mierzyć się z czymś o w...