Dźwięk budzika bezlitośnie wdarł się do umysłu Marinette, wyciągając ją ze snu. Otworzyła szeroko oczy i spojrzała na telefon wskazujący godzinę siódmą rano. Jej pierwsza myśl na temat planu dzisiejszego dnia była niczym uderzenie pioruna. Bolesna, pełna niepewności i strachu. Usiadła na łóżku, schowała twarz w dłoniach i wzięła kilka głębszych oddechów. Już czuła jak bardzo ciężko będzie jej przetrwać ten dzień.
Z nerwowo zaciśniętym żołądkiem skierowała się do kuchni. Wiedziała, że jej syn niedługo wstanie i chciała przygotować mu pyszne śniadanie. Umyła owoce, otworzyła dżem i wyjęła pieczone w nocy rogaliki i brioszki. Wszystko z lekką nerwowością, starając się skupić swoje myśli na czynnościach, które wykonuje i na niczym innym.
Następnie wyjęła z lodówki mleko i wzięła się za robienie kakao. Sięgnęła w międzyczasie po jednego croissanta. Zjadła go jedynie pół jak poczuła, że zaczyna ją mdlić z nerwów. Nie wytrzymała. Wyszła do salonu, żeby otworzyć drzwi balkonowe i trochę odetchnąć rześkim, porannym powietrzem, bo czuła się jakby jakiś ciężar przyciskał jej piersi.
Jej myśli obracały się teraz tylko wokół jednego... Za kilka godzin przyjdzie tu Czarny Kot. To było coś, od czego chciała jednocześnie uciec i zostać, by tego doświadczyć. Zrezygnować i zaangażować się. Cieszyć i cierpieć. Te emocje powodowały jeszcze większe problemy z akceptacją tego co ma się wydarzyć. Co gorsza... sama tego chciała. Czy może bardziej dała się namówić Alyi, ale przede wszystkim zrobiła to dla Oscara.
Zamierzała więc ze wszystkich sił postarać się, żeby dzisiejszy dzień był dla chłopca wyjątkowy, chociaż nie będzie to łatwe. Sama obecność tego blond wariata wystarczy, żeby jej nerwy były napięte jak struny. A gdy będzie chciał z nią rozmawiać, uśmiechać się do niej, a może nawet nie daj Boże ją dotknie to ona chyba ucieknie z piskiem. Żeby było trudniej, wciąż z tyłu głowy miała świadomość tego, że to pierwsze urodziny jej syna bez Luki. I w momencie gdy jej umysł docierał do tej informacji, chciała rzucić to wszystko i nie zajmować się niczym. Najlepiej przeleżeć cały dzień przed telewizorem... ale nie mogła się poddać. Alya miała rację. Jej syn potrzebował matki, a jej użalanie się nad sobą tylko potęgowało jego uczucie straty.
Marinette czuła się nieszczęśliwa i pokonana, ale prawda była taka, że Oscar był jeszcze bardziej zagubiony niż ona. Luka wychował go na niesamowicie mądrego chłopca. Był dla niego doskonałym przykładem, ale teraz gdy go zabrakło, chłopcem kierował smutek i złość. Marinette nie miała pojęcia co powinna z tym zrobić. Co Luka by z tym zrobił, gdyby żył? Westchnęła ciężko, chowając twarz w dłoniach. Gdyby Luka żył, nie wydarzyłoby się to wszystko. Nie musiałaby wracać do przeszłości i udawać, że ma w sobie tyle siły, żeby stanąć twarzą w twarz ze swoimi lękami i poczuciem winy. Luka był jej oparciem. Chronił ją i zawsze myślał przede wszystkim o niej i o Oscarze. A teraz go nie było, straciła jedyną osobę przy której czuła się pewnie i spokojnie, i wiedziała, że to szczęście, którego dzięki niemu doświadczyła, już nigdy nie powróci. Wzięła głębszy oddech, próbując się uspokoić. Nie mogła płakać, nie dzisiaj. Dzisiaj Oscar musiał ją widzieć uśmiechniętą.
Wróciła do kuchni i wyjęła butelkę wina. Wiedziała, że bez tego nie da rady przetrwać tego dnia. Upiła z kieliszka pierwszy łyk, gdy mleko na kuchence zaczęło kipieć. Rzuciła się ratować sytuację, ale to wystarczyło, żeby zupełnie wyprowadzić ją z równowagi.
— Mamo? Co ty robisz? — usłyszała za sobą głos Oscara. Nawet nie zauważyła kiedy wstał.
— Czyszczę kuchenkę, nie widzisz? — odburknęła ze złością, walcząc z wykipiałym mlekiem.
Chłopiec westchnął głośno, spuszczając głowę i odwrócił się, żeby zamknąć się ponownie w pokoju. Marinette zrobiło się wstyd. Wypiła całe wino z kieliszka i poszła do pokoju Oscara.
CZYTASZ
Druga szansa, Agreste! (Zakończone)
FanficSzczypta miłości i zauroczenia, garść przyjaźni, trochę łez, sporo cierpienia, kilka złych decyzji, jedno nieporozumienie - oto nieidealna mieszanka przewracająca życia Biedronki i Czarnego Kota do góry nogami. Tym razem będą mierzyć się z czymś o w...