Wszystko miała już zaplanowane. Nie zdradziła szczegółów swojej przyjaciółce, a ta dyplomatycznie nie pytała o zbyt wiele, chociaż spotkanie o ósmej rano w zoo i wybieranie węża, żeby go pożyczyć na jeden dzień, nie należało do normalnych zachowań. Z drugiej strony, Alya znała Marinette od lat i takie prośby nie były jej obce, gdy były młodsze. Nie wiedziała do końca czy ten powrót do młodzieńczych dziwactw to dobra rzecz w jej zachowaniu, ale postanowiła na razie na wszystko się zgodzić i obserwować przebieg wydarzeń z boku.
Marinette z zadowoleniem weszła do pracowni z małym terrarium w rękach. Śledzona zaskoczonymi spojrzeniami współpracowników, ustawiła je w centralnym miejscu na swoim blacie roboczym i czekała na swoją ofiarę. Kiedy więc Adrien pojawił się w pracowni, żeby oznajmić, że w południe zaprasza wszystkich na zebranie, Marinette siedziała na swoim biurku i gapiła się na węża, kompletnie ignorując przy tym blondyna. Zaciekawiony podszedł więc bliżej i zerknął na nią niepewnie.
— Marinette... Co to jest? — zapytał.
— Wąż — odpowiedziała, wzruszając ramionami, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie.
— Wąż... — powtórzył. — I co on tutaj robi?
— To dla Oscara, chciał mieć jakieś zwierzątko. Nie masz nic przeciwko, że go tu sobie dzisiaj potrzymam? — zapytała, uśmiechając się do niego.
Już widziała jak kącik jego ust drgnął.
— Jasne... czemu nie... — odparł, drapiąc się po policzku. — Ale myślałem, że Oscar nie lubi węży...
— Co ty tam wiesz... — machnęła ręką. — Tego na pewno pokocha.
— Możliwe... — powiedział, uśmiechając się nieznacznie. — A mogę go pogłaskać?
— Nie ma opcji — prychnęła. — Do kogoś takiego jak ty musiałby się najpierw przyzwyczaić. On potrzebuje CZASU. Dużo czasu.
— Czasu, powiadasz? — westchnął, nie mogąc powstrzymać uśmiechu.
— Mhm... Jest SZANSA, że cię polubi. Tylko najpierw musisz go poznać.
Adrien przygryzł policzek od środka. Marinette właśnie rozbroiła go tym pomysłem i choć nie był pewien do czego ona dąży, podobało mu się, że wrzuciła trochę na luz.
— A... — zaczął znów — jak się nazywa?
— Zygzak.
Adrien zamknął oczy i zacisnął usta, próbując się nie roześmiać w głos. Nie da jej tej satysfakcji. Niech sobie nie myśli, że pójdzie jej z nim tak łatwo. W duchu cieszył się, że stoi właśnie tyłem do reszty projektantów i nikt nie widzi jego walki wewnętrznej, bo wtedy by nie wytrzymał. Otworzył oczy, dostrzegając z jaką pewnością siebie patrzy na niego teraz Marinette. Jakim cudem ona była w stanie utrzymać taką powagę?
— To bardzo ładne imię — odpowiedział po chwili, gdy udało mu się już opanować.
— Nie wiem... mnie tam się nie podoba, ale nie ja wybierałam.
Nie wytrzymam... — pomyślał, patrząc w jej rozbawione oczy.
— Ja uważam, że to bardzo pomysłowe imię — stwierdził. — Pasuje do niego.
— W sumie... ma taki głupi wyraz pyska, nie? Może być — odpowiedziała, przyglądając się zwierzakowi. — A widzisz jego łebek? Normalnie jakby był w czepku...
— Boże... — szepnął do siebie, spoglądając w bok, żeby nie parsknąć śmiechem. — A nie... — przerwał i policzył w myślach do pięciu. — Nie lepiej byłoby przygarnąć, nie wiem... jakiegoś kotka?
CZYTASZ
Druga szansa, Agreste! (Zakończone)
FanfictionSzczypta miłości i zauroczenia, garść przyjaźni, trochę łez, sporo cierpienia, kilka złych decyzji, jedno nieporozumienie - oto nieidealna mieszanka przewracająca życia Biedronki i Czarnego Kota do góry nogami. Tym razem będą mierzyć się z czymś o w...