ROZDZIAŁ 2

40 3 0
                                        


Ansel

Siedziałem właśnie w gabinecie mojego wroga. Nie sądziłem, że kiedyś nastąpi ten moment, ale jako capo, jestem odpowiedzialny za mój kraj i moich ludzi. Dlatego musiałem podjąć pewne kroki.

- Nie jestem przekonany co do tego pomysłu. - odparł George.

- Pomyśl tylko jak dobre by było to dla naszych interesów. - uniosłem brew. - Zresztą już dawno temu przekazałem ci mój pomysł, a to, że tutaj teraz jestem, jest chyba wystarczającym dowodem, że rozważasz pozytywne rozpatrzenie mojej prośby. - mruknąłem pewny siebie i swoich działań.

Zacisnął szczęki.

- To wcale nie jest taka dobra propozycja. Nie skorzystam na tym za wiele. - powiedział.

Prychnąłem.

Pewnie chciałby jakąś część moich udziałów, ale nie ma kurwa takiej mowy. I tak jestem za miły.

- Nic więcej nie wskórasz, George. I tak jestem hojny. Proponuję ci pokój między nami i ochronę. Musisz przyznać, że największe zagrożenie dla ciebie stanowiły właśnie Włochy. Z resztą sobie poradzisz, a móje udziały, to coś niedostepnego dla ciebie. - wyjaśniłem.

- Skoro mamy się połączyć, to nasze interesy również. - syknął.

- Nie. - warknąłem. - Ja mam Włochy, ty Nowy Jork. Nie da się tego połączyć. Jedynie w kryzysowych sytuacjach możemy liczyć na jakieś wsparcie w postaci ochrony na swoich terytoriach, ale to tyle. Nie mam zamiaru się z tobą bawić w jakieś wspólnie ustalanie. Ofiaruję ci cholernie dużo, więc w końcu to kurwa doceń. W innym wypadku bardzo chętnie możemy stoczyć wojnę. Wtedy zobaczymy kto wygra. - rzuciłem.

Od razu zamilkł.

On jeszcze nie wie, ale wcale nie chodzi mi o jakieś pieprzone złagodzenie stosunków pomiędzy europejczykami, a amerykanami. Mam to totalnie w dupie. Mój cel jest inny, ale jak na razie nikt o tym jeszcze nie wie.

Usłyszeliśmy ciche pukanie w drzwi, a po chwili ujrzałem jego żonę Sylvię.

- Shaylene wróciła. - oznajmiła cicho.

Od początku widziałem, że tej kobiecie nie podoba się cały mój plan, jednak jej mężowi najwyraźniej przeciwnie, nawet jeśli probował ciągle zgrywać twardziela, żeby nie wyjść na miękką pizdę. Natomiast ona zdawała sobie z tego sprawę, że niewiele wskóra, przez co wolała być posłuszna mężowi i się nie odzywać, by jeszcze dodatkowo nie narobić mu wstydu.

- Cudownie, przyprowadź ją tutaj. - kobieta zamknęła drzwi, a facet lekko zacisnął szczękę na to, co nieuniknione.

Po chwili jednak westchnął i wstał, żeby stanąć w drzwiach. Usłyszałem tylko, że wymienił kika słów z kobietami, a potem cała trójka weszła do środka.

Obróciłem się w stronę wejścia i zaniemówiłem.

Cholera, ona była kurewsko piękna. Bardziej niż przypuszczałem. Goerge wręcz trzymał ją przez całe życie pod kloszem. Mało osób w ogóle wiedziało, że ma córkę, a tylko najbliższi wiedzieli jak wygląda. W tym momencie ja dołączyłem do tego grona i kurwa było warto.

Shaylene miała długie, proste i gęste ciemnoblond włosy i wręcz szafirowe, duże oczy, które patrzyły teraz na mnie z przerażeniem, gdy z jej ust wymcknęło się moje nazwisko.

- Ansel Moretti. - wyszeptała i zacisnęła usta.

Uniosłem lekko kącik ust i przyjrzałem się jej sylwetce. Była szczupla, ale i wysportowana i miała słodkie krągłośći, które podkręślały dopasowane, ale jednak delikatnie luźniejsze w nogawkach jeansy i obcisły, cienki golf.

WITHOUT LUSTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz