ROZDZIAŁ 6

40 1 0
                                    


Ansel

Stała tam zdezorientowana tylko w samym ręczniku, a ja z pistoletem wycelowanym prosto w nią i z mordem w oczach. Opuściłem broń. 

- Ostrzegałem, że to zrobię. - odparłem sucho. 

- I co to ci dało? Zniszczyłeś mi tylko drzwi. 

- I tak nie są ci potrzebne. Niedługo będziesz mieszkać u mnie. - prychnąłem. 

- Jesteś bezczelny! Jak śmiesz mi ciągle przypominać o tym, że należę do ciebie, jednocześnie sprowadzając do mojego domu kochanki. - wykrzyknęła. 

Podszedłem blisko i niemal czułem bicie jej serca, gdy była tak zdenerwowana. 

- Nie zapraszałem jej tutaj. - syknąłem. 

- Ale nie zaprzeczasz, że jest twoją kochanką. 

- Miałem masę kobiet i większości nawet już nie pamiętam, więc nie rozumiem, o co ci kurwa, chodzi. - warknąłem. 

- O to, że jesteś skurwielem bez uczuć! Nie obchodzę cię ani ja, ani ten ślub ani nic innego oprócz mafii! - warknęła mi prosto w twarz. 

Zawrzałem w środku. 

Chwyciłem jej nagie ramiona w swoje dłonie i przysuąłem ją bliżej siebie. Napawałem się jej strachem. 

- Masz rację. Nic mnie nie obchodzi, jesteś jedynie środkiem do celu. - uśmiechnąłem się bezczelnie i wyszedłem stamtad trzaskając zepsutymi już drzwiami.

Miałem już kurwa serdecznie dość udawania bycia miłym.

Zszedłem na dół i od razu zobaczyłem wściekłego przyszłego teścia. 

- Co ty jej zrobiłeś? - warknął na mnie. 

- Jeszcze nic, ale już po ślubie nie będziesz miał nawet nic do gadania, bo będziemy za pieprzonym oceanem! - wrzasnęłem i nieoglądając się nawet za siebie, wyszedłem z tego cholernego domu. 

Mam już kurwa dość tego wszystkiego. Ta farsa ze ślubem dorowadziła mnie do szału tak bardzo, że już nawet nie mam siły udawać w miarę normalnego i przykładnego narzeczonego jak do tej pory. Jednak, gdy tylko pomyślę o tym, co dostanę w zamian, to trochę się uspokajam, ale zdecydowanie muszę dzisiaj wyrzucić wszystko z siebie. 

Jest już noc, ale mimo to kieruję swojego szofera do mojego klubu sportowego w Nowym Jorku, bo czuję, że ma w sobie mnóstwo niespożytkowanej energii do wykorzystania.

*** 

Po treningu zdecyowanie czuję się już lepiej. Kieruję się do apartamentowca, gdzie w korytarzu zaczepia mnie jeden z moich ochroniarzy. 

- Sir, pana ludzie dalej trzymają Angela i pytają się co z nim mają robić. - odparł czarnoskóry mężczyzna. 

- Grać z nim w szachy, do kurwy jasnej! - warknąłem wściekły. - Przekaż tym półgówkom, że ma być żywy do mojego przyjazdu. - wyminąłem go i wjechałem na górę. 

Ten zasrany Nowy Jork wprowadzi mnie kiedyś do grobu szybciej niż moja przyszła żona. 

***

Shaylene

Zostało już tylko cholerne siedem dni do momentu, w którym stanę przed ołtarzem z tym człowiekiem, który nie ma serca ani żadnych skrupułów. Trema zjadała mnie coraz bardziej, a patrzenie na moją podekscytowaną matkę doprowadzało mnie powoli do coraz to większego szału. 

Dalej nie mogę w to uwierzyć, że ona chce żebym podzieliła jej los. I do tego, żebym żyła w cholernych Włoszech zdala od rodziny. 

- Skarbie, może to nawet lepiej, że będziesz mieszkać w Europie. - odparła i uśmiechnęła się smutno, jakby czytała w moich myślach. - Może tam będzie ci lepiej. - pocałowała mnie w czoło i wyszła, zostawiając samą. 

WITHOUT LUSTOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz