6

1K 74 20
                                    

[Pov Midoriya]
(Dwudziesty szósty czerwca, poniedziałek)

Dochodzi już dziewiętnasta. Jestem w szpitalu i ciągle siedzę przy Kacchanie, który do tej pory się nie wybudził.
Lekarze porobili już wszelkie potrzebne badania i powiedzieli że jego jak i dziecka życiu nic nie zagraża.

-Kacchan słonko... Jesteś już bezpieczny wiesz? Wziąłem wolne na kolejne dwa dni, a raczej wziąłem nocne zmiany... Chociaż nie wiem, czy nie wykorzystam urlopu od patroli bym mógł ciebie pilnować.

Złapałem go za dłoń i obserwowałem, dalej nie mogąc uwierzyć, że zapewne gdyby nie Todoroki to mógłbym nie zdążyć go uchronić.

-Przepraszamy, ale za dwadzieścia minut będzie musiał pan wyjść.- Odezwała się pielęgniarka, która akurat wstąpiła do pomieszczenia. Zaczęła sprawdzać mu od razu temperaturę i nawet nie zwróciła na mnie zbytniej uwagi.

-Kiedy zostanie wypisany?

-Jeżeli wybudzi się do dwudziestej. To możliwe, że jeszcze dziś. A jeżeli później to dopiero jutro.- Odpowiedziała mi z uśmiechem, który na pewno był wymuszony.- Bohater numer dwa trafił do szpitala przez nerwy?

-To lekko skomplikowane.- Odpowiedziałem lekko zdziwiony tym nagłym pytaniem.- A to jakiś problem by był?

-Nie. Zastanawiało mnie to.

~To niech cię kurwa nie interesuje moja omega, ty śmieciu walony~

-Rozumiem.- Mruknąłem podejrzliwie a brązowowłosa beta wyszła z pokoju.

Rozumiem, że to dziwne... W końcu bohater na drugim miejscu w rankingu trafia do szpitala ze względu na stres który go wykończył podczas walki. Jednak ta pogarda z którą się do mnie zwracała... Okropieństwo, czyżby...

-Uhm...- Z moich zamyśleń wyrwał mnie pomruk blondyna.- Gdzie ja... Ah!- Pisnął wyrywając mi swoją dłoń i odsuwając się na drugi kraniec łóżka.- Odejdź! N-nie podchodź!

-Kacchan... To ja Izuku.

-Deku, proszę nie.- Krzyknął łamiącym się głosem kierując w moją stronę swoją dłoń, która zaczęła się iskrzyć.- N-nie rób krzywdy...

~Cholernie bolą te słowa, nawet jeżeli kieruje je nieświadomie przez omegę.~

-Kacchan, nic ci nie zrobię. Przysięgam, kocham cię i nie zrobię ci krzywdy.

-A-ale atakowałeś...

-To nie byłem ja.

-A-ale widziałem...-

-To nie byłem ja.- Przerwałem mu, jednocześnie zaczynając wytwarzać więcej feromonów.- Tamta blondynka potrafi się przemienić w każdego. Tylko potrzebuje krwi danej osoby.

-O-ona?- Wydukał opuszczając ręce. Z jego oczu zaczęły cieknąć łzy.- J-ja... B-bałem się gdy zo-zobaczyłem c-ciebie a-atakującego...

-Ćśśśś...- Mruknąłem od razu przytulając go. Nawet się nie opierał a gdy tylko go objąłem zaczął cicho płakać.- Jest już dobrze. Pamiętaj, nigdy cię nie zaatakuję, prędzej sobie wbiję nóż w serce.

-B-Bałem się...

-Już jesteś bezpieczny.

-O-ona chciała u-uderzyć mnie w brzuch. Dzie-dziecku, krzywda się n-nie stała?

-Nic maluchowi nie jest słońce. A powiedz mi, uderzyła cię?

-N-nie... Zrobiłem u-unik.

-Jesteś dzielny, wiesz?- Spytałem, jednak już mi nie odpowiedział. Na pewno nie wierzył w moje słowa, a bynajmniej teraz nie wierzył. Nie chciał myśleć nawet, że mówię prawdę.

~Najsilniejsi w stadzie. [DekuBaku] (A/B/O)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz