3

955 70 8
                                    

[Pov Bakugo]
(Dwudziesty czwarty czerwca, piątek)

Jest już piętnasta, wszyscy zaczęli się schodzić. No tak właściwie brakuje tylko Taśmy i tej jego zjebanej laski.

-Bakugo-san, jakoś dziwnie blady jesteś...- Odezwała się cycata, gdy mi pomagała w kuchni.

-Słabo mi trochę...- Przyznałem zupełnie szczerze, bo na chuj mi kłamać?- Dlatego też jedzenie w całości zamówiliśmy.

-Czyli mówiłeś o tym Midoriy?

-Nie. I lepiej niech nie wie, bo znów przykuje mnie do łóżka.

-Ah, rozumiem. Ale jak poczujesz się gorzej to mów od razu.

-Okej... Chodźmy do tego ogrodu, nie chce mi się tu siedzieć.

Po chwili wstąpiliśmy do tego ogrodu, gdzie już byli serio wszyscy.
Każdy siedział przy stole, z wyjątkiem mojej alfy, który bawił się z dziećmi kawałek dalej.
Podeszliśmy więc do stołu i zajęliśmy miejsce, przy okazji odkładając ostatnie talerze.

-Ty taśma, a gdzie ta twoja dziewczyna?- Zapytałem, gdy tylko zauważyłem, że przybył tutaj sam.

-Weź stary, zerwałem z nią.

-Czemu? Przecież tak ją kochałeś.- Zakpiła słuchawka, na co sam się delikatnie uśmiechnąłem.

-Po pierwsze okazało się, że mnie zdradzała. Po drugie nie była mi przeznaczona.

-Czyli znów sam?- Tym razem odezwał się czajnik.

-Całe życie będę singlem.- Przyznał smutnym głosem, a jednak na jego twarzy widniał uśmiech.

-I dobrze, nikt stąd nie lubił tej szmaty.- Westchnąłem, na co dostałem przytaknięcie od innych.- W sumie zrobiła przysługę...

-A weź ty.

I w ten sposób zaczęliśmy te popołudnie. Gadaliśmy o wszystkim, jedliśmy i piliśmy napoje. Kirishima razem z Miną oznajmili, że spodziewają się kolejnego dziecka, na co każdy oczywiście im gratulował.
Dzieciaki, nie dawały żyć mojemu partnerowi, co w sumie trochę mnie śmieszyło. Pan bohater numer jeden pokonany przez dwuletnie i prawie roczne dziecko.
Gdy nastała już osiemnasta, wstałem z miejsca z myślą odniesienia zbędnych naczyń. Jednak gdy tylko się podniosłem, od razu pożałowałem.

-Bakubro? Coś się dzieje?

-Ja... t-tylko.- Wydukałem i jak z procy poleciałem prosto do łazienki.

W ostatniej chwili dobiegłem i zacząłem zwracać wszystko co tylko zjadłem.

-Bakugo-san?

-Kacchan?

-Bakugo?

Usłyszałem za sobą trzy głosy. Yaoyorozu, Deku, Nakamura.
Od razu poczułem brokuła, który klęknął obok mnie i zaczął przytrzymywać mi włosy jedną ręką, a drugą natomiast gładził moje plecy.

-Oddychaj spokojnie. Wdech i wydech...- Wraz z jego słowami w pomieszczeniu rozniósł się ten przyjemny zapach mięty pomieszany z maliną...

-Źle się czuje...- Powiedziałem cicho, gdy zaprzestałem wymiotować. Osunąłem się prosto na tors chłopaka.- Deku... chcę wody...

-Chodź pójdziemy do salonu.- Powiedział pewnie, podnosząc mnie na ręce niczym pannę młodą.

Nawet nie stawiałem oporu, a tylko posłusznie przywarłem do jego koszulki. Gdy tylko zajęliśmy miejsce na kanapie, na około nas zebrali się wszyscy obecni.

~Najsilniejsi w stadzie. [DekuBaku] (A/B/O)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz