[Pov Izuku]
(Dziewiętnasty października, niedziela)-Kacchan, wyjdę na chwilkę. Dobrze?- Zapytałem gdy tylko zaczął mi dzwonić telefon.
-Możesz tu odebrać przecież idioto.
-To z pracy... Nie wiem o co może im chodzić a w razie co nie chcę cię denerwować.
-Yhm. Idź.
-Zaraz wrócę słońce.- Pocałowałem go w czoło i wyszedłem.
Mamy ósmą rano a Todoroki już wydzwania. Gorzej mu czy co?!
-Midoriya?
-No? O co chodzi.
-Jest z tobą Bakugo i Natsuki?
-Są w pokoju. Wyszedłem na korytarz by odebrać. A o co chodzi?
-Liga ma w planach porwać ich obu. Czekają tylko na moment gdy Natsuki będzie na tyle silny, że opuści inkubator.
-Po co im oni?
-Żeby złamać ciebie. A Natsukiego dla mocy.
-Hę? On nie ma kurwa nawet tygodnia.
-Tak... Ale chcą go porwać i zatrzymać. Nic więcej mi na razie nie wiadomo... Musisz ich pilnować.
-A myślisz, że mam inny zamiar?
-Wiem... Ale i tak musiałem cię ostrzec. Planujesz mu o tym mówić?
-Nie. Zacznie panikować, nie pozwoli na to by badali Natcchana, ani by ktoś się do niego zbliżył. A on sam będzie w coraz gorszym stanie psychicznym.
-Rozumiem... Dobra, Midoriya ja kończę.
-Siema.- Zdążyłem mruknąć zanim połączenie zostało zakończone.
Od razu wróciłem do pomieszczenia, w którym Kacchan leżał na łóżku i obserwował Natcchana.
-A mogłeś wczoraj tak się nie szarpać, to byś na wózku przy nim siedział.- Powiedziałem podchodząc i siadając na łóżku.
-Nie żałuje.
-Wiesz, że przez najbliższe trzy dni teraz masz zakaz wstawania? Pamiętasz o tym?
-Ta... Naruszyłem organy czy coś tam. Pamiętam, że jeżeli nie chcę się wykrwawić to mam czekać. Nie musisz mi truć o tym dupy co godzinę.- Westchnął.- Lepiej powiedz po co do ciebie dzwonili.
-Dzwonili z pytaniem jak się czujecie.
-Serio? Nie chce mi się w to wierzyć.
-Mirio zadzwonił z roboczego numeru. W internecie ponoć już lata informacja o tym, że jednak nie poroniłeś, tylko że maluch jest w złym stanie.
-Super. Zajebiście.- Syknął, odwracając głowę.- Brakowało mi tego, by każdy wiedział o tym, że nawet ciąży donieść nie umiałem.
-Kacchan, wiesz przecież, że to nie twoja wina.- Przytuliłem go delikatnie. No a chociaż miałem taki zamiar, bo zostałem odepchnięty.- Słonko...
-Przestań mi tu kurwa słodzić. Nie dotrwałem do terminu porodu przez jebany atak paniki.
-Wywołany przez twoją mame.- Zauważyłem, a on nijak zareagował.
-I chuj, to nie zmienia faktu, że to ja nie dałem rady. Gdybym zaczekał na ciebie, zamiast sam usiłować zabrać alkohol, to by tego nie było.
-Kacchan. To nie jest twoja wina.
-Nie moja? Walczyłem z niejednym przestępcą. Nie raz miałem jebane rany na wylot, i co? Jeden incydent i omal nie poroniłem! Teraz wstać z łóżka nie mogę, bo co? Bo kurwa zbyt się nadwyrężyłem. Co teraz z tego, że potrafiłem bić się z dziurą w brzuchu? Co z tego, że cały poparzony dalej trwałem w walce? Po co mi to kurwa wszystko było skoro nawet ocalić syna nie umiem.- Wywarczał na mnie.
CZYTASZ
~Najsilniejsi w stadzie. [DekuBaku] (A/B/O)
FanfictionKONTYNUACJA "Nieszczęsnej Omegi"!!! [ZAWIESZONE] Gdy wszyscy z klasy 1A, ukończyli już szkołę i są dorośli, Katsuki razem z Izuku zakładają swoje stado. Wszyscy żyją w pewnym rytmie, niedaleko siebie. Niby spokojne życie dla bohaterów zamieszkującyc...