Dolina Dusz

363 27 15
                                    

Iorweth,

Trzy lata później, wieś Biały sad

Na zewnątrz zaczynało zmierzchać, więc nawet gdybyśmy chcieli ruszyć dalej, nie mogliśmy. Podróż nocą przez spowitą wojną Północ nie byłaby najmądrzejszym posunięciem. Pola bitew były gęsto wyściełane truchłami poległych, na których żerowały stada trupojadów, bandy hien cmentarnych szukających łatwego zarobku oraz hordy zdziczałych psów atakujące każdego, kto spróbował podejść bliżej niż odległość strzału z łuku. Oczywiście to były te mniej problematyczne aspekty, które dało się poskromić celnym strzałem w krtań, schody natomiast zaczynały się przy stacjonujących na każdym kroku żołnierzach nilfgaardzkich i niedobitków z królestw Północy. Ci wraz z zapadnięciem nocy stawali się o wiele ostrożniejsi niż w ciągu dnia i każdego podróżnego, którego udało im się zatrzymać, dokładnie sprawdzali. A ze względu na moją przeszłość nie mogliśmy sobie pozwolić na tak ryzykowne kroki, bo wtedy ostatnie kilkanaście miesięcy przestałoby znaczyć cokolwiek.

Zrezygnowany rozparłem się wygodniej na zajmowanej ławie i spojrzałem na dwójkę wiedźminów siedzących naprzeciwko mnie. Wraz z towarzyszącym mi Ciaranem natknęliśmy się na nich niespełna godzinę temu i całą czwórką udaliśmy się tutaj, żeby przeczekać do rana. W trakcie drogi nie rozmawialiśmy zbyt wiele, jedynie o sprawach naprawdę istotnych takich jak to, że wszyscy, póki co, zmierzamy w tym samym kierunku. Starszy wiedźmin, Vesemir, w żaden sposób nie negował naszej obecności, jednak widziałem, że początkowo dokładnie zmierzył nas wzrokiem, zupełnie jakby wypatrywał potencjalnego zagrożenia. Oczywiście, nie mogłem się temu dziwić, zaledwie parę lat temu byłem najbardziej poszukiwanym na Północy elfem, a teraz, no cóż, ludzie mieli większe zmartwienia niż scoia'tael kryjący się po lasach.

— Zatem skoro już możemy w spokoju pomówić, powiedz, co robicie tutaj sami, bez komanda. — powiedział Geralt, patrząc w moim kierunku. — Znów planujesz zamach stanu?

— Nie tym razem Gwymbleid. — odparłem zmęczonym głosem, przecierając dłonią oczy. — Jestem tu prywatnie i incognito na tyle ile jest to możliwe.

— Można wiedzieć, czego szuka w takim razie dowódca komanda wiewiórek w samym sercu Temerii, jeśli nie partyzantki? — wtrącił milczący do tej pory Vesemir.

— Nie jest to żadna tajemnica, szukamy naszej wspólnej znajomej, Triss Merigold. — odparł Ciaran, lekko wzruszając przy tym ramionami.

— Na co u diabła potrzebna wam Triss. — zapytał zdziwionym tonem Vesemir, spoglądając to na mnie, to na siedzącego po mojej prawej stronie Ciarana.

W tym momencie zauważyłem, że również Geralt nieco się spiął i uważniej zaczął się przysłuchiwać tej rozmowie. Nie chciałem się przed nimi tłumaczyć z pobudek, które mną kierowały, ale doskonale zdawałem sobie sprawę, że zdawkowe wyjaśnienia im nie wystarczą, chociażby przez wzgląd na zażyłe relacje rudej czarodziejki i Geralta. W chwili, gdy rozważałem co tak właściwie powiedzieć, Ciaran znów zabrał głos, kupując mi tym samym więcej czasu na zebranie myśli.

— Nie zamierzamy nic jej zrobić, jeśli o to chodzi. — stwierdził brunet uspokajającym głosem. — Potrzebujemy jej pomocy w pewnej sprawie. I jak na razie jest jedyną osobą, która byłaby w stanie rozwiązać nasz problem.

— Cóż, skoro tak stawiasz sprawę. — odparł po chwili Geralt. — Nie wiem, gdzie na tą chwilę przebywa Triss, nie widziałem jej od wydarzeń w Loc Muine.

— Mamy szczątkowe informacje, że przebywała w Novigradzie, jednak w świetle ostatnich wydarzeń zaczynam w to wątpić. — mruknąłem ponurym głosem. — Ale to nasz jedyny trop, więc musimy go sprawdzić.

Wiedźmin: Starsza KrewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz