Rozdział 14. Eryk. I Wanna Be Yours

3.9K 239 526
                                    


Od wtorku do piątku Yoda zachowywała się przyzwoicie. Robiła wszystko sprawnie, wyraźnie pracowała nad nauką szkockiego („Lisbeth powiedziała do mnie bonnie lass to zabrzmiało jak 'kochanie' prawda? A kirk to kościół, no nie?! Aaaa! Jestem genialna" – piszczała). Nie chciałem jej dołować, mówiąc, że nawet gdyby żyła milion lat, nigdy nie nauczy się tego języka, zwłaszcza że nie miała pojęcia, iż klienci wychodzili z siebie, żeby mówić do niej wyraźnie i zrozumiale. Nawet jeśli często czegoś nie załapała, ani razu się z tym nie zdradziła. Po namyśle stwierdzałem, że duży procent zamówień zrealizowanych przez nią z sukcesem wynika z poprawnego wyłapywania nazw zamówionych pozycji z menu, ale to zostawiłem sobie na wykrzyczenie jej w twarz w przypadku kłótni.

Pokój gościnny pomalowała na niebiesko. Zastanawiałem się nawet, czy w pubie u Eda nie zafundowałem jej terapii szokowej i dlatego tak przycichła, ale naprawdę nie mogłem się nią przejmować.

          Każde z nas miało swoje smutki i traumy, każde zabawiało swoje demony.

          Zapytała tylko któregoś dnia, czy  mam jakieś plany względem mebli i rzeczy z pokoju, ale odpowiedziałem jej, że nic mnie nie obchodzą i może zrobić z nimi, co zechce. W najbliższym czasie i tak nie planowałem tam wchodzić.

          Poszła więc do Pauli, zaciągnęła ją na górę i tak długo do czegoś namawiała, że mama dała jej wolną rękę. I jakieś zdjęcie w ramce. Albo obraz. Nie przyglądałem się.

          Moje życie stłukło się na miliony kawałków na początku czerwca, a Yoda władowała się do niego kilka tygodni później, żeby glanami podeptać okruchy szkła. Po dwóch tygodniach jej obecności tutaj ostatecznie straciłem nadzieję, że Paula wybaczy Anji, a Anja wybaczy Pauli i wszyscy radośnie wrócimy do tego, co było.

          Zwykle nie rozmyślałem o tym, że jestem adoptowany, ale odkąd straciłem Anję, dręczyłem się myślą, czy jestem człowiekiem, którego ludzie po prostu będą porzucać. Może wypadło na mnie i tak będzie już zawsze? Ta myśl była gorzka i zatruta jak strzała i gdy raz dosięgła celu, czułem, że trucizna rozprzestrzenia się po całym moim ciele.

Sądziłem, że największą udręką jest to, że Anja zniknęła z mojego życia, ale bardzo się pomyliłem. Bo moja udręka dopiero teraz osiągnęła niespodziewany poziom, kiedy dziewczyna popołudniami zaczęła pojawiać się w pubie.

Po raz pierwszy dała mi o tym znać Sophia. Podeszła i rzuciła, że Anja siedzi sobie przy stoliku na zewnątrz z parką znajomych. Wyszedłem natychmiast to sprawdzić. Rzeczywiście, piła kawę w towarzystwie jakiejś dziewczyny i chłopaka, przy czym chłopak siedział obok, a dziewczyna naprzeciwko.

Uniosłem dłoń na powitanie i ze ściśniętym z bólu sercem podszedłem, bo nie miała już tu czego szukać, prawda? Prawda???

– Cześć... – powiedziałem, wkurzony, że mój głos brzmi tak niepewnie, jak zawsze, kiedy człowiek nie ma pojęcia, czy powinien się cieszyć, czy martwić. – Co za... niespodzianka.

Wpadanie do mnie po zapomniane rzeczy to jedno, ale zamawianie cappuccino ze znajomymi, to całkiem co innego.

– Ja po prostu lubię to miejsce – oświadczyła z rozbrajającym uśmiechem.

Lubi to miejsce. Noż kurwa.

Skinąłem jej głową i sztywno życzyłem smacznego, jakbym tu był na praktykach, a nie zapieprzał od wczesnego dzieciństwa.

W głowie niczym brzmienie kościelnego dzwonu huczały mi dźwięki I Wanna Be Yours Arctic Monkeys, piosenki, którą wyznawaliśmy sobie miłość, a która teraz zamiast koić, raniła mi serce z czyjegoś telefonu.

Detox Love Story | 16+ | WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz