Rozdział 4. Eryk. Feel Something

5.4K 331 372
                                    

ERYK

----------------------

– Mamo, czy nie mogłabyś się jej po prostu pozbyć? Może jeszcze nie jest za późno? – zapytałem błagalnym szeptem po tym, jak zaprowadziłem Paulę do Jody, a ona wspaniałomyślnie pozwoliła sobie opatrzyć rany. Co za łaskawość.

Moja mama Paula przywitała się z dziewczyną wylewnie, podziękowała jej za przyjazd i chęć wspomożenia nas latem, przemyła wodą utlenioną szramy, ranki i siniaki, wygłaskała guza i co najmniej pięć razy przeprosiła za nieopatrznie pozostawione przez Matthew wiadro z wodą.

Miałem nadzieję, że nie odważy się przeprosić za dzwon. Goście go uwielbiali. Przydawał się przy wygłaszaniu toastów, podczas eventów i podczas karaoke. Był tu od zawsze.

– Kochanie, no co ty! – Paula zrobiła przerażoną minę, jakbym zaproponował, żebyśmy ją zakopali w ogródku. Żywcem. – Nie mogę... Jestem coś winna przyjacielowi z Polski, obiecałam, że pomogę Jagodzie i nie zamierzam się wycofać po kilku minutach znajomości! To z całą pewnością przemiła zdolna dziewczyna, która po prostu potrzebuje chwili czasu, żeby się tutaj odnaleźć.

Jagoda. Śliczna i niesympatyczna blondynka, która mimo atrakcyjnego wyglądu już zawsze będzie mi się kojarzyła z zielonym pomarszczonym gościem z Gwiezdnych Wojen.

Prychnąłem, przypominając sobie minę Jody, która krzywi się, smakując nieznany jej wcześniej napój. I która wyśmiewa się z mojego imienia, porównując je do jakiegoś Eugeniusza. Dobrze, że nie pozostałem jej dłużny.

– Odnaleźć! Mówisz, jakby się zgubiła. Mamo, ona do nas naprawdę nie pasuje – spróbowałem ponownie. W końcu kamień drąży skałę, no nie? Nawet jeśli zwykle jest to kropla. Będę narzekał tak długo, aż Paula pojmie rozmiary tej pomyłki. – Poza tym, czy zupełnie nie interesuje cię to, że ja jej tu nie chcę?

– Już ci powiedziałam, że oddaję znajomemu przysługę i że nie zamierzam się wycofać. Ale jeśli nie dosłyszałeś, mogę to powtórzyć jeszcze kilka razy.

Staliśmy w korytarzu do kuchni, gdzie ją zaciągnąłem, żeby zasypać ją litanią wyrzutów, mając nadzieję, że akurat mnie posłucha. Nie byłem winny naszej tragicznej sytuacji kadrowej – a w każdym razie nie do końca. Niezależnie od tego, co zrobiłem, co w sposób całkowicie niezawiniony poleciało bumerangiem, kosząc wszystko, co znalazło się na jego drodze, i nabrawszy prędkości, wróciło, żeby mnie huknąć w łeb i zwalić z nóg. Więc pomimo tego, że w wyniku moich decyzji dwie osoby odeszły z pubu – jedna została wywalona z hukiem, a druga odeszła z własnej woli – to ja wciąż uważałem się za największą ofiarę. Może z wyjątkiem Anji.

No dobra, więc za wiceofiarę.

Gdy zalała mnie fala świeżych wspomnień o niszczycielskiej mocy lawy, poczułem dziwną złość, która w jednej chwili wybuchła, jakby od dawna potrzebowała jedynie pretekstu.

– Może jeszcze zamierzasz ją adoptować, co? – syknąłem.

– Nie kochanie. – Paula nie dała się sprowokować. – Adoptowałam tylko ciebie i nie planuję więcej dzieci – dodała znacznie łagodniejszym tonem.

Te dwa zdania wystarczyły, by uciszyć szalejący w moim wnętrzu wulkan.

Na chwilę.

💜💜💜

Byłem zupełnie w porządku.

Studiowałem. Z przerwami.

Biegałem. Regularnie.

Lubiłem życie.

Nie mam pojęcia, czym sobie nagrabiłem u kogoś tam na górze, że bez przerwy zasypywał mnie plagami.

Detox Love Story | 16+ | WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz