Wypadek

68 8 18
                                    

Chuuya szedł ulicami Yokohamy. Akurat zaczęło padać, a rudy nie miał ze sobą parasola. Przeklną pod nosem i wkurzył się na siebie, za to, że rano nie sprawdził pogody. Najbardziej ubolewał nad nowym kapeluszem, który ostatnio kupił. Był teraz cały mokry. Kilka minut później znalazł się przy wielkim, ceglanym budynku. Wyglądał na stary i poniszczony, przez co Nakahara stwierdził, że jest on pewnie opuszczony. Możliwe, że jest tam kilka bezdomnych, ale niebieskooki był na to przygotowany. Szef Portowej Mafii zarządził, aby każdy jej członek miał ze sobą broń. Wszelcy ludzie znajdujący się w budynku, nie byli więc zagrożeniem.

Chuuya ostrożnie otworzył drzwi, po czym wszedł do środka. Powietrze tu było dość chłodne, ale przynajmniej nie padało. Rudowłosy ściągnął ze swojej głowy kapelusz. Tak jak myślał, był cały mokry. Odłożył go na najbliższy parapet przy oknie jednocześnie uważając, aby nie potknąć się o przeróżne rzeczy, które leżały na podłodze. Na parterze budynku, w którym się teraz znajdował, nic tak naprawdę nie było. Pusta przestrzeń, brak jakichkolwiek pomieszczeń, jedynie schody, które prowadziłyby o piętro w górę i o piętro w dół. Podłoga została pokryta gruzem i rozmaitymi rupieciami. Swoimi oczami dostrzegł nawet brudne bokserki, na co wzdrygnął się z obrzydzenia. Nakahara był poniekąd człowiekiem, który cenił sobie porządek i czystość, a w szczególności higienę osobistą. Widok czegoś takiego sprawił, że przez chwilę rozmyślał nad opuszczeniem budynku i udaniu się do jakiegoś sklepu, aby tam przeczekać ulewę. Zdecydował jednak, że zostanie. Oparł się o ścianę i czekał. Był znudzony i poirytowany. Nagle z piętra niżej można było usłyszeć czyjeś kroki, które zbliżały się do schodów. Niebieskooki wyciągnął broń i był gotowy do konfrontacji z czymkolwiek, co właśnie zmierzało w jego stronę. Osoba, która pojawiła się po wejściu na piętro stała teraz naprzeciw rudzielca. Był to młody mężczyzna. Miał długie, proste włosy. Kolor lewej strony jego włosów miał kolor liliowy, a prawej biały. Szare oczy i kolczyki na obu uszach. Nosił długi biały płaszcz i czarne spodnie. Tył płaszcza miał błyszczący lub galaktyczny wzór na wnętrzu. Nieznajomy natychmiast podniósł ręce do góry. Wyglądał na zdezorientowanego. Ale to normalne, w końcu Chuuya celował do niego z pistoletu.

- Jak masz na imię? - zapytał chłodno niższy

- Co się teraz dzieje..? - odpowiedział pytaniem nieznajomy

- Gadaj! - krzyknął rudzielec

- Dobrze uh... Jestem Sigma

- Co tu robisz?

- Pada więc przyszedłem się schować, przy okazji zwiedziłem budynek, hej czy możesz już odłożyć broń?

Nakahara bez słowa schował pistolet i ponownie oparł się o ścianę. Sigma patrzył na niego przez chwilę, po czym ruszył w kierunku niższego i stanął obok niego

- A ty się nie przedstawisz? - zapytał przerywając niezręczną ciszę

- Chuuya

- Oh...

- Co? - rudowłosy odwrócił głowę w stronę Sigmy

- Nie nic. Więc ty też przyszedłeś tu, aby schować się przed deszczem?

- Tak - niebieskooki cały czas odpowiadał pojedynczymi wyrazami, co wydawało się wkurzać wyższego, który chciał rozpocząć jakąś rozmowę

Ponownie nastała niezręczna cisza. Szarooki zaczął rozglądać się, aby znaleźć coś, o czym mógłby porozmawiać z nowo poznaną osobą. Jego uwagę przyciągnął wilgotny kapelusz, który leżał na parapecie na lewo od rudzielca.

- To twój kapelusz? - zapytał wskazując na obiekt zainteresowania

- Ostatnio kupiłem. Teraz jest cały mokry, chociaż i tak wygląda lepiej niż przedtem

- Będziesz go musiał porządnie wysuszyć

- To zamierzam zrobić

Nieoczekiwanie dwójka zaczęła ze sobą rozmawiać na miliony tematów, a kiedy zapadała cisza, to była ona przyjemna. Po godzinie przestało padać, ale zrobiło się dość ciemno. Chuuya obliczył, że dotarcie do budynku Portowej Mafii zajmie mu pół godziny. Grzecznie pożegnał się z wyższym

- Uważaj na siebie - powiedział Sigma, po czym udał się w swoją stronę

Nakahara był zmęczony. Jego ruchy robiły się coraz wolniejsze. Przechodząc obok wysokich krzaków usłyszał coś szeleszczącego w nich. Ominął je, nie zwracając większej uwagi, gdy usłyszał nagle głos jakiegoś dziecka

- Pobawimy się?

Chuuya odwrócił się i zobaczył jak z krzaków wychyla się mała dziewczynka ubrana w długą czarną sukienkę. Jej oczy były za szerokie, a uśmiech przerażający

- To co? Pobawimy się? Mama i tata nie chcieli się ze mną bawić. Teraz nie nadają się do żadnej zabawy. Hej, hej, bawmy się! - dziewczynka zachichotała, a jej czarne włosy zaczepiały się o gałęzie, gdy próbowała wyjść. Wtedy oczom mężczyzny ukazała się wielką dziura na brzuchu małej dziewczynki. Była tak wielka, że można było włożyć do niej rękę

- Bawmy się! Chodź ze mną!

Nakahara wiedział, że musi uciekać. To właśnie zrobił. Biegł tak szybko jak mógł. Wciąż będąc w ruchu wyciągnął pistolet i odwróciła się żeby strzelić. Jednak nie było już dziewczynki. Zamiast niej biegło coś wysokiego, przeraźliwie chudego z długimi rękami, pustymi oczami i wykrzywionym uśmiechem. Było tak ciemne, że gdyby nie lampy przy drodze, Chuuya nie widziałby tego czegoś. W końcu zdecydował się strzelić, ale nie przyniosło to żadnego skutku.

Był już tylko kilka kroków od siedziby Mafii. Jedyne co musiał zrobić to przebiec przez drogę. Nie zastanawiając się wbiegł na ulicę, gdy nagle zza zakrętu wyjechało auto. Chuuya patrzył na zbliżający się do niego pojazd. Wiedział, że nie da rady uciec od zderzenia, a kierowca nie da rady wyhamować. Mimo tego, wciąż biegł. Wszystko stało się tak szybko. Najpierw uderzenie, potem ból, poczucie senności.

・・・

835 słów


Czy Chuuya przeżyje wypadek?!?!?
Kiedyś się dowiemy
Jeśli znaleźliście jakieś błędy to piszcie, ten rozdział powstał gdy dosłownie zasypiałam༎ຶ‿༎ຶ

Zgubiona nadzieja ┊Bungou Stray Dogs Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz